3

151 9 3
                                    

Środa. Środek tygodnia. Dwa dni męczarni za tobą, ale czekają kolejne cztery długie, jak broda Dumbledore i straszne, jak twarz Macgonagall o poranku dni. Z tą myślą Severus zwlókł się z łóżka i leniwie udał się do łazienki.

Po porannej toalecie obmył twarz zimną wodą i ciężko wzdychając skierował się ku szafie. Wyjął z niej swój standardowy strój i ociężale zaczął go na siebie zakładać.

Nienawidził poranków. Wtedy nie mogli go męczyć uczniowie i ich głupota, ale jednak każdy, nawet najmniejszy ruch przybliżał go drogą codzienności, do wyjścia z jego komnat i ponownego zmierzenia się z rzeczywistością.

Co prawda już na co dzień był chodząca depresją, czy to rano czy wieczorem, ale dzisiaj dobijało go coś jeszcze. Mianowicie; ten cholerny brodacz kazał mu wsiąść udział w jakimś idiotycznym konkursie, którego nazwa mówi sama za siebie i powiadomić o tym startującą w nim Granger! On!? ON ma jej to przekazać! GRANGER!?

Chyba naprawdę będzie musiał zacząć pić eliksir uspokajający bo inaczej dostanie kurwicy...

Jego myśli przerwał nieprzewidywany huk, z głębi sali. Pewnie jakiemuś pierwszoroczniakowi spadł talerz, a że w ich rękach różdżka to tylko ładnie wyglądający patyk, to nie ma się co dziwić, że nikt z nich nie wpadł na pomysł użycia Reparo czy Wingardium Leviosa.

Do Wielkiej Sali wraz z innymi uczniami właśnie weszła Granger. To przypomniało mu, że miał być zbulwersowany tym całym konkursem i pomysłem dyrektora. Jednak postanowił trzymać nerwy na wodzy i po chwili namysłu stwierdził, że powiadomi ją o tym po ich lekcji. Niestety lub stety eliksiry z gryfonami miał już za moment.

Hermiona lekko podekscytowana weszła do klasy i zajęła pierwszą ławkę. Wyjęła swój dziennik i zapisała w nim standardowe dane, czyli gdzie i kiedy?

Ledwo skończyła, a do sali wszedł profesor i zaczął wykład. Chcąc nie chcąc znowu spojrzała w jego oczy.

Kiedy ich wzrok się spotkał, Hermiona udała że patrzy na tablicę za nauczycielem aby potem szybko spojrzeć w swoje notatki. Dobra, musiała przyznać że ma ładne oczy, ale to że Snape ma głębokie i niesamowite spojrzenie oraz w loterii genetycznej wygrał rodzaj tęczówek, które się jej najbardziej podobają, nie oznacza że dopięła swego. Nadal widzi u niego, o wiele więcej wad niż zalet, a każdy wie, że Hermiona musi wiedzieć wszystko by było dobrze, zatem brak wiedzy w tej dziedzinie ją wewnętrznie dobija. Taka już była; przesadnie ambitna i zawsze dobrze poinformowana.

Kiedy dzwonek przerwał wykład profesora na temat właściwości korzenia waleriany, wszyscy zaczęli się pakować. Hermiona skończyła pisać i również włożyła książki do torby. Kiedy już miała wyjść z klasy, zatrzymał ją zimny głos nauczyciela.

- Panna Granger zostaje.

Odwróciła się na pięcie i podeszła do biurka Snapa. On sam przez chwilę szukał czegoś w szafce, a potem usiadł na krześle i spojrzał na nią z wyższością.

- Słucham panie profesorze - powiedziała kiedy tamten zajął miejsce.

- Dumbledore kazał mi przekazać, że będziesz reprezentować naszą szkołę w konkursie eliksirów, a ja będę musiał ci w tym pomóc.

- To wspaniale, a kiedy miałby się odbyć ten konkurs i... jak on się w ogóle nazywa? - dopytała chcąc być w pełni poinformowana.

- Złoty Kociołek - w jego ustach brzmiało to dość dostojnie. - Nasza konkurencja jest równo za miesiąc. Teraz codziennie po lekcjach będziesz przychodziła do mnie, do lochów na dodatkowe lekcje eliksirów.

- Śmiem twierdzić, że na poziomie siódmej klasy nie ma eliksiru, którego bym nie znała i nie umiała przygotować, poza tym...

- Ale to nie jest pierwszy lepszy amatorski konkurs. Jeśli chcesz wziąć w nim udział to codziennie o dziewiętnastej masz się stawić w moim laboratorium. Żegnam panno Granger. - powiedział.

Hermiona wyszła niezadowolona na korytarz i udała się w znanym sobie kierunku. Poczuła się obrażona, przez to iż Snape ośmielił się twierdzić, że potrzeba ją doedukować. Przecież wiedział, ba wszyscy wiedzieli, jaką wiedzą dysponowała gryfonka, więc jasne było, że eliksiry miała w małym paluszku. To nie tak, że nie chce się uczyć, bo z przyjemnością powtórzyła by to i owo, ale po co musi to robić na oczach nauczyciela?

Dodatkowo w tym wszystkim dobijał ją fakt, że mimo swojego intelektu, zawsze w oczach nauczycieli będzie porównywana do innych uczniów. Nie dość, że jest z Gryffindoru, co już samo z siebie niepoba się niektórym nauczycielom, to na dodatek jest kobietą i córką mugolaków, co dla Snapa stanowi kolejny problem.

Wściekła weszła do klasy OPCM i niedbale rzuciła książki na ławkę. Akurat mieli lekcję ze Slytherinem, więc tak się złożyło, że w sali oprócz Golden Trio było tylko dwóch ślizgnów z ich paczki.

- Uuuu, spokojnie, spokojnie - zaśmiał się Blaise.

- Och - westchnęła zirytowana - po prostu, Snape mnie wkurzył - znacznie skróciła, zdając sobie sprawę, że jeśli zaczęłaby im tłumaczyć co się stało to i tak by nie zrozumieli.

- Uwierz mi, on wkurwia nie tylko ciebie.

Hermiona przewróciła oczami.

- Ale wy się denerwujecie kiedy wstawia wam złe oceny, bo czegoś nie umiecie lub jeśli rozmawiacie na lekcji, a on wymaga ciszy. To normalne. Za to ja...

- Och dobra noo, Hemionaa daj spokój - Ron dość zmęczonym głosem wydał z siebie zlewających się w całość jęk - przecież wszyscy wiemy, że twoje problemy zawsze są związane z nauką.

Na Merlina, czy ona usłyszała to co usłyszała? Bo jeśli tak, to przed chwilą Ron; jej chłopak i jej przyjaciel powiedział że nic go nie obchodzi.

- Cóż Ronaldzie, ja chociaż...

Nie było jej dane dokończyć, albowiem do klasy wszedł nauczyciel i zaczął lekcję.

Przez całą godzinę, Hermiona rozmyślała o swojej relacji z Ronem. Ostatecznie postanowiła, spróbować spotkach się z nim i odbudować łącząca ich więź.

Wchodząc do Wielkiej Sali rozejrzała się za jego rudą czupryną i dostrzegła go rozmawiającego z Longbotom. Podeszła do nich i usiadła koło Weasley'a. Ręka pokazała Nevilowi, że chce porozmawiać ze swoim chłopakiem.

Kiedy gryfon się ulotnił, Hermiona szturchneła lekko Rona, aby na nią spojrzał. Był trochę zaskoczony jej widokiem, ale po chwili odwrócił się do swojego talerza i rozpoczął konsumpcję kurczaka w panierce.

- Ron... Czy mógłbyś dzisiaj o jedenastej być w pokoju wspólnym... Chciałabym z tobą porozmawiać.

- Jasne - odparł niewzruszony.

Kiedy Hermiona usłyszała odpowiedź twierdząca, uśmiechnęła się pod nosem i zajęła się jedzeniem. Miała nadzieję, że w ten sposób odbuduje uczucie łączące ją i Rona, ponieważ mimo, że cały czas bardzo go kochała (a przy najmniej tak jej się zdawało), on odpychał ją coraz częściej.

SevmioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz