Nudna historia pewnych kluczy

233 30 9
                                    

Zacieniona sylwetka dumnie stojąca przed kaplicą, schylającą się delikatnie nad drewnianą trumną, wpatrzona w jej ogromne wieko z wygrawerowanym krzyżem. Kwiaty rozłożone po całym grobie wyglądały jakoby bieluśka łąka wielo gatunkowych roślin porastała trumnę ze wszystkich stron. Nagle rozniósł się potężny odgłos dzwonu, wiszącego wewnątrz jednej z kościelnych wież.

Czarny zarys wyciąganą ręce w stronę łoża zmarłego i uchylił wieko. Leżąca tam osoba uchyliła powieki, spod których wylała się czerwona ciecz, plamiąc wszystko. Martwe oczy rozejrzały się dookoła, ciało uniosło się do siadu i otwierając blade usta, znów zaczęło oddychać...

Stałaś naprzeciwko lustra w małej łazience. Poprawiłaś swoje [wstaw kolor włosów] włosy oraz delikatnie rozsmarowałaś na twarzy krem. Twoje [wstaw kolor oczu] oczy były zaczerwienione i podkrążone. Wymyłaś dokładnie ręce z tłustej mazi, po czym przetarłaś swój narząd wzroku. Westchnęłaś i otwierając szafkę, ukrytą za lustrem, wyjęłaś z niej trzy opakowania różnych tabletek. Wyciągnęłaś z nich codzienną dawkę (o ile nie zapomnisz), po czym wrzuciłaś je do ust, a następnie szybko połknęłaś. Posprzątałaś po sobie, po czym wyszłaś z pomieszczenia pokrytego płytkami na wąski korytarz, kierując się do swojego pokoju. Szybko do niego weszłaś i zakluczyłaś drzwi. Odruchowo popatrzyłaś na okno, zauważyłaś twoich niedawno poznanych znajomych, podeszłaś do szklanej powłoki bliżej i przypatrywałaś się im z zaciekawieniem. Szli jakby nigdy nic, wygłupiając się i wykrzykując przez śmiech na tyle głośno żebyś słyszała ich przez zamknięte okno w swoim pokoju. W twojej głowie nasuwała się tylko jedna myśl "chcę iść z nimi". W momencie, gdy odprowadzali cię, wtedy wieczorem, zaproponowali ci również wyjście z nimi. Polubiłaś ich i po dłuższej chwili przyzwyczaiłaś się do faktu, iż niebiesko włosa dziewczyna jest tak naprawdę niebiesko włosy chłopcem i to do tego bardzo uprzejmy i miłym. Polubiłaś Sala, ale nawet za jego zgodą i po długich namowach bruneta nie chciałaś mówić do niego Sally Face.
Natomiast Larry w rozmowie z tobą wprowadzał taki luz. Nie stresowałaś się, tylko razem z nim śmiałaś i wykrzykiwałaś różne głupie słowa lub bezsensowne zdania, w takich to właśnie momentach nasza "dziewczynka" uczesania w dwa kucyki od was odchodziła, udając również, że was nie zna. W tym momencie twoja chęć wyjścia z domu wzrosła. Założyłaś na siebie bardzo długą koszulę, pokrytą wzorem moro oraz zawinęłaś sobie na szyi [kolor/wzór] długi szalik. Pospiesznie wypadłaś z pokoju i podchodząc do drzwi, chwyciłaś za klamkę.

-Dokąd się wybierasz młoda damo? - w twoich uszach rozbrzmiał przenikliwy głos twojej "matki". Nie chciałaś jej odpowiadać, dlatego szybko pociągnęłaś za klamkę. Drzwi były zamknięte.

-Tego szukasz kwiatuszku?-uniosła do góry dłoń, w której znajdował się mały pęk kluczy. Dźwięk obijania się o siebie miedzianych i metalowych kluczyków rozbrzmiał w twojej głowie, potęgując irytacje, jaka się w tobie w tym momencie zbierała. Podniosłaś głowę i odwróciłaś się do niej.

-Tak... - wycedziłaś przez zaciśnięte zęby. - więc łaskawie teraz możesz mi je oddać. - patrzyła się na nią wzrokiem umiejącym zabijać.

-A teraz usiądź...-ty nadal stojąc patrzyłaś się na nią pusto -USIĄDŹ!-przewróciłaś oczami, a następnie wykonała polecenie. -I pom...-kobieta zaczęła, chcąc dokończyć myśl, lecz ty nie dałaś jej dojść do słowa.

-Dasz mi już te klucze? Trochę mi się spieszy.- odrzekłaś, patrząc się na nią zniewazającym wzrokiem.

-Nie.- powiedziała twardo- I pomyś...-znów jej przerwałaś.

-A teraz mogę?- uśmiechnęłaś się głupawo i wyciągnęłaś do niej rękę, zginając dwu krotnie palce w szybkim geście.

-SIEDŹ SPOKOJNIE ALBO WOGÓLE NIGDZIE NIE PÓJDZIESZ! -warknęła już bardzo zdenerwowana kobieta. Powoli cofnęłaś rękę i zakładając ręce na piersi, usiadła głębiej w fotelu z miną naburmuszonego czteroletniego dziecka.

-Jeśli teraz mi przerwie...-pokazałaś jej dość niegrzeczny ruchem dłoni, by mówiła dołek swoje "złote" przemyślenia i głosiła swoją chorą politykę.
Kobieta westchnęła i złapała się za nos, podnosząc lekko metalowe okulary. Poirytowana wydała z siebie przedziwne dźwięk, co tylko potęgowało twoją satysfakcję z denerwowania jej. Uśmiechnęłaś się delikatnie pod szalikiem, po czym patrzyłaś się na nią już w pełni spokojna.

-Teraz pomyśl... czy ty na pewno chcesz wychodzić, przecież wszyscy ludzie będą cię oceniali. Nie jesteś do tego przystosowana, wyśmieją cię.

-A może...-tym razem kobieta odwdzięczyła ci się pięknym za nadobne.

-A chyba tego nie chcesz? - popatrzyła się na ciebie przekrzywiając głowę.

-No dob...-znów to zrobiła.

-Nie chcesz tego, prawda?-westchnęłaś.

-No tak, ale... - po tym razie już cię zdenerwowała.

-Jakie przerywanie komuś jest zabawne. - uśmiechnęła się chamsko, po czym wstała i rzuciła ci klucze.-przed zmrokiem masz być w domu. - warknęła i wyszła z pokoju. Byłaś zaskoczona jej zachowaniem, dlatego dłuższą chwilę siedziałaś w osłupieniu, lecz po chwili zerwałaś się z miejsca i pobiegłaś do drzwi. Szybko i nie umiejętnie otworzyłaś je, a następnie wypadłaś z apartamentowca i biegłaś ile sił w nogach w stronę, którędy zobaczyłaś chłopaków. Nie wiedziałaś gdzie są, ponieważ szli tędy już długi czas temu. Spuściłaś smutno głowę i idąc dalej w wzdłuż trawnika, patrzyłaś na buty.
Po dłuższej chwili marszu zrezygnowana podniosłaś wzrok i rozejrzałaś się po okolicy.
Byłaś tu sama, całkiem sama. Westchnęłaś i przymknęłaś oczy.

Czułaś się samotna, pierwszy raz, od kiedy pamiętasz.

####################

Rozdział krótki i nudny, przepraszam.

Spóźnionych wesołych świąt!

Jesteś moją muzą... [Larry x Reader] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz