Liczba kartonowych pudełek stale rosła, tak jak i moja obawa co do przeprowadzki. Kiedy odcięłam ostatni kawałek taśmy pakowej i zabezpieczyłam ostatni pojemnik poczułam jakby jakiś rozdział w moim życiu się zakończył.Związałam blond włosy w coś pomiędzy kitką a kokiem, założyłam oficerki oraz bryczesy i prawie że pobiegłam do boksu Maroco. Klacz parsknęła kiedy mnie zobaczyła a ja szybko założyłam jej ogłowie i wyprowadziłam ją, a następnie szybko wyczyściłam i zarzuciłam na jej grzbiet siodło, spięte już z czaprakiem i podkładką a także ochraniacze a następnie założyłam kask, podpięłam popręg i szybko wsiadłam klepiąc konia po szyi. Jeszcze z siodła poprawiłam popręg i pozwoliłam iść jej swobodnym stępem ścieżką prowadzącą do ulicy.
Wyłączyłam telefon żeby telefony mamy nie przeszkadzały mi w terenie a następnie przeszłam przez ulicę i pogłaskałam klacz — jeszcze niedawno w takiej sytuacji, mówię tu o samochodzie który przejechał zaraz za jej zadem, spłoszyłaby się, a teraz jedynie skuliła uszy. Podciągnęłam popręg, zebrałam wodze i zakłusowałam. Tym razem jechałam ścieżką dalej niż zazwyczaj, poza teren plaży dla turystów. Skierowałam klacz na ledwo co widoczną trasę i zwolniłam ją do stępa by miała siłę na galop nad brzegiem morza. Słysząc szum bijących fal nadstawiła ku niemu uszy i lekko przyspieszyła.
Pozwoliłam jej zagalopować nad brzegiem i przeszłam do półsiadu oddając jej trochę wodzy. Odebrała to jako znak do przyspieszenia więc po chwili rytmiczny, spokojny trzytaktowy chód ustąpił miejsca czterotaktowemu pędzeniu na łeb na szyję, jednak i mi i jej bardzo to odpowiadało. Nie czułam tryskających drobinek wody i kropli wody, dopiero cięższy oddech siwej zdołał skłonić mnie do spokojnego zwolnienia jej do kłusa. Jej nagłe przejście wyrzuciło mnie z siodła na szyję, jednak szybko odchyliłam się i zwolniłam klacz do stępa.
Nie dbałam o to, że pewnie mam jakieś pięćdziesiąt nieodebranych połączeń — należało jej się. Jeszcze lepiej jakby szukała mnie policja i musiałaby zapłacić im za poszukiwania. Chociaż pewnie pierwsze co zrobiłaby to pójście do stajni, a tam zobaczyłaby pusty boks. Pogłaskałam siwkę która odzyskała już normalny oddech i pozwoliłam jej zanurzyć się w wodzie po nadgarstki i stawy skokowe.
Dopiero sprawdzenie godziny w telefonie sprawiło że zebrałam wodze i odciągnęłam siwkę od rozchlapywania wody kopytem. Niechętnie odeszła od wody, jednak kiedy stanowczo przyłożyłam łydkę nie mogła zrobić nic więcej oprócz skulenia uszu i wierzgnięcia. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo kochałam tego konia i jak bardzo nie chciałam jej oddać. Desperacko szukałam jakiejkolwiek metody i sposobu który pozwoliłby mi zostawić Maroco u siebie, jednak nic nie udało mi się wskórać.
Straciłam ją.
Choćbym zapierała się rękami i nogami, idąca teraz razem ze mną klacz powoli się oddalała, znikała z mojego życia, zacierała wszystkie ślady istnienia. Nawet moja mama zaczęła się zachowywać jakby już kompletnie o niej zapomniała a ja nie przebywając z nią dłużej zaczynałam się zastanawiać czy nie była jedynie kolejnym wytworem mojej wyobraźni. Nawet mój pendrive ze zgranymi zapasowymi zdjęciami Mari po prostu się popsuł, niemo pokazując mi „MAROCO NIE MA".
Zamyślona nie zauważyłam nawet że klacz skręciła w główną ścieżkę i w ciągu kilku minut byłyśmy już przy ulicy. Niechętnie przez nią przeszłam i nakierowałam klacz na drogę do stajni. Zsiadłam z niej szybciej, zdjęłam jej ochraniacze i siodło, a następnie schłodziłam nogi na prowizorycznej myjce. Weszłam z nią na pastwisko i zdjęłam ogłowie a następnie przytuliłam, co nieszczególnie przypadło jej do gustu.
Odłożyłam sprzęt ale nie odważyłam się znowu włączyć telefonu spodziewając się spamu powiadomień. Nawet nie zastanawiałam się nad konsekwencjami mojej „ucieczki", ale niezbyt mnie interesowały, bo przecież wróciłam do domu a moja mama najwyżej na mnie nakrzyczy jak zawsze.
CZYTASZ
Maroco
Short StoryJeśli marzenia rzeczywiście mogą się spełniać - a według mnie mogą - to z pewnością dzieje się to na plaży o zachodzie słońca. Życzenia wypowiedziane tam mają niezwykłą moc a ja uważam, że mogą się ziścić. Właściwie - uważałam, bo moje idiotyczne pr...