4

42 4 0
                                    


Nie wiem czy wiadomość, że moja mama nie dostała tej pracy bardziej mnie ucieszyła czy zasmuciła. Chyba po prostu nie lubiłam zwalać się komuś na głowę, jednak, z tego co widziałam, ona nie miała z tym problemu. Charlotte też nie.

Tym razem to była praca, za którą miała dostawać siedem razy więcej niż za tamtą w Kalifornii, jednak jak dla mnie mogłaby nadal zarabiać mało i pracować tam, w końcu restauracji było dużo, nie tylko ta jedna z której ją wywalili — chociaż, jak już się przekonałam, nie mam za wiele do gadania. Charles, wkurzający wszystkich swoim szczekaniem maltańczyk wbiegł do mojego pokoju i zaczął ujadać bez większego powodu. Miałam go tak dosyć, że aż zachciało mi się wyjść z domu, więc założyłam buty i wzięłam telefon oraz klucze, a następnie wyszłam i zamknęłam mieszkanie.

Po kilku krokach zatrzymałam się nie wiedząc właściwie co mogłabym zrobić. Nie znałam tego miasta i nie miałam zamiaru go poznać. Ciocia była do późna w pracy a mama miała dwie rozmowy, jedna po drugiej ale i tak miałam za mało czasu żeby pojechać do Maroco — musiałam wziąć też pod uwagę to, że tak naprawdę nie znałam nawet nazwy stajni w jakiej wylądowała i nie wiedziałam czy to, że jest niecałą godzinę drogi ode mnie również nie było kolejnym kłamstwem.

Rozważałam jeszcze jedną opcję — mogłam pójść i zobaczyć to cudowne i niesamowite Marble Hills, zrobić parę zdjęć jako dowód że tam byłam i wtedy Charlotte dałaby mi spokój — w końcu kazała mi pójść tam „chociaż raz".

Kolejną opcją która przyszła mi do głowy kiedy stałam jak idiotka na środku chodnika było pójście i zobaczenie mojej przyszłej szkoły dokładniej, bo byłam tam dosłownie na chwilę dopełnić formalności a sekretariat był zaraz przy wejściu. Rozpoczęcie roku było za dwa dni ale z wahaniem postanowiłam pójść w przeciwną stronę, do stajni.

Szybko wyszukałam gdzie ona jest i na szczęście była tuż pod miastem, a ciocia miała dom na obrzeżach, więc nie musiałam iść i bić się z myślami czy nie zawrócić nie wiadomo jak długo.

Wreszcie zostawiłam miasto za sobą, a zamiast spalin moje płuca wypełniło w miarę czyste powietrze. Poczułam się prawie jak w domu, a kiedy tak szłam ścieżką i słyszałam rżenie koni uświadomiłam sobie, że nie brakowało mi tylko Maroco ale i tych zwierząt. Naprawdę chciałam tu być, chociaż jeszcze wczoraj odmawiałam zrobienia kroku w tą stronę.

Po mojej prawej stronie była ogrodzona z trzech stron żywopłotem i z jednej białym płotem ujeżdżalnia. Jasny piasek leżał nieruszony, belki stały na swoich miejscach, jakby zatrzymał się tu czas. Rżenie się powtórzyło a ja obróciłam się w lewo i zobaczyłam drugi maneż który był idealną kopią pierwszego, z tą różnicą że nie było na nim przeszkód a po kole galopował wysoki, kary koń. Musiałam przejść kilka kroków żeby zobaczyć niewielkie pastwisko, na maksymalnie dwa konie ukryte za gęstwiną żywopłotu i rżącą, tarantowatą klacz która najwyraźniej nie przepadała za samotnością.

Za drugim maneżem zauważyłam ciągnące się przez wielkie pola pastwiska różnej wielkości odgrodzone odznaczającymi się, białymi płotkami. Moją uwagę przykuła jednak stajnia, którą zobaczyłam nieco dalej. Kiedy tam poszłam wylądowałam na czymś w rodzaju skrzyżowania. Ścieżka bardziej na lewo prowadziła gdzieś na — chyba — hale, które były co najmniej dwie, a ścieżka bardziej na prawo mogła mnie wyprowadzić do kolejnych stajni i czegoś w stylu biura, a przynajmniej tak oznajmiał drogowskaz umieszczony przy stajni.

Postanowiłam że zobaczę najpierw hale i, jeśli tam też będzie mało osób albo w ogóle, wejdę do stajni licząc na to, że nikt mnie nie złapie. Hala pierwsza była w tym samym budynku co stajnia ale była zamknięta, jedyne co to widziałam mały kawałek przez okno z boku — ot zwykły piach, a budynek tonął w mroku więc szczerze wątpiłam, że ktoś tam był.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 05, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

MarocoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz