Młody zaczął gimnazjum. Pojawiły się dziewczyny. Pojawiły się związki. A ja? A ja żyłam tak jak wcześniej, nic się nie zmieniło. Jednak chyba pozostawiłam ślad w Młodym, bo próbował ze mną być. Chyba 4 razy. Ale ja wciąż nie wiedziałam czym jest związek. Nie wiedziałam jak kogoś kochać. A może wiedziałam tylko się bałam. Minęły 3 lata od Tropikalnej wyspy. Ja zaczęłam ostatnią klasę gimnazjum (jestem rok starsza od Młodego). Ścięłam moje piękne, długie włosy. Dlaczego? Chciałam zacząć nowy etap w życiu. Dobra w tamtym momencie po prostu chciałam je ściąć, ale teraz wiem, że to był początek nowego etapu. Młody w wakacje przed moją 3 klasą chciał mnie po raz 3 namówić na związek. Spotkaliśmy się. Na cmentarzu. Tak, ja wymyślałam miejsce. Wzięłam ze sobą kota na smyczy. Don't ask again. Przyjechał na rowerze, przywiózł mi ferrero rocher, podczas gdy ja nie lubiłam czekolady. Ale tak, liczy się gest. Jednak podziękowałam i nie wzięłam. Co tu dużo mówić o tym spotkaniu, nie zostaliśmy parą. Gdy żegnaliśmy się niedaleko mojego domu powiedział do mnie 'to pa... koleżanko'. I to mnie ruszyło. Ruszyło bardzo. Znów łezka w oku pisząc to. Ruszyło, ale nie zrobiłam z tym nic. Dodam tylko, że cały czas ze sobą pisaliśmy, w ogromnych ilościach, z czasem całymi dniami, ale w szkole ani słowa. Jak widział mnie gdzieś to zawsze mówił coś do swojego kolegi - oczywiście żebym usłyszała - na zasadzie 'piękna pani'. To mi imponowało. Ale nie robiłam z tym nic. W końcu Młody kilka dni przed moimi 15 urodzinami spróbował jeszcze raz mnie namówić. I namówił. Woooow. Ale ja byłam głupia, byłam po prostu ughhh... nienormalna i zerwałam z nim dzień przed urodzinami. Byliśmy ze sobą 2 dni. Woooow. Lepsze to niż 15 minut i zerowanie przez Facebook'a.