Rozdział 8

1.2K 88 6
                                    

Nie myślałem długo nad odpowiedzią. Była ona prosta. Oczywiście, że brzmiała ona nie. Nie chciałem jego pomocy. Uważałem, że nie potrzeba mi nikogo litości.

- Sorry, ale nie. Serio, radze sobie, a z Olejnikiem to była jednorazowa akcja...

- Kogo chcesz oszukać? - popatrzył mi prosto w oczy - Nie dajesz sobie rady, widzę przecież jaki chudy jesteś. Nic nie jesz...- mówił, tak smutnym głosem, że zacząłem się zastanowić nad jego propozycją.

To prawda nie jadłem za dużo. Po co kłamać... nie jadłem w ogolę. Żyłem o szklance wody i kilku sucharach. Brzuch bolał mnie nieustannie tak samo jak głowa. Żeby nie czuć bólu spałem, lub brałem silne leki przeciwbólowe. W cztery dni zużyłem całe opakowanie. Dobrze, że on o tym nie wiedział. Zmartwił by się jeszcze bardziej. Zabrał by mnie do szpitala na płukanie żołądka, a tego bym nie zniósł. Miał racje, ale tej racji nie chciałem mu przyznać.

- Okey, może rzeczywiście trochę schudłem, ale bez przesady. To nie jest powód, abyś się do mnie wprowadzał. Zresztą byłbym tylko problemem... - powiedziałem nie patrząc na niego.

On natomiast przysunął się do mnie jeszcze bliżej i ujął delikatnie moją dłoń. Nie wyrywałem jej, pozwoliłem mu na ten ruch.

- Jakim znów problemem? Posłuchaj, ja naprawdę chcę ci pomóc. Nie mogę patrzeć jak tracisz w oczach, jak powoli zamykasz się przed całym światem...

Oparłem się głowa o jego ramię. Prawdę mówiąc, z każdym jego słowem byłem coraz bardziej chętny aby przyjąć jego propozycje. Jednak coś mi nie pozwalało. Coś w środku mnie, mówiło żebym się nie zgadzał...

- To co? - uśmiechną się do mnie i palcem delikatnie pogładził moją dłoń.

Nie rób tego. Nie zgadzaj się. On kłamie. Tak naprawdę nie chce ci pomóc. Nie zrozumie cię. On tak naprawdę nigdy nie był twoim przyjacielem, przejrzyj na oczy - głos w głowie nie ustawał. Byłem taki zdezorientowany, taki zagubiony. Ale tylko w środku, na zewnątrz wyglądałem dobrze, nawet się uśmiechnąłem. Nie wiedziałem, jaka podjąć decyzje, aby potem nie żałować.

- Noo okey, zgadzam się. - uśmiechnął się szeroko na te słowa. Chciałem pokazać, że jestem równie zadowolony z tej decyzji, lecz jedynie na co był mnie stać w tamtej chwili to ciche mruknięcie i delikatny uśmiech.

- Mega! To ja za 4 godzinki tu będę, już z walizkami – mówił szczerząc się do mnie.

4 godziny. Sądziłem, że mężczyzna zjawił się u mnie dopiero za kilka ładnych dni, przez co moje zdziwienie nie umknęło Oskarowi.

- Oj co się tak dziwisz. Ja wiele rzeczy nie potrzebuje.- powiedział radośnie i wyszedł pospiesznie z domu.

Brawo! Po prostu barwo. On ci nie pomoże! A tylko zaszkodzi. Zresztą zobaczysz i sam się przekonasz. Jest sztuczny, tak ciężko ci to jest zauważyć?! - ten głos... miałem go dość.

Pojawił się piątego ranka od jego zniknięcia. Może to z głodu, zaczynałem mieć omamy. Może były to początki jakieś choroby, może pojawił się z bólu jaki czuł mój organizm. W każdym razie, co nie robiłem, o czym nie myślałem on zjawiał się. Nie mogłem przez niego normalnie myśleć, funkcjonować.

Gdy tylko zatrzasnął za sobą drzwi, poszedłem do swojego pokoju. Zastanawiałem się , w której sypiali zamieszka szatyn. Od razu wykluczyłem pokój Łukasza, był zamknięty... nikt nie miał prawa tam przebywać. Pozostały mi do wyboru jeszcze dwie sypialnie. Jedna znajdowała się obok mojego pokoju a druga na dole. Wolałbym, żeby wybrał tą na dole. Po nocach nie spałem, od czasu jego zniknięcia poduszka była nieustannie mokra od łez. Byłem słaby i wstydziłem się tego. Nie chciałem, żeby tego słyszał, żeby o tym wiedział. Do czasu jego wyprowadzki, musiałem czymś się zająć. Spanie nie wchodziło w grę, za bardzo bałem się głosów. Postanowiłem męczyć oczy, grając na konsoli. Taki czterogodzinny maratonik grania w przeróżne gry, brzmiał świetnie w zaistniałem sytuacji.

Rzadko kiedy grałem na konsoli. Używał jej głównie mój brat i Oskar,czasami Łukasz. Nie miałem kiedy poświęcać swój czas na tą rozrywkę, bo jak nie kręciliśmy filmiku, to albo coś montowałem albo jeździłem na różne wyjazdy. Czasami też pomagałem Łukiemu w jego tworzeniu muzyku, ale głównie to się tylko przysłuchiwałem jak nagrywał kolejne kawałki. Lubiłem to. Zawsze śmiać mi się chciało, jak podczas rapowania tak fajnie wywijał tymi rekami. On sam nie widział w tm nic śmiesznego, co mnie jeszcze bardziej bawiło. ,, Produkcja Kruszwil,, - kochałem to w tych piosenkach. Ten wstęp zawsze mi przypominał, że jestem częścią tego co on tworzył, mimo że nikt nie zwracał na to uwagi. Gdy powstawał teledysk do pierwszej piosenki, znaczy ,, Pięknej i bestii,,, w oryginalnym teledysku się uśmiechnąłem. Jednak Łukasz usunął to. Podrasował go trochę i wydał, bez mojego uśmiechu, w teledysku był mnie znaczne mniej. Z kilku scen z moim udziałem zrobiła się jedna czy dwie. Pewnie ciekawi jesteście dlaczego? Szczerze to sam nie wiem. Łukaszowi coś nie pasowało w tym uśmiechu, mówił że nie współgra z resztą. Nie sprzeciwiałem się. Zrobi to co uważał za słuszne. To był jego teledysk, jego wybór, jego debiut. Cieszyłem się wraz z nim. Nie byłem zazdrosny, ani nic z tych rzeczy. Wiedziałem przecież ile trudu włożył w przygotowanie tej niespodzianki dla widzów. Te cholerne łańcuchy... pamiętam jakie miał pokaleczone nadgarstki po tym. Mówiłem mu, że może zastąpimy je czymś innym, jednak on się uparł. Zawsze był mega uparty, uparcie dążył do celu. Cel zrealizował, udało mu się, piękna i bestia w niedługim czasie od wydania wbiła 10 miliomów. Był taki ambitny, taki szczęśliwy. Chodził po domu cały rozanielony, co mnie osobiście wkurzało. Gdy moje filmiki miały po 2 czy 3 miliony, jego jeden miał 10. Troszkę było mi przykro, jednak mimo wszystko byłem z niego bardzo dumny...Mój Kamerzysta osiągnął sukces, nagrał piosenkę która no powiem szczerze rozpierdoliła polskiego You tuba. Jego wyświetlenia doprowadzały do obłędu. Tymi nutami pobił tyle rekordów...

Jak mogłem się nie cieszyć, jak mogłem nie być z tego człowieczka dumnym?

Jego szczęście było moim szczęściem, jego smutek był moim dramatem...

Zapomniałem się pożegnać  [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz