Część Czwarta

794 53 26
                                    

Pozbieranie się po tamtym dniu, kiedy zamieniła się z Christiną, kosztowało ją mnóstwo energii. Udawanie przed wszystkimi, że jest dobrze, kiedy każdy kolejny dzień był oczekiwaniem… Wiedziała, że to nie będzie łatwe, ale powoli zaczynało ją przerastać. Zaczynała żałować swojej decyzji, ale czy mogła postąpić inaczej? Czy miała iść do niego i wyznać mu, że wie wszystko? A może powinna udawać, że nic nie wie, ale pod błahym pretekstem zaproponować spotkanie? Jak długo jeszcze potrwa, nim on zorientuje się w tym oszustwie? Czy w ogóle uda mu się rozpoznać Hermionę w Christinie? We wszystkich kategoriach, w jakich do tej pory rozpatrywała swoją sytuację, rozum kazał jej czekać. Ale serce… Serce tęskniło, chociaż samo nie wiedziało, do czego. Biło szybciej na samą myśl, na samo wspomnienie, na widok czarnego płaszcza po drugiej stronie ulicy.

On nadal nie przychodził.

Powiedziała wtedy Christinie, że to on musi teraz wykonać ruch. Nieważne, że nie wiedział nawet, że to jego kolej. Ale gdyby to ona poszła lub napisała do niego, przekreśliłaby swoje szanse. Odebrałaby mu rolę łowcy, urażona męska duma na zawsze skryłaby jego uczucia. Albo stałoby się to samo, co kiedyś między nią i Ronem: po śmierci Harry’ego oboje byli załamani, oboje potrzebowali bliskości – i mieli siebie. Dopiero teraz, po latach, Hermiona zdała sobie sprawę, wszystko poszło zbyt łatwo i to dlatego im nie wyszło. Ani ona, ani Ron nie musieli się starać dla tej drugiej osoby. Po prostu byli. Aż przestało to wystarczać.

Minęły przeszło dwa długie, ponure, niemal depresyjne miesiące. Ciągnęły się niemiłosiernie. W międzyczasie minęły też święta, które w ogóle jej nie cieszyły. Dostała co prawda zaproszenie do Nory, ale pojawiła się tam tylko na chwilę, to miejsce przywoływało zbyt wiele wspomnień. Ron nadal się do niej nie odzywał, pozostali Weasleyowie byli bardzo serdeczni, jak zwykle, ale nie czuła się swobodnie i wyszła od nich najszybciej, jak się dało. Odwiedziła też rodziców, byli zdrowi i szczęśliwi. Czy ktoś może być zbyt szczęśliwy? Zazdrościła im w pewien sposób. Wróciła do siebie, zanim zaczęła czuć się podle.  Zaczął się nowy rok, mijały kolejne jego dni, ale nadal nie działo się nic. Podobno czekanie jest zawsze najgorsze. Czekanie, kiedy tak naprawdę nie ma się pojęcia, czy w ogóle warto czekać, czy jest na co. Miała nadzieję, że tak, ale jeśli Christina się myliła? Jeśli to było tylko zaspokojenie żądzy? Co wtedy? Jak bardzo będzie zawiedziona i rozczarowana? Dlatego do tej pory starała się nie nazywać uczuć, jakie w niej kiełkowały. Nie chciała identyfikować tej tęsknoty. Bo jeśli on nie przyjdzie? Jeśli nigdy nie przyjdzie?

Postanowiła: dziś da mu ostatnią szansę. Jej czekanie miało się dzisiaj skończyć. Jeśli po jej występie on nie pojawi się u niej, to koniec. Będzie musiała wymazać wspomnienia o nim, po prostu zapomnieć ciche słowa, ciepłe usta, dłonie na swoim ciele. Jakby to się nigdy nie stało. Bo przecież tak naprawę ukradła te chwile, nie powinno jej tam być.  Poczuła zimny dreszcz, gdy zamykała za sobą drzwi auli. Weszła na podwyższenie i zaczęła szukać wzrokiem znajomej sylwetki, przenikliwych oczu, jakiegoś gestu, który powiedziałby jej, że jest obecny wśród słuchaczy. Być może zamaskowany za pomocą eliksiru czy zaklęcia – ale jest. Nie doczekała się. Słowa wychodziły z jej ust jakby bez udziału woli. Wyuczone na pamięć machinalne wypowiedzi. Potem nie miała nawet pewności, czy niczego nie pomyliła. Nie zapamiętała nazwisk ludzi, których jej przedstawiono, ani ważnych sponsorów, ani naukowców. Skupiona była tylko na obserwowaniu i doszukiwaniu się jakiegokolwiek podobieństwa, jakiegoś znaku. W końcu miała już dość. Zaczęła szukać sposobu na opuszczenie bankietu, na wyrwanie się z tłumu. Ciągle jednak ktoś zastępował jej drogę, zagadywał, chciał od niej czegoś, wołał. W końcu uciekła, udało jej się wyrwać. Szybko wróciła do swojego mieszkania. Tam dopiero głębiej odetchnęła. Miała wrażenie, że zachowuje się jak wariatka, a to wszystko przez niego. Jeśli się u niej nie pojawi, będzie to znaczyło tylko jedno: poszedł do Christiny, nie zauważył różnicy. Minuty zamieniały się w godziny, a ona czekała, ciągle czekała. Nie potrafiła nic zjeść, a woda zdawała się nie nawilżać wyschniętego gardła. Otworzyła butelkę wina, licząc, że pomoże jej się ono uspokoić.

Podobieństwo (zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz