*Rozdział 6* Rozpacz

8 0 0
                                    

Obudziłam się w swoim łóżku. Wstałam, ubrałam się, zeszłam na dół jak gdyby nigdy nic. Zjedliśmy razem śniadanie ja, mama, tata. Siedzieliśmy potem jeszcze chwilę wspólnie przy stole, rodzice o czymś rozmawiali, ale ja się zamyśliłam i nie słyszałam.
-Mogę iść do James'a? -spytałam mamy.
-Jasne, tylko ostrożnie mi tam z nim.-pogroziła palcem.
Pobiegłam na przedpokój wzięłam moją kurtkę, kiedy wiązałam moje buty przyszła mama.
-Daj pomogę ci. -przyklękła i zawiazała mi jednego buta.
-Mamo jestem duża, potrafię wiązać buty.- wiązałam drugiego już sama.
-No wiem, ale dla mnie zawsze będziesz mała.-uśmiechnęła się. -Kocham cię myszko moja wiesz? -przytuliła mnie mocno.
-Wiem mamusiu ja ciebie też.
-Zanim wyjdziesz idź pożegnać się z ojcem.

Weszłam do dużego pokoju, na kanapie przed telewizorem leżał mój tata. Podeszłam do niego i rzuciłam mu się na szyję.
-Kocham cię tatusiu!
-Ja ciebie też księżniczko, na zawsze razem?-podniósł mały paluszek w górę, taka nasza obietnica na palec.
-Na zawsze. -podałam mu swój. -Lecę do James'a, wrócę niedługo. -pocałowałam go w policzek. -Pa!
Pomachał mi, a ja wyszłam z pokoju. Minęłam się znowu z mamą i wyszłam. Daleko do James'a nie miałam, mieszkał po drugiej stronie ulicy. Wpadłam do niego na podwórku, czekał na mnie przed domem. Przywitaliśmy się naszym specjalnym przywitaniem i zostaliśmy przed domem. Przyszedł do nas Jo z kanapkami oraz lemoniadą. Zostawił na stoliczku, następnie wrócił do domu.

Nagle zrobiło się ciemno. Przez szpary w płocie widziałam jak pod mój dom podjeżdża jakiś samochód. Wcześniej go tu nie widziałam. Wysiadło z niego dwóch mężczyzn. Jeden łysy, tęgi, miał tak ciemne oczy, że dostrzegłam je aż stąd, z tatuażem na karku. Drugi wysoki, szczupły, brunet z brodą, miał tatuaż na dłoni, ten miał jasne oczy. Zastanawiałam się czego oni tu chcą. Łysy stanął przed domem na czatach. Brunet wszedł do środka, gdzie byli rodzice. Wspólnie siedzieli na kanapie w salonie. Kiedy to zobaczyłam, chciałam wyjść od James'a. Ale mnie zatrzymał.
-Gdzie idziesz?
-Do domu, ktoś tam jest. Widzisz? -Pokazalam mu przez dziurkę.
Moja mama stała odwrócona, nagle mężczyzna wyciągnął pistolet.
-James! JAMES! Musimy coś zrobić.
-Na pewno nie możemy tam iść, poradzą sobie.
-Nie ja muszę im pomóc! -Wyszłam z posesji, było na tyle ciemno, że łysy nawet nie zauważył. Schowałam się w krzakach przed płotem domu Jo. Po chwili dołączył do mnie James. Patrzyliśmy teraz jak ten mężczyzna celuje w mojego ojca, a mama niczego nie świadoma jest odwrócona. Okno było otwarte, chciałam krzyczeć, ale jedyne co mi się udało to otworzyć szeroko buzie. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. James'a też zatkało. Nieoczekiwanie mężczyzn nacisnął na spust. Oddał około dwóch strzałów. Widziałam jak mój ojciec łapie się za klatkę piersiową. Mama odwróciła się gwałtownie, próbowała go łapać. Łzy napłynęły mi do oczu. Nie mogłam się ruszać. Chciałam tam pobiec i ochronić go własną piersią, ale nie mogłam, czułam się jakby ktoś mnie przywiązał do podłogi. Wycelował wprost do mojej matki. Krzyczała coś... ale on, bez mrugnięcia okiem, bez jakiegokolwiek wahania pociagnął za spust po raz drugi. Teraz już mogłam się ruszać, już prawie tam pobiegłam, ale James złapał mnie za rękę i powiedział, abym tego nie robiła. Więc stałam jak wryta patrząc, jak odchodzi. Dał jakiś znak łysemu, wsiedli razem do samochodu, starałam się zapamiętać jak najwięcej szczegółów, odjechali. Teraz już mnie nie zatrzymał, pobiegłam tam, a on został w krzakach. Wbiegłam do dużego pokoju, leżeli tam trzymając się za ręce. To był okropny widok, cali pokrwawieni. Uklekłam obok nich.
-MAMO!? TATO?! POWIEDZCIE COŚ?! -ale nie odpowiadali, było za późno. Nie żyli. Stałam przy nich, w ich plamach krwi. Nagle do pokoju wbiegł zdezorientowany Jo. Popatrzał na mnie z żalem, a ja nawet już nie płakałam. Wpadłam w histerię. Jo próbował mnie odciągnąć od nich, ale ja się wyrywałam, kopałam, nie dałam się dotknąć.
-NIE! NIE ROZUMIESZ? TO NIE PRAWDA! -zaczęłam krzyczeć przez łzy. -Nie... nie, to nie... JO ZRÓB COŚ!
-Sky obudź się. -powiedział kładąc rękę na moje ramię.
-Co? -zapytałam zdezorientowana.
-Obudź się Sky... -powtórzył jakiś głos w oddali.
Jak gdyby nigdy nic wszystko zniknęło, siedziałam w samochodzie, obok mnie był Tom, na którym zasnęłam. Staliśmy już przed domem. Otarłam łzy rękawem.
-Wszystko w porządku? Krzyczałaś... i ...
-A jak myślisz? -spojrzałam na niego, ponownie z łzami w oczach, a on przytulił mnie.
-To był tylko zły sen.
-Nie... to nie był "tylko zły sen ". To było wspomnienie. -wysiadłam z samochodu, a on zaraz za mną.

Zamknęłam za sobą drzwi i rzuciłam się na łóżko w moim pokoju. Od powrotu z nikim jeszcze nie rozmawiałam, nie mam zamiaru. Muszę pobyć sama, po tym jak... Jak znowu musiałam to przeżywać. Za każdym razem gdy mi się to śni coraz wyraźniej widzę jego twarz, a może to moja wyobraźnia płata mi figle? Sama już nie wiem... Muszę go znaleźć. Obiecałam to tacie...
Słyszałam jak wołali mnie z dołu, na to Tom coś im powiedział. Po pewnym czasie ktoś zapukał do drzwi, była to Marta. Otworzyła je i zostawiła jedzenie na ziemi, nic nie mówiąc. Nawet nie ruszyłam tej tacy, nie chciałam jeść, a co dopiero spać. Leżałam w łóżku jakaś godzinę. Postanowiłam wstać, przebrać się w coś wygodniejszego. Stanęłam przed lustrem, zastanawiają się dlaczego im nie pomogłam. Okej Jo mówi, że nie mogłam nic zrobić w końcu byłam dzieckiem, ale jednak mam poczucie winy.
Podeszłam do komody, której miałam stać jakieś szpargały. Jednym ruchem ręki zrzuciłam wszystko co na niej było, zaczęłam krzyczeć. Z szuflady wywalałam wszystko jak leci, krzycząc. Aż w końcu przestałam, zsunęłam się po ścianie, oparłam głowę o kolana i płakałam. Nic innego mi nie pozostało. Pękłam.
Ktoś wszedł do pokoju, bo usłyszałam jak drzwi uderzają o tace. Nie chciałam nawet sprawdzać kto to,ale miałam wszystko w dupie.
Podeszła do mnie mała Agnes i mnie mocno przytuliła, nic nie mówiła. Jak zobaczyłam że to ona, wyprostowałam nogi i na nią spojrzałam. Usiadła mi na kolanach, nadal mnie przytulała.
-Nie płac. -mówiła zbierając włosy z mojej twarzy, próbując włożyć je za ucho, ale nie wychodziło jej, więc sama poprawiłam.
-Już nie będę. -uśmiechnęłam się do szkraba przez łzy.
-Wiesz co mi pomaga kiedy jestem smutna?
-Co aniołku? -mówiłam wciąż drżącym głosem.
-Lody! -szeroko się uśmiechała. -Już po nie idę.
-Nie musisz... -ale nie posłuchała, zanim się obejrzałam już jej nie było w pokoju, a po chwili wróciła z dwoma lodami na patykach. Osuszyłam łzy, usiadłyśmy razem na łóżku.
-Cemu tu taki bałagan?
-Chciałam zrobić mały remont. -uśmiechnęłam się do niej.
-Tak się nie robi remontu...
-Nie? A skąd wiesz? -połaskotałam ją po brzuchu.
-Przestań, bo upuszczę mojego loda!
I tak też zrobiłam, zjadłyśmy nasze lody, młoda zabrała mi mój patyczek.
-Idziesz ze mną na dół? -stanęła przy drzwiach.
-Nie... dzisiaj już raczej tu zostanę.
-Ale nie będziesz już płakac?
-Nie.
Wyszła, zostałam sama. Agnes poprawiła mi humor, ale nie na tyle, żeby wyjść z pokoju. Jutro raczej też nie wyjdę, chce pobyć sama. No i warto byłoby posprzątać ten "remont".

-------------------------------------------------------
A więc tak zginęli rodzice Sky...
Co dalej, czy na nowo zamknie się w sobie?
Co na to wszystko Sofia i Lukas? Nie przejmują się tym co się dzieje w ich domu?

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 26, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Changes are good...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz