*Rozdział 1* Początek

17 1 2
                                    

Sky Morgan to 15 letnia córka Ashley Morgan i Richard'a Morgan. Mieszkająca w domu dziecka, jej rodzice nie żyją. Niestety...
Jej ojciec był oficerem w policji, a matka detektywem. Odkąd ukończyła 6 lat trenowała sztuki walki, mentorwała ją w tym jedna z najważniejszych, na tamten moment osób- Richard. Walka, broń, szybka jazda, gang, to jest jej świat. Skorpiony są jej nową "rodziną", prócz nich i John'a (przyjaciela rodziny, zna go od urodzenia) nie ma nikogo. Dziadkowie nie żyją... Ale czy na pewno? Nie ma za wielu przyjaciół z poza grona skorpionów, jako ich liderka jest ostrożna.

Rodzina Smith to bogacze z dwójką dzieci. Willa z basenem, pokojówka i inne udogodnienia. Starszy syn (17 lat), Thomas dla przyjaciół i rodziny Tom oraz Agnes urocza 7-latka. Sofia ich matka wraz z Lukasem- ojcem postanowili powiększyć rodzinę. Niestety Sofia nie może mieć już dzieci. Dlatego znajdują się teraz tu, przed domem dziecka.

-Jesteś gotowy?- zapytała zdenerwowana Sofia.
-Tak chyba tak...
Weszli do środka, jakaś przypadkowa dziewczyna pokierowała ich do gabinetu Pani Sunflower. Starsza, surowa kobieta, jakoś po 60.
-Witam, jestem Sunflower, państwo musicie być Smith. Prawda?- zmierzyła ich swoim skanerem w oczach, który według niej idealnie czyta ludzi oraz to co czują.
-Tak, zgadza się. Jestem Sofia, a to mój mąż Lukas.
-W jakim wieku poszukują Państwo dziecka?- mówiła z ekscytacją. - 2-3-latka?
-16-latka...- mówiła lekko i bez potrzeby zawstydzona Sofia.
-Oh...- poprawiła swoje okulary. -To się rzadko zdarza, większość par decyduje się na małe dzieci.
-Wyjątki się zdarzają.- powiedział Lukas.
-Tak, tak.- zimna i oschła, jak zwykle. -Posiadsmy 2 chłopców i 3 dziewczynki, kogo Państwo by wolało?
-Dziewczynkę.
-Wspaniale! A więc, jeśli poszukujecie Państwo cichej, miłej i przede wszystkim dobrej córki to Emily albo Charllote. Tak... -wstrzymała się.
-A co z trzecią dziewczynką?
-Cóż... Uważam że Sky, to zły wybór. Jest wulgarna, chodzi cały czas ubrana na czarno, znika na całe dnie i noce. Raz nie było jej przez 5 dni! Przed wami były jeszcze 4 inne rodziny, które chciały ją zaadoptować. No niestety od wszystkich uciekła...
-Pozwoli Pani, że to my zdecydujemy czy jest dla nas "odpowiednia". -Sofia od zawsze wierzyła we wszystkich ludzi.

Punkt widzenia Sky.

Pierwszy raz od dłuższego czasu ktoś tu przychodzi po jakiegoś bachora. Dopiero weszli, do pieczary tej ogrzycy. Podsłucham kto będzie tym szczęściarzem albo szczęściarom.

5 minut później...

Co?! Chcą którąś z nas?! Wo... Co za niespodziewany zwrot akcji...
-Cóż... Uważam że Sky [...]
Zaczęło się... Jak ja nienawidzę tej baby! Nic o mnie nie wie! To, że raz posłałam Emily do szpitala nicnie znaczy. Zdenerwowała mnie...
Rodzinka Smith, wydają się być w porządku. Może... mogłabym? Jeżeli tylko by mnie chceli, może wtedy. Nie, nie mogę ryzykować co, jeżeli coś im się stanie przeze mnie.
Dobrze Sofia, tak trzymać nie pozwól jej mówić jaka to ja niby jestem. No dalej co tam ciekawego powiecie...

W gabinecie

-Wybaczy pani, ale ona jest tu z nami 6 lat ze względu na swoje zachowanie.
-Tak? A co z pozostałymi dziewczynami, jak długo one tu są? -złość rosła w Sofii.
-No one... też są 6 lat, ale Emily była przez 3 lata w jednej rodzinie! -Sunflower ostro broniła podopiecznych. -No nie ważne, Państwo sami zdecydujecie. Porsze oto są ich dokumanty.
-Czy była by możliwość spotkania się z nią? - zaproponował Lukas
-Z nią? -powtórzyła zdezorientowa.
-Sky. -powiedział stanowczo, ale nie ostro.
-Tak, tak ależ oczywiście. Wydaję mi się, że powinna być w soim pokoju....
-Wydaje się pani?
-Tak... -speszyła się.

Pod drzwiami

O kurwa! Muszę dostać się do pokoju najszybciej jak mogę! Biegnę ile sił w nogach.
Wpadłam zadyszana do pokoju.
-Znowu podsłuchiwałaś? -zapytała mnie Emily.
-Nie twój interes, Moczoryju.
-Mówiłam ci, żebyś mnie tak nie nazywała -jej smutek zmieszał się z flustracją.

*Pukanie do drzwi*

-Prosze -powiedziała grzecznie ocierając łzy Emily.
-Sky ktoś do ciebie. -spojrzała na Emily -Em czy coś się stało?
-Nic prosze Pani, tylko uderzyłam się. Nic takiego.
-Yhym... mazgaj. -Sky dodała cicho. Sofia zaśmiała się, bo to usłyszała.
-Mówiłaś coś? -lodowato-surowy wzrok Pani Sunflower spoczął na Sky.
-Nie ależ ja nic nie mówię. -sztuczny uśmiech mina nr.5
-Jestem Sofia, a to mój mąż Lukas. -wtrąciła -Miło cię nam poznać... Chciałabyś może gdzieś z nami pójść?
-Wszędzie byle urwać się z tego cholernego wariatkowa.
-Młoda damo język! -pogroziła jej palcem starsza pani, a Sky wytknęł jej język.
-Prosze bardzo jest na miejscu. - ukłonila się taktownie, Smith'owie wpadli w śmiech -Wychodzę z tymi ludźmi, nie wiem kiedy wrócę au revoir.
-Idź, idź co wreszcie się ciebie pozbędziemy - dodała szyderczo, ale tak aby nikt nie usłyszał.

Sky pov

Wyszliśmy z budynku, wsiadłam do ich samochodu. Całą jazdę spędziliśmy w ciszy.
Czy będę dla nich odpowiednia? Spełnie ich wymagania? I najważniejsze czy nie jestem dla nich niebezpieczna? Niby pomagamy policji, ale nadal jest to bardzo niebezpieczne.
-A więc Sky, jak ci się żyje w domu dziecka? -Sofia próbuje nawiązać ze mną kontakt, może by tak grzecznie jej odpowiedzieć? Chujowa?
-Kiepskie pytanie, ale jakoś leci...
-Wybacz to nie miało tak zabrzmieć.
-Okej, w porządku. Gdzie jedziemy?
-Do najlepszej kawarnii w mieście! -wyrwał się do odpowiedzi Lukas.
-Czyli najdroższej? -staram się nie być dla nich chamska, ale mój ton głosu i mina mówi wszystko.
-Nie, mają domowe lody i robią świetną kawę, ale nie jest tam drogo.
-Jasne...
-Ha! Zobaczysz na własne oczy. -pomimo mojego tonu i wyrazu twarzy nadal była uśmiechnięta.
Długo nam nie zajęło dotarcie na miejsce, jakieś 10 minut po naszej rozmowie i byliśmy na miejscu. Wybrali stolik na zewnątrz, pod parasolem.
-Co byś chciała młoda? -spytała Sofia.
-Latte i lody waniliowe.
-No dobra, to ja wezmę czarną kawę i lody czekoladowe. Kochanie pójdziesz zamówić?
-Tak jasne... -zostawił nas same.
-To jak? Czym się interesujesz? -Walka, broń o i jeszcze nielegalne wyścigi. Okej nie wszystko co robimy jest legalne.
-Zawsze marzyłam, żeby grać na gitarze, kiedy rodzice żyli miałam fioletową gitarę klasyczną. To znaczy była mamy, ale czasmi bez jej wiedzy wchodziłam do pokoju ,w którym była, no i brzdękałam sobie jak umiem. -uśmiechnęłam się. Wow, pierwszy raz od 6 lat. Ona jest inna niż tamte poprzednie kobiety, z rzekomych rodzin, które mnie chcą.
-To dobrze, że potrafisz mówić o tym z uśmiechem. Jeżeli będziesz chciała możemy kiedyś o nich porozmawiać, no wiesz jak... jak zginęli, jacy byli. -wahała się czy wspomnieć o nich.
-Tak może... Jeżeli byście mnie chcieli.
-Dlatego tu jesteśmy Sky, ta wasza pani Sunflower, okropna kobieta. Bardzo źle o tobie mówia, ale ja w to nie wierzę. -cały czas się uśmiecham.
Lukas wrócił z tacą, na której były nasze zamówienia. Mieli rację to latte i te lody, są przepyszne. I patrząc na menu faktycznie nie jest tak drogo.

Changes are good...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz