*Rozdział 2* Zmiana?

9 0 0
                                    

Rozwodziłam się nad smakiem latte, kiedy nagle Lukas zaczął mówić.
-Posłuchaj... Eh..
-Jeżeli nie chce być w naszej rodzinie po prostu powiedz, nie chcemy na ciebie naciskać, ale jednocześnie chcemy cię stamtąd zabrać. -dokończyła Sofia.
-Własciwie... to mogłabym z wami zamieszkać, ale mam pewne warunki.
-Do spełnienia? -rzucił Lukas z uśmiechem.
-Tak -zaśmiałam się. -A więc, przed wszystkim nie będę do was mówić mamo, tato. -nie wiem czy nawet kiedyś będę w stanie.
-To twoja decyzja i ją zaakceptujemy. -powiedziała Sofia łapiąc mnie za rękę z czułością.
-Okej... Po drugie nazwisko chcę zachować swoje, ale w szkole będę pod waszym nazwiskiem. Po prostu nie chcę być traktowana inaczej bo jestem z domu dziecka.
-Wymyślimy jaką bajeczkę słoneczko. -Chyba jestem od dzisiaj słońcem Lukas'a.
-Tak i po trzecie a zarazem ostatnie, jak narazie! Musicie poznać John'a jest moim przyjacielem, wcześniej był taty. A tak właściwie to dlaczego ja?
-Widzę, że nie jesteś taka jak ta starucha mówiła,  chcieliśmy poznać prawdziwą ciebie i sami ocenić, jak narazie bardzo pozytywne wrażenia mamy...-wachała się Sofia -Mam nadzieję, że Cię to nie obraża?
-Nie, oczywiście, że nie. Poprzednicy podchodzili do mnie jak do wyzwania... ale nie ważne to przeszłość. To jak z moimi warunkamk?
-Myślę, że uda się spełnić wszystkie warunki. To jak możemy załatwiać formalności?
-Tak...
-Postaramy się to załatwić jak najszybciej, a teraz wracajmy już musimy odebrać Agnes.

Wsiedliśmy do samochodu, podróż minęła nam w ciszy. Postanowiłam dać im szanse, ale porozmawiam jeszcze o tym z John'em. Dlatego, kiedy dotarliśmy na miejsce pożegnałam się z nimi i poleciałam się spakować na trening. Emily nie było w pokoju, więc miałam spokój. Starałam się wyjść niezauważona i udało mi się. Z resztą oni nigdy nie zauważają. Tutaj tylko ja ich nie obchodzę.
Weszłam i poszłam prosto do przebieralni. Stanęłam w drzwiach, szukałam John'a. Czyżby dzisiaj go nie było?
-Hej, mały Króliczku. Zgadnij kto to? -wziął mnie od tyłu. Wiedziałam, że to John bo tylko on mnie tak nazywa.
-No nie wiem... Woźny?
-Haha bardzo zabawne.
-Wierz że lubię się z tobą droczyć Jo.
-To jak pare ciosów i mówisz co cie trapi?
-Skąd wierz, że coś jest na rzeczy?
-Mamy czwartek, a ty przychodzisz w poniedziałki, środy i soboty. No albo jak coś cie gryzie, a więc...
-Okej, okej masz mnie. Ale pogadamy w trakcie ćwiczeń.

I tak też zrobiliśmy, John trenuje mnie, zastępuje w tym tate.
No dobra...to jak mam mu powiedzieć, że jest rodzina, u której chce zamieszkać.
-Hej, hej wszyscy! -moje rozmyślania i trening przerwał jakiś mężczyzna, stojący na ringu. -Ktoś chce się ze mną zmierzyć? 
Nikt się nie zgłosił,  nie dziwi mnie to. Dwu metrowy olbrzym z masą mięśni i z tego co wiem jeszcze nikt go nie pokonał. Ale masa i wielkość to nie wszystko.
-To jak idziesz? -zwrócił się do mnie John. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
-Ile chcesz obstawić? -powiedziałam z uśmiechem.
-Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie... A tak w ogóle to ze stówke...
-Daj trzy i idę. 
-Nie, nie mogę Cię namawiać coś ci się jeszcze stanie. -mówił ironicznie.
-Ale ja chcę -znałam bardzo dobrze te jego sztuczki.
-No dobra, ale pamiętaj co mówił twój ojciec.
-Spryt, szybkość i zwinność. -powiedzieliśmy jednocześnie.
-Jo, ja nigdy nie zapomnę...

Nastał moment ciszy, a do walki nadal się nikt nie zgłaszał.

-Ja chcę! -podniosłam rękę i wykrzyczałam, paru mężczyzn odsunęło się, żeby gigant mnie lepiej widział. Na moje szczęście jestem tu jedyną dziewczyną. 
-Sory ale nie biję małych dziewczynek.
-Oooo... jak uroczo. Boisz się, że pokona cie  "mała dziewczynka"?
-Nie, nie wcale. -speszył się -Tylko nie chcę ci zrobić krzywdy.
-Zobaczymy kto komu zrobi krzywdę. -rzucilam mu zabójcze spojrzenie i cwaniacki uśmiech. Na sali rozległy się głosy, pełno osób buczało, a w kątach zaczęło się obstawianie kto wygra.
Ja pomału zbliżyłam się do ringu, z bliska jest jeszcze większy, ale dam radę. Nie potrzebuję masy mięśni i wielkości. Jemu brakuje dyscypliny, odrazu to widać po tym jak stoi.
-To co zaczynamy sparing? -powiedziałam z pewnością w głosie.
Ustaliliśmy na miejsca. Zabił ring, walka zaczęta.
Oberwałam w twarz i lekko się zachwiałam, będzie siniak, ale to mnie nie złamie. Przebiegłam między jego nogami i kopnęłam go w plecy, poleciał na barjerki. Chyba go zdenerwowałam, bo nabrał tępa. Jego pięść wylądowała by na mojej twarzy, ale robię dobre uniki. Oberwał lewy sierpowy, potem prawy, następnie znowu go kopnęłam. Na koniec założyłam mu dźwignię i powaliłam na ziemie. Tak jest, tak się wygrywa! Uśmiechnęłam się do niego, wiedział, że to koniec.
-To jak nadal nie chcesz się bić z "małą dziewczynką"? -zapytałam ironicznie.

Dzwonek zadzwonił, koniec walki, 1:0 dla mnie. Wstałam z niego i podałam mu rękę, aby mógł wstać. Jednak ją odtrącił, wstał sam, chyba zrobiło mu się  wstyd.
Zeszłam na ziemie, szukałam Jo, mimo tego nie mogłam go znaleźć, więc poszłam do szatni.
-Cholera, dość mocno mi przywalił. -spojrzałam w lustro. -No nic, dobry podkład, korektor i Sofia się nie dowie. -w tym momencie zdałam sobie sprawę że nie powiedziałam Jo o nich.
-Kim jest Sofia? -zapytał mnie jakiś głos,  mega się przestraszyłam i natychmiast odwróciłam.
-Jo! Nie rób mi tak!
-Powtarzam kim jest Sofia?
-Kobietą...
-Naprawdę? Nie domyśliłbym się.
-Kobieta, która ma męża...
-Sky Ashley Morgan! -jest poważnie nazywał mnie tak tylko, gdy miałam jakieś kłopoty no albo było poważnie jak teraz.
-Okej, okej już mówię... Sofia i jej mąż Lukas. Chcą mnie zaadoptować, a ja chcę z nimi mieszkać to są bardzo mili ludzie, naprawdę byłam z nim dzisiaj na kawie. O i mają już dwójkę dzieci małą dziewczynkę Agnes i chłopaka starszego o dwa lata ode mnie. Proszę nie bądź zły, oni są inni czuję to i przychodzą jutro rano, chcą mnie zabrać jak najszybciej. Wiedzą jak tam się czuję. Jesteś zły? -skończyłam mówić tak się zdenerwowałam tą rozmową, nie dałam mu dojść do głosu, dopiero teraz. Wiedziałam że nie wie co powiedzieć, miał w łzy w oczach, a ja nie wiedziałam czy to z radości, smutku czy złości. Podszedł do mnie i mnie objął.
-Myślałem, że nigdy nie będziesz chciała iść do jakieś rodziny... Kiedy tak wydoroślałaś? Malutka, ja zły? Cieszę się bardzo.  -tylko on doprowadza mnie do łez, na szczęście przytulał mnie więc tego nie zauważył. Szybko je otarłam. -Bardzo chętnie ich poznam.
Te słowa były dla mnie jak magia...

Changes are good...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz