Znowu kolejna godzina wychowawcza. Dobrze że to ostatnia lekcja bo nie wiem co bym zrobiła. Tylko niech ktoś jeszcze wyłączy ten deszcz. Zadzwonił dzwonek no nic...
-Zapraszam do klasy- znowu ten spokojny przez co jeszcze bardziej denerwujący głos naszej wychowawczyni. Zaraz skąd ona się tu wzieła? Ugh... Whatever... Wszyscy weszli do naszej ukochanej dziury. Była to sala komputerowa. Nic dziwnego przecież to tego przedmiotu uczy właśnie ta (nie) kochana osoba.
-spokojnie dzisiaj tylko powiem wam pare rzeczy-Wow po to chyba masz te godziny? Co nie? NIESTETY służą one do konwersacji my-ty i innych takich...
-na początku kwestia obozu- czego?! Nie no świetnie.- więc wyjazd jest do Bieskidu Żywieckiego dokładniej do Korbielowa z resztą dam wam ulotki są jakieś pytania dotyczące tego tematu?- jak sprawić żeby mój brat nie zaciągnął mnie tam?
-potemm puszczę jeszcze osobę z listą. Dalej zauważyłam że wasza klasa ma problemy z integracją... Więc podczas najbliższych lekcji będziemy robić specjalne zajęcia które pomogą wam z tym problemem- chyba czas zmienić szkołe. Spojrzałam na Loviego on na mnie też. Potem obydwoje zaczeliśmy mordować wychowawczynię wzrokiem- widzę że pewne osoby nie są z tego zadowolone- pragaras* skapneła się -teraz jeszcze coś tam gada ale jestem zajęta obmyślaniem planu nie pojechania...
______________________________________-pojedziesz?- spytała Węgry przerywając czytanie ulotki.
-a mam wybór? Feliks i tak mnie zaciągnie choćby miał to zrobić siłą.- W odpowiedzi dziewczyna cicho się zaśmiała i wróciła do poprzedniego zajęcia. Widzę że moja współlokatorka już coś wymyśliła. Czasami zaczynam się jej bać. Skoro nie mam nic do roboty to zobaczmy gdzie brat wywiezie mnie tym razem.
-----------------------------------------------------------
-łap!- krzykneła Węgierka żucając we mnie płaszczem sama była już gotowa. Nałożyłam nakrycie i podeszłam do drzwi stojąca przy nich Lizi wyszła a ja w ślad za nią. Kiedy zamkneła pokój złapała mnie za rękę i pociągneła do wyjścia.-może mnie puścisz?- zapytałam po jakimś czasie
-nie bo jak cię puszczę to zaczniesz się wlec a i tak jesteśmy spóźnione.
-gdzie my zmowu idziemy?
-gdzieś
-warto wiedzieć
Jak się później okazało szłyśmy do pobliskiej kawiarni.
-Eliza jak jesteśmy spóźnione skoro tu nikogo nie ma?
-cóż wychodzi na to że inni są spóźnieni jeszcze bardziej
-inni?
-no wiesz postanowiłam że przyda się nam od czasu do czasu takie wyjście więc zaprosiłam paru znajomych
-a tak dokładniej to kogo?
-Chiny, Francję, Anglię, Feliksa i Litwę- Yao, Felek i Toris to okey ale Francja i Anglia?! No po prostu świetnie.
Doszłyśmy do jednego z większych stołów w rogu kawiarni. Wcisnełam się w kanapę. Moja towarzyszka zaczeła wydzwaniać do reszty. Jak się okazało stracili czas czekając na tramwaj który wykoleił się przystanek wcześniej. W obec czego mieli drogę totalnie na około. Niespecialnie zasmucił mnie ten fakt.
- generalnie to czesć siostrzyczko!
-tak tak hej
- co ty taka smutna-aru?- Yao patrzył na mnie zatroskanimi oczami- coś sięsmutna-aru?
-znowu brakowało jej mnie- po tych słowach zostałm objęta rękami Francji
-odwal się- odepchnełam intruza, ten jednak niezbyt się tym przejął ponieważ po chwili wrócił do poprzedniego zajęcia. Skończyło się na tym że mimo kilku odepchnięć i dosyć nieprzyjemnych tekstów skierowanych w jego stronę dalej mnie obejmował.
-ej wara mi od niej!- Anglio to lepsze od ciebie...
-Non!- i zaczęli się kłócić, robili to jednak na tyle cicho że nikt oprócz nas tego nie słyszał. Dla mnie jednak dalej było zbyt głośno nie dość, że głowa bolała mnie od deszczu to jeszcze od nich.
-możecie ciszej?
-mhm...- Francis trochę się uspokoił, za to Arthur dalej robił swoje. Chyba ich coś charakterem zamieniło.
-----------------------------------------------------------
Wyszliśmy z kawiarni. Padało, padanie nie oznacza nic dobrego. Podczas tego zjawiska Rosja jest gorszy niż zwykle. Może zanim dojdziemy deszcz się skończy? Miejmy nadzieję.-myślicie, że znowu się wkurzy na deszcz?
-Yao ty tu jesteś najmniej zagrożony
-racja, ale martwię się o was-aru
-totalnie się nie martw! Na pewno nic mu nie odwali!
-nie byłbym taki pewien- powiedział półgłosem Anglik
-ale wrócić jakoś musimy!-Eliza nie drzyj się tak.
Zaczeliśmy powoli iść w kierunku akademika. Było coraz zimniej, przez co zaraz miałam przy sobie pewnych dwóch chłopaków. Na moje nieszczęście znowu zaczeli się kłócić.
-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_--Francis?- spojrzałam na chlopaka był skulony i pobity. Z nosa ciekła mu krew, ale nawet nie próbował tamować krwotoku.
-pokaż to- kątem oka na mnie patrzył, jednak siedział tak jak wcześniej. W jego wzroku było widać... Przerażenie? To słowo chyba najbardziej go opisuje. Tym razem jednak to ja zlekceważyłam jego reakcję i zatamowałam krwotok pomimo oporów chłopaka.
-zos...taw- ledwo mówił
-nie mogę- krew w końcu przestała mu lecieć. Muszę przyznać było ciężko zwłaszcza, że cofał się za każdym razem gdy chciałam go dotknąć...
-to Ivan?- kiedy tylko usłyszał to imię zaczął delikatnie łkać. Chyba miał nadzieję że tego nie zauważę i tak było widać.
-nic nie mów już wiem, że tak... - przytuliłam go. Czemu? Nie wiem. Może wynikało to z tego iż mój kuzyn go pobił?
-dzięki ale już jest w pożądku- zmyślał widać było, on nigdy nie potrafił chować emocji.
-nie kłam wiem że nie jest
-niech ci będzie nie jest... Ale czemu cię to obchodzi?- oparł sobie głowę o moje ramię.
-na mnie też nie raz podniósł rękę- kiedy Francis to usłyszał tylko wytrzeszczył oczy.
-co do cholery?!- delikatnie go pogłaskałam.
-może nie powinnam ci tego mówić.
-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
Przepraszam że krótkie ale wolna lekcja mi się skończyła -,-
-----------------------------------------------------------
______________________________________Pragaras*-cholera