"Spojrzałem w jej oczy. Piękny nieco szary błękit ciemniejący dobiero przy źrenicy. Stała przede mną, jeden z tych niewielu przypadków kiedy nie musiałem jej przekonywać. Wtuliła się we mnie ale dalej na mnie patrzyła. Tylko jedna rzecz w tym spojrzeniu mi nie pasowała. W tych oczach nie było już dawnych iskierek. Nie było głebi którą w nich kochałem. Tylko pustka i nic więcej. To nie były już dwie tafle wody na nieskończenie głębokich jeziorach. Były płytkie. Wyglądały na nic nie znaczące jakby ich tam wcale nie było. Po tym co zrobił jej brat stała się jeszcze bardziej krucha. Mimo że mineło kilka dni od tego zamieszania już widać różnice po pierwsze stała się chudsza, wydaje mi się że nic nie jadła co było możliwe bo nie widywałem jej na stołówce, po drugie jest dużo bledsza mógłbym powiedzieć że śnieżnobiła z nutką pigmentu no i trzyma wszystkich na dystans... Można powiedzieć że to normalne ale ona dosłownie z nikim nie rozmawia. Z tego co wiem od Węgier nawet do niej się nie odezwała"
Taką właśnie notkę otrzymałam pocztą zwaną "Gildbird" od Gilberta. Tyle że nie on to napisał gdyby on to napisał to bym nie rozczytała. Pewnie Francji bo chyba się na niego obraził. Cóż oddam na przerwie.
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_--em...to chyba twoje- zaczepiłam chłopaka.
-merci mon lapin... Wyjdziemy gdzieś?
-uh jak ci się chce...
._._._._._._._._._._._._._._._._._._._._._._._._.
-um Francis
-hm?- Francuz spojrzał na mnie pytająco.
-ta kartka z przyry o co w tym chodziło?- zaraz... Czy on się... Rumieni?!
-to nic takiego- mój rozmówca zrobił charakterystyczną dla niego minę niewiniątka- nudziło mi się to pisałem.
-to ciekawe rzeczy z nudów robisz kesesese~!- ej panie zaglibisty to mój psycholog (o ile można go tak nazwać) kup sobie własnego- Tosiek chodź tu bo wiem jak wygląda obiekt westchnień Francisa!- obiekt westchnień? Co to właściwie znaczy? To znaczy tak się chyba mówi na osobę w której jesteś zakochany. Ale czym właściwie jest miłość? No to znaczy wiem że to uczucie... Ciekawe jak to jest być kochanym... Muszę się kiedyś Feliciano zapytać.
-Gilbert... Ja cię proszę... Nie rób sobie nadziei- czemu przyjaciele Francji muszą używać takich trudnych pojęć typu "nadzieja"? Wrcając na ziemię. Francis chyba też nie chciał ich teraz spotkać. Ale wiedomo jak ktoś ma przeszkadzać to zawsze zrobi to w tych najmniej odpowiednich momentach prawda?
-nie spodziewałem się że po Joen będziesz jeszcze próbował- i tu zostało mu przerwane przez Francuza który złapał kurczakoluba za krawat
-nie wspominaj o niej- zpoważniał czyli jednak potrafi się nie uśmiechać. Albo jednak nie! Ta wersja mi się mniej podoba!
-to my już sobie pójdziemy- Antonio pociągnął tamtego idiotę do wyjścia. I bardzo dobrze.
-kim jest Joen?- wait czemu mnie to interesuje?
-to...moja była...która przeze mnie nie żyje...- jak to przez niego? On nic by nikomu nie zrobił jest zbyt delikatny...- gdybym odprowadził ją w tedy do końca...nie wpadłaby pod...ten przeklęty autobus...- wstałam z miejsca i przeszłam na drugą stonę kanapy po czym usiadłam obok chłopaka. Położyłam rękę na jego policzku. Ostrożnie pogładziłam go kciukiem.
-to nie twoja wina... Tylko kierowcy
-ale gdybym tam był... Zdążył bym ją odepchnąć...- wtulił się we mnie. Teraz tylko czekać aż się uspokoi