01.

234 17 3
                                    

ANASTAZJA

-Anastazja, wstawaj!- krzyczała Asia skacząc po mnie. Odwróciłam się na drugi bok, jednak młodsza z sióstr nie dawała za wygraną. Pociągnęła za kołdrę z zadziwiającą siłą jak na drobną 5-letnią dziewczynkę. To naprawdę nie moja wina, że to wygodne, niewielkie łóżko ma tak silną grawitację każdego poranka.

-Już wstaję.-powiedziałam zaspanym głosem unosząc powoli jedną powiekę. Spojrzałam na małą blondynkę, która patrzyła na mnie zasmucona, kąciki jej ust były skierowane w dół. To podziałało w połączeniu z godziną, którą zobaczyłam na malutkim czarnym zegarku stojącym na niewielkim drewnianym stoliku nocnym obok mojego łóżka. Była 6:00, oznaczało to, że za pół godziny rodzice muszą wyjść do pracy, a wtedy ja przejmę pełnoetatową rolę siostry. Szybko wstałam, na co Asia zareagowała szerokim uśmiechem z dużą dozą satysfakcji. Podeszłam do starej szafy z ciemnego drewna, z której wyciągnęłam czarne spodnie, których nogawki są już za krótkie oraz tego samego koloru bluzkę z długim rękawem. Łóżko dziewczynek znajdujące się po przeciwnej stronie mojego, było juz pościelone. We trójkę dzielimy mały pokój o białych ścianach. Każdego wieczoru opowiadam im bajki, które na bieżąco wymyślam. Siedzimy wtedy razem na ich łóżku przykryte kocem, zielonym kocem, który stal się dla nas peleryną chroniąca przed epidemią. Kiedy wspólnie spędzamy czas, to tak, jakby nic nam nie groziło. Wiem, że są to tylko nasze złudne wyobrażenia, ale pomagają zapomnieć o strachu.

Asia wyszła z naszego pokoju wesoło podskakując, a ja szybko ubrałam przyszykowane ubrania. Poszłam do pomieszczenia, które jest sercem naszego domu i w którym zapewne znajdują się wszyscy członkowie naszej rodziny. Tak też było, przy prostokątnym stole z jasnego drewna siedziała mama- wysoka blondynka o ciepłych niebieskich oczach, na przeciw niej tata- brunet, którego włosy pokryła już siwizna, na jego ustach jak zwykle gościł szczery, promienny usmiech, a jego oczy błyszczały, Asia siedziała obok mamy, a Hania tuż obok niej. Druga z sióstr miała 7 lat i te same blond włosy co nasza rodzicielka. Tylko ja miałam tak samo czarne jak kruk włosy jak ojciec oraz piwne oczy, które również po nim odziedziczyłam. Usiadłam obok taty, naprzeciwko Hanii. W żółtej miseczce przede mną jak każdego dnia znajdowała się szara papka. Do jej smaku trzeba się po prostu przyzwyczaić, a w naszej sytuacji nie mamy innego wyjścia. Większość mieszkańców obrzeży uznałaby ten posiłek za rarytas. Skromna pensja rodziców ledwie wystarcza na opłacanie rachunków, nie mówiąc już o jedzeniu. Praca w fabryce produkującej odzież- w przypadku mamy- oraz żywności- w przypadku taty- wiąże się z ciężkim wysiłkiem. 6 dni w tygodniu spędzają w osobnych warsztatach zakładów produkcyjnych 12 godzin. Nie mogą przerwać zadania. Brak przerw, posiłku czy chwili na rozprostowanie nóg, zaczerpnięcie świeżego powietrza w płuca to ograniczenia, których nie mogą ominąć, zasady, których nie mogą łamać. Popatrzyłam na tatę, który nabierał na łyżkę kolejną porcję nismacznej papki i wkładał ją do ust z lekkim wzruszeniem, jakby ubolewał nad aktualnym życiem, teraźniejszością, teskniąc do tego co było kiedyś, za przeszłością. Wysyłał mamie porozumiewawczej spojrzenia, jakby posługiwali się tajemniczym szyfrem. Rodzicielka kiwnęła głową rozumiejąc co ma na myśli jej mąż. Hania i Asia niczego nieświadome, krzywiły się za każdym razem, gdy posiłek stykał się z kubkami smakowymi na ich językach. Nadejdzie chwila, kiedy będą doceniały ten przysmak. Jadłam najważniejszy posiłek w ciągu dnia, nie zwracając uwagi na mdły smak zbożowej, gęstej cieczy, jakby była to najsmaczniejsza rzecz. Wątpie, że dane mi będzie w ciągu całego mojego życia (zapewne krótkiego) zjeść coś innego. Nowe smaki są przeznaczone tylko dla mieszkańców centrum państwa. Czemu życie mieszkańców Polski jest zależne od tego, gdzie się urodzili? Nie możemy nad tym zapanować, nie możemy o tym decydować, nie możemy zburzyć muru dzielącącego nas od pozostałych Polaków. Musimy pogodzić się z rzeczywistością.

Dokładnie o 6:30 rodzice wyszli z domu ubrani w czarne, zniszczone wieloletnimi zmaganiami z warunkami panującymi w naszym miejscu zamieszkania, kombinezony robocze. Czerń przeznaczona jest dla nas- ludzi zagrożonych epidemią. Barwa ta jest jak symbol nieuniknionej, zbliużającej się wielkimi krokami śmierci. Nie możesz uciec, nie możesz z tym walczyć, nie chcesz się poddać. Nie dasz rady pokonać tego, czego nie znasz, o czym nic nie wiesz. Nie zwyciężysz bezkształtnego tworu nie wiedząc, gdzie jego początek, a gdzie kres. Wiesz tylko, że to wciąż jest tuż obok, ciągle czujesz ten lodowaty oddech powodujący dreszcze na każdym centymetrze twojego ciała, dotyk, który nie pozwala zrobić ci kolejnego kroku, widzisz kłębowisko negatywnych emocji tak ciemnych jak otchłań, której dna nigdy nie ujrzysz. Kiedy tylko pomyślisz, że to zniknęło, 1 sekunda wystarcza byś odczuł to ze zdwojoną siłą. Nie dokonasz niemożliwego. Nie będziesz jak Dawid, który pokonał Goliata. Król Izraela nie znał strachu. Nie potrzebował zbroi, miecza czy włóczni. Był odważny, niepozorny, sprytny. Dążył do celu, po prostu wierzył, a ta wiara dawała mu siłę. Ty jednak nie wrócisz z tarczą, lecz na tarczy. Masz szansę umrzeć bohatersko, albo żyć w hańbie. Tylko czy wybór należy do ciebie?

KORNELIUSZ

Odgłos odsuwanych złotych aksamitnych zasłon wybudził mnie ze snu. Kraina Morfeusza jest jedynym miejscem, w którym mogę spotkać mamę.

-Za 20 minut śniadanie będzie gotowe.- powiedziała oschłym tonem 48-letnia gosposia. Kobieta jak każdego dnia ubrana była w granatową spódnicę sięgająca do połowy łydek oraz białą bluzkę, a na niej kamizelkę w kolorze spódnicy. Włosy spięła w koka tak, aby żaden niesforny kosmyk jej blond włosów nie wydostał się spod wsówek.

-Barbaro, mówiłem ci juz wiele razy, abyś nie wchodziła do mojego pokoju, gdy w nim jestem.- mój głos sugerował, że nie dażę kobiety sympatią, nigdy tego nie ukrywałam. Tylko głupek nie zauważyłby tak otwartej niechęci kierowanej do tej wiedźmy.

-Należy to do moich obowiązków, Korneliuszu.- powiedziała ze szpetnym grymasem na jej bladej twarzy.

-Wątpie, żeby ojciec kazał ci oglądać mnie w samych bokserkach.- wściekła powstrzymywała się od użycia kilku soczystych słów w moim kierunku, jednak bez żadnej reprymendy wyszła z mojego pokoju. 1:0 dla mnie!
Kołdra w tym samym kolorze co zasłony wydała mi się nagle za ciepła. Miałem wrażenie, że moja głowa zapada się w liczne poduszki ułożone w idealnym ładzie, również pod względem kolorystycznym. Ogromne łóżko z miękkim materacem wydało głośne skrzypnięcie, gdy się z niego podniosłem. Codziennie bordowe ściany wydają mi się bardziej ograniczające, jakby zbliżały się z każdym dniem, aż w końcu będą tak blisko, że zabraknie mi tchu. Czarna szafa, wypełniona po brzegi nowymi ubraniami szytymi na miarę z najdroższych materiałów i w różnorodnych odcieniach, jest najbardziej zdradzliwym meblem w tym pomieszczeniu. To co w sobie kryje utrudnia mi bycie sobą. Każdy osobny element garderoby jest jak jednorazowa chusteczka higieniczna, raz użyty nie nadaje się do kolejnego użytku. Nie mogę pokazać się przed rodakami drugi raz w tych samych spodniach, nie wspominając już o koszuli. "Przecież to jest KARYGODNE! Nie możesz niszczyć wizerunku ojca, nad którym pracował tak długo!" Czy musiałbym mówić cos więcej by inni zrozumieli, że moje życie nie jest normalne, typowe? To istny chaos, przesada w każdej cząstce składowej publicznego życia.

Skazani na śmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz