8

199 19 8
                                    

W następny dzień Marcus oraz Emma wracali do Trofors, ponieważ ich rodzice przyjeżdżali ze swojego urlopu kilka dni wcześniej.

Dowiedzieli się o całym zajściu, w którym uczestniczyła Emma i postanowili, że wrócą szybciej.

-Pa Macii, pa Emmuś - powiedziała Rakel przytulając rodzeństwo po kolei.

Wyszli z domu w kierunku samochodu ojca Rakel, gdyż jechał on do pracy, a Trofors miał po drodze, więc nie było problemu z dowozem Gunnarsenów.

Gdy wyjechali, dziewczyna z powrotem wróciła do swojego pokoju.

Była sama.

Zamknęła pokój na klucz, usiadła na łóżku i zamknęła oczy.

Po kilku minutach rozluźnienia, podeszła do szafy i wyjęła z niej dość spore pudełko na kłódkę.

Wyciągnęła klucz ze skrytki, usiadła w fotelu i otworzyła owy przedmiot.

W środku ukazały się najróżniejsze pamiątki związane z Martinusem.

Zbierała je od samego początku ich znajomości. Znajdowała się tam nawet koszulka starej drużyny, którą miała na sobie w dniu ich pierwszego spotkania.

Powoli przeglądała różne przedmioty, a z nimi wracały najmilsze wspomnienia.

Łzy powoli spływały jej po policzku.

Planowała otworzyć to pudełko w starości, by wspólnie powspominać młodzieńcze czasy. Nie chciała jednak czekać tych kilkudziesięciu lat na jego otwarcie.

Było tam sporo rzeczy. Od najmniejszego papierka z wiadomością, do wielkiego albumu, który Martinus przygotował na jej 14 urodziny.

Również znajdowały się tam zdjęcia. Te najnowsze zostały wywołane kilka miesięcy przed śmiercią blondyna.

Nie zdawała sobie wtedy sprawy, że za niedługo mogłoby go nie być. Nie wyobrażała sobie świata, bez jego uśmiechu.

A jednak. Nie ma go.

Szybko pochowała wszystko z powrotem, a następnie zamknęła pudełko, chowając do szafy.

Zbyt dużo wspomnień.

Po chwili usłyszała dzwoniący telefon.

-Halo..? - powiedziała do słuchawki.
📞Rakel... rodzice mieli wypadek...📞 - powiedział Marcus.
-A-ale jak? Przeżyli..?
📞...📞 - nie usłyszała odpowiedzi.

***

Po pogrzebie państwa Gunnarsen, Rakel poszła z Marcusem i Emmą do ich domu. Chciała potowarzyszyć im w tym trudnym okresie.

Jedyny pozytyw tej sytuacji, to fakt, że nie muszą iść do domu dziecka. Marcus jest już pełnoletni, więc dostał pozwolenie na opiekę nad młodszą siostrą.

-Chcesz coś do picia? - spytał ponuro, gdy weszli do domu.

-Nie, na razie nie - odpowiedziała.

Było cicho i pusto.

Rakel zawsze kojarzyła ten dom z radością, rodziną, szczęśliwym dzieciństwem. Każdy był zawsze uśmiechnięty. Nikt nigdy nie był smutny. Zdarzały się pojedyncze sytuacje, ale pojawiały się strasznie rzadko.

Aktualnie, dom ten stał się czarno-biały. Stracił wszystkie kolory.

Nikt się nie odzywał. Rakel czuła się bardzo nieswojo. Nienawidzi ciszy. Jednak boi się odezwać, bo czuje, że może powiedzieć coś niestosownego. 

W pewnym momencie, dziewczynka wyszła z domu.

-Gdzie ona poszła? - spytała Rakel, a Marcus dał jej porozumiewawcze spojrzenie. Trzeba za nią pójść.

Wyszli z domu i zobaczyli, że Emma spaceruje wzdłuż ulicy. Gdy naprzeciw dziewczynki nadjeżdżał tir, wpadła pod pojazd. Lecz to nie wyglądało jak zwykłe potknięcie. Zdecydowanie ktoś ją popchnął.

Jedyne co dało się usłyszeć, to pisk i głośne hamowanie.

Rakel stała jak sparaliżowana. Marcus zaś jak najszybciej pobiegł na miejsce zdarzenia, wykręcając numer na pogotowie.

***

-I co z nią? - spytał Marcus, widząc pielęgniarkę wychodzącą z pomieszczenia, w którym przebywała Emma.
-Jej stan jest niestabilny. Doktor oszacował, że zostały jej niecałe 10h życia. Bardzo mi przykro, robiliśmy co w naszej mocy.
-Można do niej wejść?
-Za chwilę pana wpuszczę.

Gdy pielęgniarka odeszła Marcus usiadł na krześle i schował twarz w dłoniach.

-Jak ona umrze, to zostanę sam.

-Marcus, bądźmy dobrej myśli.

Po chwili ta sama pielęgniarka przyszła i zaprosiła Marcusa do sali.

Gdy ten już był w środku, ona wyszła i zostawiła Marcusa z siostrą sam na sam.

-Macii... - szepnęła.

-Co się dzieje Emmuś? Coś cię boli? Mam wołać pielęgniarkę?

-Nie... Macii, bo to Martinus mnie popchnął...

-A-ale jak to? To nie możliwe - lekko się uśmiechnął - coś ci się wydaje.

-Ale Macii, naprawdę... On stał koło mnie i mówił, że mnie nienawidzi... i wepchnął pod tira... - zaczęła mocno kasłać,ale już po chwili kaszel ustał.

Minęła chwila ciszy i dziewczynka znów się odezwała.

-Macii?

-Słucham - smutno się uśmiechnął.

-Ja umrę prawda?

-Nie mów tak.

-Ale ja słyszałam. Mówił pan doktor. Myślał, że nie słyszę.

-Pan doktor się mógł pomylić. Wszystko jest z tobą w porządku.

-Marcus, ale doktor Düsseldorf nigdy się nie myli. Byłam u niego 3 razy, mama 4, a Martinus raz. I wszystkie diagnozy były poprawne. Nigdy się nie mylił, on jest zbyt inteligenty - zdziwiły go te słowa.

Emma nigdy nie była tak pewna wszystkiego. Zawsze miała jakieś ale.

-Nie mówmy teraz o tym hm? Może powspominamy sobie miłe chwile?

-Okej...

Siedział przy niej i wspominał najpiękniejsze chwile w jego życiu. Opowiadał jej jak bardzo się cieszył, że przyszła na świat, jak się z nią bawił, płakał, śmiał się, a przede wszystkim przyjaźnił.

-...i wtedy Martinus pomógł mi ciebie huśtać - uśmiechnął się na samo wspomnienie.

-Macii boli mnie... - powiedziała ledwo słysząc.

Marcus wstał i wezwał doktora jak najszybciej się dało. Po chwili wyszedł z sali.

-Marcus... byłeś tam całe 4 godziny... - powiedziała Rakel - jesteś strasznie zmęczony...

-Ja muszę tu zostać, w każdej chwili może umrzeć.

Po niecałej pół godzinie, doktor Düsseldorf wyszedł z sali, w której przebywała dziewczynka.

-Co z nią? - Marcus zerwał się z miejsca do pozycji stojącej.

-Bardzo mi przykro... - powiedział doktor i popatrzył na niego smutnym wzrokiem, który mówił wszystko.

Pierwszy raz od kilku lat rozpłakał się jak małe dziecko.

-Straciłem ją. Straciłem wszystko...




~864 słowa~

Przepraszam za jakieś niedociągnięcia (jeśli jakiekolwiek się pojawiły) ale napisałam to w niecałą godzinę, żeby jeszcze dzisiaj wrzucić rozdział :)

I will look after you || M.GOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz