2. ,, Jak nie zjem..., to mnie szlag trafi. ''

56 1 0
                                    


Podobno każdy ma jakąś słabość. Coś z czego wydaje się nie mógłby zrezygnować. Grzeszki, małe osuszstwa i pokusy. Ulubione piosenki, seriale, filmy, kosmetyki, owoce, sałatki, płatki czekoladowe, ciastka, czekolady, orzeszki, chipsy, dania, papierosy, alkohol i narkotyki. Zdziwieni? Zaczyna się tak niewinnie, wystarczy raz, dlatego przed tym ,,razem'' przestrzegają nas rodzice, gdy jesteśmy mali, bo nie można tęsknić za czymś czego się nie poznało, ale też zakazany owoc smakuje najlepiej.
Czasem zastanawiam się co by było gdyby moja babcia nigdy nie dała mi spróbować czekolady. Jak tylko o niej myślę, drugim etapem jest myślenie o jej pysznych obiadach, ulubionym makaronie z kremowym, puszystym sosem pomidorowym i jajkiem, ciastach i czekoladzie, która chowała w kryształowej misce na najwyższej półce, bo jak sama twierdziła wspina się tam jak już naprawdę potrzebuje zjeść coś słodkiego. Były jak skarb nad moją głową. Miska to skrzynia a jej zawartość to złoto i diamenty. Byleby nie leżało na stole, bo patrząc na telewizor babcia wiedziała, że zje wszystko, co ma pod ręką. Nauczyła mnie miłości do jedzenia i przyrządzania go z miłością dla innych. Nie było to złe, dzięki niej nigdy nie przyszło mi na myśl wyrzucać jedzenia albo wybrzydzać. W przeciwieństwie do mojej kuzynki, która gustując tylko w tostach, serze żółtym, ketchupie i majonezie do teraz będąc młodą mamą nadal uważa, że ,, Jedzenie to jakiś suchar, musisz jeść i potem to z siebie wyrzucić, tracić na to czas. Najwięcej w życiu wydajesz na jedzenie, więc wysrasz swoje pieniądze do kanalizacji''.  Kiedy to mówiła patrzyłam na nią jak na osobę z zaburzeniami psychicznymi, chociaż część mnie w jakimś stopniu przyznawała jej rację, niestety nie spowodowało to, że przestałam odczuwać przyjemność z jedzenia. Nadal bardzo lubiłam jeść. Niby świetnie,  bo na zdrowej diecie wcale nie chodzi o zaklejenie sobie buzi plastrem czy jedzenie mniej. Chodzi o jedzenie mniej i częściej, tego typu jedzenia, które nie posłuży organizmowi jako magazyn, tylko będzie spalane ,,na bieżąco". Przyzwyczaiłam się do obiadów z bardzo niską zawartością tłuszczu, zdrowszych wersji węglowodanów, owoców, które nie kończą się na jabłku i bananie, sałatek i warzyw, ale nie było nic co zastąpiłoby mi ukochaną czekoladę. Oczywiście, tylko ona dawała mi chwilę ,,szczęścia'', towarzyszyła mi przy każdym stresie i załamaniu jak najlepsza przyjaciółka. Gdy przeszłam na dietę miałam wyrzuty sumienia, ale po nich znowu musiałam przytulić się do przyjaciółki, bo czułam się źle, albo zamieniałam się w prawdziwą buntowniczkę, bo przecież zacznę od jutra, będę ćwiczyć tak ciężko, że skutki zbrodni znikną, bo dowody już zostały przeze mnie ukryte, albo też stwierdziłam, że i tak się to nie zmieni, bo będę jej potrzebować. Jakby jakaś niewidzialna siła pchała rękę do mojej buzi, a moja własna silna wola uciekła na plażę, bo miała dość żałosnej mnie szukającej powodu by wpychać w siebie mnóstwo kalorii ukrytych pod niewinną, płaską, małą czekoladką. I na nic się zdało powtarzanie że jej nienawidzę, obrzydzenie, że ma kolor jak sami wiecie co.  Chciałam ją i koniec, a gdy ktoś jadł ją nie dzieląc się gotowa byłam wydrapać oczy. Tak naprawdę, to jadłam ją w samotności, chowając się, ogólnie zawsze wstydziłam się jeść publicznie rzeczy, których nie powinnam, bo miałam wrażenie, że ludzie wokół mnie oceniają, że szepczą:
,, Patrz jaka gruba i jeszcze w siebie wpycha.''
Widziałam już sobie te wszystkie samotne  ,,grubaski" z amerykańskiego filmu obżerające się, śliniące się, złapane na gorącym uczynku, brudzące sobie jedzeniem buzię, ręce i ubranie z furią lub pasją wpisaną na twarzy i tych ludzi stojących obok brzydzących się i odwracających wzrok, jakby jedli siedmioma sztućcami małe kęsy przez godzinę i słuchali mojej drogiej drugiej babci, że jedzenie trzeba pogryźć zawsze 35 razy, w krytycznych momentach naprawdę liczyła i bacznie mnie obserwowała. Błagam, nie róbcie tego nigdy swoim dzieciom, po prostu powiedzcie im, żeby jadły wolniej, nikt im tego nie ukradne i na tym zakończcie.
Pewnego dnia przeczytałam artykuł że wstrząsającym nagłówkiem głoszącym, że za 20 lat nie będzie na świecie czekolady, a jeśli jakieś kakaowce się uchowają to będzie to bardzo droga impreza. Pierwsza babcia przyjęła tę wiadomość z ulgą, mówiąc, że na szczęście może prędzej umrzeć, a ja rozczulałam się i twierdziłam, że przechytrzę cały świat robiąc zapasy, bo jak to moje dzieci nigdy nie poznają cudu czekolady, a z drugiej strony (teraz będę okrutna) wolę żeby poznały ją jak najpóźniej, żeby nie podzieliły mojego losu. W głowie mi się nie mieściło, że zobaczę kiedyś opakowanie przeterminowanej czekolady, albo będę sprawdzała jej datę ważności, aż niedawno odwiedziłam dom mojej przyjaciółki, chcąc upiec z nią ciasteczka i nie mogłam wyjść z szoku i podziwu. W moim domu czekolady jedzone są tego samego dnia, najdłużej wytrwają tydzień.
Mimo, że czekolada kojarzyła mi się ze wszystkim co najlepsze, oceniając swoje ciało któregoś dnia w lustrze i na zdjęciach przedstawiających całą sylwetkę, (której nigdy nie fotografowałam, bo perfekcyjnie opanowałam technikę łapania selfie pod korzystnym kątem, co już powinno dać mi do myślenia) zrozumiałam, że ludzie mają rację, że jedząc czekoladę krzywdzę siebie samą, że cierpię, karam siebie za bycie taką jaką jestem, ale wcale mnie to nie zatrzymało, bo bywam też bardzo uparta.
Najgorszym etapem uzależnienia jest według mnie ten, w którym nie zdajesz sobie sprawy co się dzieje, dopóki okłamujesz i starasz się za wszelką cenę przekonać siebie i innych, że masz kontrolę. Po nim następuje ten najważniejszy i najtrudniejszy, kiedy uświadamiasz sobie, że masz problem, a jedna tabliczka czekolady wcale nie jest jedną porcją, a duża czekolada to szaleństwo nawet jeśli jesz ją z przerwami popijając wodą. Codzienne jedzenie słodyczy nie jest dla niektórych normalne, co więcej nie w takich ilościach. Niektórzy mają już jej dość, w momencie gdy ty dopiero się rozkręcasz i po pierwszych kostkach jeszcze nie poczułaś smaku, nie mówiąc o tym, że innych smaków nie czujesz tak wyraźnie, bo cały czas marzysz o czekoladzie i czujesz, że musisz zjeść jej coraz więcej. Do tego opisu można postawić jakiekolwiek uzależnienie i nie ma co udawać, że cukier i czekolada to zdrowsze wyjście od alkoholu i narkotyków. Bawienie się w stopniowanie jest tylko kolejną słabą wymówką, ucieczką. Nie można przez całe życie uciekać, zrobić sobie przerwy od życia. Wystawić za drzwi karteczkę z napisem:
,, Nie żyję, zaraz wracam. '' 
Puentą na dziś niech będzie to, że uciekając można przegapić wiele dobrych momentów - tych, które nazywamy szczęściem.
Jest jeszcze jedna ważna rzecz o której warto pamiętać. Mianowicie to, że wiedza nie jest równa z tym, że nagle dostosujesz się i skorzystasz z rozsądku, to pora na decyzję czy chcesz coś zmienić. To bardzo ważne czy chcesz, a nie czy jesteś gotowy na zmiany, bo wtedy odpowiedź z lękiem może brzmieć,, nie"- pisałam o zmianach post temu i była to przemyślana kolejność. Jesteś człowiekiem i czujesz, czasem kierują Tobą emocje. Masz do tego prawo, tylko nie traktuj tego jako kolejnej wymówki, bo masz tę siłę, żeby powiedzieć STOP. 🚨🚦🛑

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 09, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

The Fat GirlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz