Obudziłem się około godziny jedenastej. Przez wielkie okno mojego pokoju wpadało wiosenne słońce. Zaczęły wracać wydarzenia z naszej wczorajszej misji. Od razu pomyślałem o naszym odbitym zakładniku. Wstałem, więc z łóżka ubierając się i robiąc wszystkie poranne rytuały. Zamknąłem za sobą drzwi do mojego pokoju wychodząc tym samym na korytarz, gdzie zobaczyłem Clinta.
- Dzień dobry. - powiedziałem z uśmiechem.
- Nie wiem czy taki dobry. - mruknął.
Dopiero po chwili zauważyłem na jego twarzy ogromne zmęczenie.
- Stało się coś?
- Wczoraj jak wróciliśmy, poszedłem z Thorem i Brucem do skrzydła szpitalnego, żeby zająć się córką profesora. Okazało się, że ma złamane trzy żebra, a na plecach ślady po biciu chyba kablem i to nie jeden raz. - mówił Clint, a ja nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. - Skończyliśmy koło pierwszej w nocy. Już miałem iść spać, kiedy dziewczyna się przebudziła. Zaczęła rozwalać wszystko co było w jej sali, więc jak najszybciej chcieliśmy ją uspokoić, ale jak nas zobaczyła to zaczęła krzyczeć i rzucać w nas czym popadnie. Bruce ma rozciete czoło, bo dostał od niej z lampki nocnej. Potem przyszedł Thor, żeby nam pomóc. Dziewczyna zaczęła się jeszcze bardziej drzeć, a że Thor stał przy oknie to rzuciła chciała rzucić w niego krzesłem, którym w ostateczności wybiła okno. Chyba dopiero po pół godzinie udało nam się jakoś siłą podać jej leki usypiające. Potem musieliśmy przenieść ją do innego pokoju przez to wybite okno.To była jedna z najgorszych nocy w moim życiu.
- Mówisz, że ma złamane trzy żebra i ogromną ranę na udzie, a dała radę rzucać w was tym wszystkim? - zapytałem zszokowany.
- Dokładnie. Nigdy w życiu bym nie powiedział, że taka drobna dziewczyna będzie we mnie rzucać czym popadnie. - powiedział. - Razem z Brucem i Thorem siedzieliśmy z nią aż do jedenastej, więc ty teraz możesz sobie do niej iść. Tylko radzę Ci wziąść kogoś ze sobą. Wiem tylko, że obecnie jest z nią Wanda.
- Dzięki Clint. Idź się teraz lepiej połóż spać. Należy Ci się. - powiedziałem do przyjaciela.
Ten tylko mi przytaknał i powędrował do swojego pokoju. Ja natomiast skierowałem się do windy i zjechałem na piętro szpitalne. Odnalazłem odpowiednią sale i otworzyłem drzwi. Na szpitalnym łóżku zobaczyłem tą samą dziewczynę, którą wczoraj niosłem do samolotu. Była pogrążona w śnie. Obok jej łóżka spokojnie siedziała sobie Wanda.
- Hej Steve. - powiedziała odwracając się w moją stronę.
- Cześć, słyszałem, że chłopaki mieli z nią problemy w nocy. - powiedziałem dosuwając sobie krzesło.
- Tak, podobno była niezła akcja. - powiedziała śmiejąc się pod nosem. - Chciałabym się z nią zaprzyjaźnić. Już ją podziwiam po tym jak urządziła doktora Bannera.
- Musi być z nią ciężko, skoro tak zareagowała na nich. - powiedziałem.
- Rzeczywiście... Szkoda mi jej. Tak naprawdę nic nie zrobiła, a jestem pewna po tych śladach na plecach, że przeżywała tam koszmar. - westchnęła.
Przez chwilę między nami panowała cisza. Każdy z nas był pogrążony we własnych myślach, które obecnie zaprzątały głowę.
- Jadłeś już może śniadanie? - zapytała.
- Nie, od razu jak wyszedłem z pokoju natrafiłem na Clinta, który powiedział, że teraz moja kolej użerania się z nią - zaśmiałem się.
- W takim razie pójdę po jakieś śniadanie dla nas. W razie jakby coś się działo to krzycz. - powiedziała mrugając.
Już po chwili zniknęła za drzwiami, a ja przeniosłem wzrok na postać leżącą w łóżku. Dziewczyna była naprawdę ładna. Miała kręcone, brązowe włosy, mniej więcej sięgające jej za łopatki. Koloru jej oczu nie zdążyłem zobaczyć. Była strasznie drobna i aż trudno mi uwierzyć, że przy takim stanie zdrowia i przy takiej posturze miała siłę na "walkę" z moimi przyjaciółmi.
Schowałem twarz w dłoniach, żeby zebrać myśli. Siedziałbym tak jeszcze trochę, gdybym nie usłyszał krzyku. Podniosłem głowę szukając źródła dźwięku, którym okazała się być nasza pacjentka. Pierwsze co, to dostałem poduszką w głowę, co nie było najgorsze. Jednak nie spodziewałem się, że po chwili dostanę lampką nocną! Dziewczyna poderwała się z łóżka uciekając do łazienki, która była połączona z jej salą.
- To jakiś żart.. - mruknąłem podnosząc się z ziemi.
Zapukałem delikatnie w drzwi, za którymi usłyszałem pisk. Pociagnąłem za klamkę. Cholera, zamknęła się. No i co teraz?
- Umm.. Słuchaj, nie chce ci nic zrobić to po pierwsze, po drugie chcemy ci tylko pomóc, więc mogłabyś otworzyć drzwi? - zapytałem mówiąc na tyle głośno, żeby mnie usłyszała. - Twój stan zdrowotny nie jest najlepszy. Masz złamane żebra. Poza tym na pewno trzeba będzie Ci na nowo zszywać ranę na udzie.
Usłyszałem otwieranie się drzwi, tylko nie tych, których bym chciał. Do pokoju weszła Scarlet z tacą jedzenia. Spojrzała najpierw na łóżko, a potem na mnie.
- Steve, co tu się stało? Dlaczego masz rozcięte czoło? I gdzie jest nasza pacjentka?! - zapytała odstawiając tacę na stolik, a następnie podchodząc do mnie szybko.
Teraz dopiero się zorientowałem, że z mojego czoła leci krew.
- Noo obudziła się i rzuciła we mnie poduszką... A potem lampą.. - powiedziałem. - Nawet nie wiem, kiedy wbiegł do łazienki i zamknęła drzwi! - broniłem się.
- Dobra, może ja teraz spróbuję. - pokiwałem tylko głową. - Umm... Część, nazywam się Wanda, a ten chłopak, którego walnęłaś lampą to Steve. Nie chcemy zrobić Ci krzywdy. Doktor Banner zszył ci ranę na nodze i założył opatrunki. Jestem pewna, że znowu będzie trzeba to zszyć, przez twoje bieganie. Mamy pokojowe zamiary. Poza tym na pewno jesteś głodna, mam dla ciebie śniadanie. Mogłabyś otworzyć drzwi? Jeżeli chcesz mogę wejść tylko ja, Steve zostanie w pokoju.
Spojrzałem na nią wzrokiem typu "Nie ma szans, żeby Ci otworzyła". Jakie wielkie było moje zdziwienie, kiedy usłyszałem przekręcanie zamka, a po chwili zobaczyłem lekko otwarte drzwi. Wanda szybko podniosła tace z jedzeniem zostawiając mi moją porcje na stoliku, a sama zabrała resztę do łazienki, która znowu została zamknięta.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
969 słowa
~Bestqueen143
CZYTASZ
Believe me..
Fanfiction"- Uwierz mi, nie chce ci zrobić krzywdy. Jestem Steve i przyszedłem cię uratować. - dziewczyna spojrzała tylko na mnie nieobecnym wzrokiem, mdlejąc po chwili."