Rozdział 5

61 2 0
                                    

- Słucham? - zapytałem, bo chyba się przesłyszałem.

- Nazywam się... Charlotte Jackson. - powiedziała z lekkim uśmiechem.

Wbiło mnie w siedzenie. Pierwszy raz się do mnie odezwała.. I powiedziała mi swoje imię!

- Miło mi cię poznać Charlotte. - powiedziałem z ogromnym uśmiechem. - Jak już pewnie wiesz od Wandy, nazywam się Steve.

- Jesteś Kamitanem Ameryką. - powiedziała Charlotte.

- Tak.. Słyszałaś o mnie? - zapytałem.

Brunetka przytaknęła mi.

- Masz taki piękny głos, a odpowiadasz mi gestami. - powiedziałem.

Brunetka od razu się zarumieniła i odwróciła ode mnie wzrok.

-Ale ty jesteś głupi Rogers! Nie powinieneś tego mówić! - pomyślałem.

Między nami panowała niezręczna cisza, którą na szczęście przerwał wchodzący Loki. Charlotte momentalnie cała się spięła.

- Przyszedłem zobaczyć, czy jeszcze żyjecie. - powiedział.

- Jak widzisz, wszystko jest na swoim miejscu. - powiedziałem.

- Jak nasza pacjentka? - zapytał wpatrując się w dziewczynę.

- Myślę, że dobrze. - powiedziałem obserwując dziewczynę.

- Ale o sobie chyba już nie możesz tak powiedzieć. - zaśmiał się.

Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc, co ma na myśli.

- Twoje czoło Midgardczyku. - powiedział.

- Ach oto ci chodzi. To tylko mały wypadek. - rzekłem.

- Miałem Ci przekazać Kapitanie, że masz iść do salonu. - powiedział.

- Dobrze. - powiedziałem do Lokiego, a następnie do Charlotte. - Niedługo przyjdę.

Posłałem jeszcze ostatni uśmiech brunetce i wyszedłem z sali.

Pov. Charlotte

Nie wiem dlaczego, ale Steve wydaje się naprawdę miłą osobą. Co jeszcze dziwniejsze, jego dotyk był bardziej uspokajający, niż paraliżujący. Dziękuję Bogu, że znalazł mnie wtedy w bazie Hydry. Nie przeżyłabym kolejnego dnia. Mam u niego dług wdzięczności. Zestresowałam się mocno, kiedy Kapitan zostawił mnie samą z tym mężczyzną. Nie wygląda, jakby był godny zaufania. Od chwili wyjścia Steva ciągle mnie obserwuje. To się robi naprawdę niekonfortowe.

- Jesteś wyjątkowa. - powiedział mężczyzna nadal się na mnie gapiąc.

Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc zbytnio, o co mu chodzi.

- Jakim cudem nie mogę wejść ci do głowy? - zapytał zbliżając się powoli.

W każdej chwili byłam gotowa do ucieczki.

- Jesteś połboginią? - zapytał.

- To jakiś świr! O co mu chodzi do jasnej cholery?! - pomyślałam.

- Słyszałem, że jesteś strasznie wytrzymała. Jak? Normalny Midgardczyk nie podniósł by się nawet przy złamanych żebrach, a ty rzucałaś czym popadnie, no i na dodatek po prostu sobie pobiegłaś do łazienki. Więc jeszcze raz pytam. Jesteś boginią, półboginią? - pytał mężczyzna.

Powiem szczerze, że byłam przerażona. Nie wiedziałam, o czym on mówi.

Jego oczy były bardzo podobne do moich. Przenikliwe szmaragdy. Nie wiedziałam, jak mu odpowiedzieć i czy w ogóle mam mu coś odpowiadać. Nawet nie wiem, czy mogę mu ufać! Jak dobrze, że do pokoju weszła Wanda z jakimś mężczyzną.

Believe me.. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz