Rozdział 4

69 2 0
                                    

Podczas kiedy Scarlett była w łazience z córką profesora, ja jadłem śniadanie. Do pokoju wszedł Tony.

- Gdzie jest ta wariatka, co mi okno wybiła?! - krzyknął, kiedy zobaczył puste łóżko.

- W łazience razem z Wandą. Był mały problem, który teraz jest widoczny na moim czole. Od razu Ci powiem, żeby usunąć wszystkie lampki z pokoju, w którym będzie ta dziewczyna. W nocy oberwał Bruce, teraz ja. Coś czuję, że na nas się nie skończy. - powiedziałem .

- Cholera, czy ta dziewczyna może się zachowywać, jak dorosła osoba! Nie mam już siły. Najpierw lampka, potem okno i teraz znowu lampka! Będzie zamknięta w izolatce, jeżeli ktoś będzie na tyle odważny, żeby ją przenieść.. - mruknął.

- Oszalałeś?! Izolatka? Nie masz tu takiego czegoś. - powiedziałem.

- Rzeczywiście.. W takim razie albo zamkniemy ją w klatce, albo na poziome więziennym. - powiedział wychodząc.

- Nie mogę z tym blaszakiem.. - pomyślałem.

Pov. Wanda

Wiedziałam, że otworzy mi drzwi. Jest na pewno bardzo głodna, więc przed wejściem zabrałam ze sobą tace z jedzeniem. Kiedy tylko weszłam do przestronnej łazienki, dziewczyna siedziała w najdalszym kącie. Postawiłam tace na blat obok umywalki, a sama usiadłam na podłodze opierając się o wannę.

- Nie musisz się mnie bać. Tak, jak już Ci mówiłam, nazywam się Wanda Maximoff, ale niektórzy mówią na mnie Scarlett Witch. Wiesz, gdzie jesteś? - zapytałam.

Dziewczyna zaprzeczyła ruchem głowy.

- Jesteś w Nowym Jorku, a dokładnie w Stark Tower, albo Avengers Tower, jak kto woli. Słyszałaś kiedyś o Avengersach? - pokiwała delikatnie głową na tak. - Fantastycznie, więc wiesz czym się zajmujemy i wiesz, że nie zrobimy ci krzywdy. Za drzwiami czeka na nas Steve Rogers, nazywają go Kapitanem Ameryką. Może wejść do nas?

Brunetka histerycznie zaczęła kręcić głową na nie, a w jej oczach zebrały się łzy.

- Dobrze, dobrze, nie denerwuj się, jeżeli nie chcesz nie wejdzie tutaj. - powiedziałam, żeby ją uspokoić.

Zauważyłam, że z jej nogi zaczęła lecieć krew.

- Pękły ci szwy, które założył ci wczoraj doktor Banner. Muszę go zawołać, żeby Ci to zszył jeszcze raz. - powiedziałam chcąc się podnieść z miejsca.

Poczułam chłodną dłoń na moim ramieniu, brunetka zaprzeczała moje wyjście.

- Heh... A czy ja mogłabym to zrobić? - zapytałam, a dziewczyna zgodziła się. - W takim razie wyjdę na chwilę z łazienki, żeby zabrać potrzebne rzeczy, jeżeli chcesz to mogę Ci podać tace z jedzeniem, żebyś zjadła coś w tym czasie, bo na pewno jesteś głodna. - nasza pacjentka przytaknęła mi, więc podałam jej jedzenie, następnie wychodząc z łazienki.

Co dziwne, nie usłyszałam za sobą dźwięku zamykanych na klucz drzwi. Steve siedział przy stoliku i kończył jeść swoje śniadanie.

- Jak ci idzie? Czym w ciebie rzucała? - powiedział ze śmiechem.

- Ha ha ha bardzo śmieszne Steve. Muszę jej zszyć na nowo tą ranę na udzie. - powiedziałam.

- No to idź po Bruca.

- Nie mogę, jak tylko o nim wspomniałam, to ona miała łzy w oczach. To jest grubsza sprawa.. Więc wychodzi na to, że sama muszę to zrobić. Idę po rzeczy. W razie co miej na nią oko. - powiedziałam wychodząc.

Poszłam szybkim krokiem po potrzebne mi rzeczy. Zanim wróciłam na salę brunetki minęło może z pięć minut. Weszłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi. Dziewczyna kończyła swoje śniadanie.

- Już jestem i mam ze sobą rzeczy. - dziewczyna odłożyła pustą tacę na podłogę i przysuneła się do mnie ostrożnie.

Siedziałyśmy na podłodze, ja zszywałam jej nogę, a ona przyglądała się z zaciekawieniem.

- Dlaczego nie chciałaś, żeby Steve tutaj wszedł? Boisz się go? - zapytałam nadal skupiona na wykonywanej czynności.

Brunetka pokiwała delikatnie głową.

- To przez agentów Hydry? Zrobili ci coś? - powiedziałam spoglądając w jej kierunku.

Dziewczyna chwilę nad czymś myślała, chyba nad tym, czy może mi to powiedzieć. Po dłuższej ciszy przyznała mi rację.

- Oprócz śladów na twoich plecach, byłaś przez nich wykorzystywana, prawda? - powiedziałam kończąc nareszcie pracę.

Widać, że mocno ją zszokowało moje stwierdzenie. Patrzyła na swoje palce, kiedy prawie niewidocznie skinęła głową.

- Tak myślałam... - szepnęła. - Nie musisz się u nas nikogo bać. Uwierz mi, żaden człowiek nie chce ci tu zrobić krzywdy. W szczególności Kapitan Rogers. To on cię uratować w bazie Hydry. Gdyby nie on, nie znaleźli by ciebie. - potem zapanowała między nami cisza. - Masz może jakieś imię?

Odpowiedziała mi cisza. Myślę, że jeszcze bała się z kimkolwiek normalnie rozmawiać, a co dopiero mówić kim jest.

- Nie musisz mi mówic, wszystko w swoim czasie. - powiedziałam z delikatnym uśmiechem.

Nagle w łazience rozniósł się głos J.A.R.W.I.S.A.

- Nick Furry oczekuje pani w salonie. - powiedział.

- Dobrze, za chwilę się tam zjawię. - powiedziałam. - Za chwilę do ciebie wrócę.

Uśmiechnęłam się do niej i wyszłam z pomieszczenia. W pokoju nadal siedział Steve.

- Nareszcie wyszłaś! Już myślałem, że coś się stało. - powiedział.

- Spokojnie, wszystko jest dobrze. Tak, jak myślałam. Ci dranie ją wykorzystywali.. - twarz Steva wyrażała szok. - Boi się wszystkich mężczyzn. Musimy ją jakoś przekonać, że nie chcemy jej niczego zrobić. Poza tym zapytałam o jej imię, nie powiedziała mi. Muszę iść teraz do Furrego. Możesz się nią zająć? Tylko wiesz, z dyskrecją. - powiedziałam wychodząc.

Pov. Steve

Wanda zostawiła mnie w niemałym szoku. Jak można coś takiego zrobić kobiecie... To straszne. Nie chcę nawet o tym myśleć.

Nagle usłyszałem huk dochodzący z łazienki. Nie wiele myśląc natychmiast pobiegłem i otworzyłem drzwi. Brunetka leżała na podłodze.

- Nic ci się nie stało? Dobrze się czujesz? - zdawałem się pytania zdenerwowany.

Dziewczyna, jak tylko zorientowała się kim jestem od razu zaczęła się ode mnie powoli odsuwać.

- Coś się stało z twoją kostką, chodź pomogę Ci wstać, a potem obejrzę dokładnie twoją stopę. - powiedziałem spokojnie wyciągając dłoń w jej kierunku. - Obiecuję, że nie zrobię Ci krzywdy. Twój organizm jest słaby, nie dasz rady sama się podnieść.

W jej oczach z początku  widziałem ogromny strach.. Przede mną. Teraz jej twarz wyrażała zamyślenie. Po chwili spojrzała na mnie wielkimi zielonymi oczami i delikatnie pokiwała główną na znak zgody. Nie powiem, byłem lekko zdziwiony, że się zgodziła. Uśmiechnąłem się do niej miło i ponownie podałem jej dłoń, którą tym razem delikatnie złapała. Podszedłem do niej i wziąłem na ręce. Dziewczyna wzdrygnęła się na mój dotyk, ale nie odepchnęła mnie. Brunetka nieśmiało objęła moją szyję rękami, na wypadek ponownego upadku. Ostrożnie położyłem ją na łóżku.

- Widzisz? Nic ci nie zrobiłem, wszystko jest dobrze. - powiedziałem posyłając jej uśmiech.

Dziewczyna pierwszy raz również odpowiedziała mi prawie niewidocznym uśmiechem.

- Umm... Rozmawiałem z Wandą. Powiedziała mi, o tym co ci robili. - brunetka wciągnęła głośno powietrze kuląc się na łóżku. - To jest niewybaczalne. Powinni odpowiedzieć za to wszystko. Ale teraz nie musisz się ich obawiać. Obiecuję Ci, że nie spotka cię tu krzywda. Dopilnuje tego.

Brunetka patrzyła na mnie swoimi szmaragdowymi oczami. Siedzieliśmy w ciszy obserwując siebie nawzajem.

- Charlotte.. - powiedziała cicho.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
1080 słów
~Bestqueen143

Believe me.. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz