Oferta? Proszę cię... to bardziej 'zamówienie'.

180 19 9
                                    


- Ale Tony! - Wykrzyknęłam. - Ferguson tam jest! Czemu muszę iść? - Tony powiedział mi, co mam dziś robić i naprawdę nie byłam z tego powodu szczęśliwa. Chciał, żebym poszła do bazy w której był Rhodey po materiały potrzebne mu na konferencję prasową. Podobno pracował nad energią odnawialną taką, jak z jego reaktora łukowego, ale większą, i zaplanował bardzo skomplikowany sposób, żeby zawiadomić o tym świat. Jeśli zadziała. Zaśmiałam się na tę myśl. 

- Nie obchodzi mnie to, że jest tam Ferguson. Po prostu przywitaj się z Rhodey'em, weź materiały i wyjdź. - Warknął Tony. - A Ferguson po prostu chce wyjść z tobą coś zjeść, daj mu szansę. Poza tym, nie będzie mógł ci się oprzeć, więc to twoja wina. - Popatrzyłam na niego jak na kosmitę.

- I mówi to facet, który dwa dni temu powiedział, że wszystko, czego chce to dobrać się do moich spodni. - Wyśmiałam go. Zatrzymał się na moment.

- Dobra, nieważne. Po prostu idź po te rzeczy. - Powiedział, a ja warknęłam niezadowolona. Nigdy nie mam nawet chwili przerwy! Nie mogłam już znieść jego obecności, więc wzięłam kluczyki od jego nowego auta leżące na stole. - Tylko go nie rozbij, misiaczku. - Moje usta już prawie wykrzywiły się w uśmiech, ale pokonałam to.

- Nie będę się starać! - Krzyknęłam, wchodząc do windy. Usłyszałam jeszcze jego śmiech, a gdy drzwi windy się zamknęły, przywitała mnie przyjemna cisza.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przyjechałam do bazy po czterdziestu minutach. No Stark, twoje auto nie jest zbyt zarysowane, uśmiechnęłam się. Kiedy podjechałam do bramy, pokazałam strażnikom odznakę i weszłam do środka. Prawie natychmiast zobaczyłam Rhodeya i... Fergusona. Ruszyłam w stronę Rhodeya, kompletnie ignorując jego towarzysza. - Hej Rhodes, masz zamówienie Starka?

- Cześć Ash. Tak, poczekaj chwilkę, zaraz będę. - Zaczął się obracać. - Tym razem Tony nie potrzebował zbyt wiele materiałów, sądzę, że to będzie tylko mała rakieta. - Zaśmiałam się.

Tak, tylko rakieta. - Uśmiechnęłam się delikatnie, jednocześnie otwierając drzwi garażu w poszukiwaniu odrzutowców. Zawsze uwielbiałam latać. Nie żebym miała sama prowadzić samolot, ale uwielbiałam ten dreszczyk emocji pojawiający się, kiedy jest się w myśliwcu. Byłam w nich tylko dwa razy, tak dla zabawy. Gdy naciśniesz przycisk katapulty, twój żołądek skręca się i zwija, i z jakiegoś powodu mnie to uspokaja. Weszłam do hali, w której były myśliwce i zachwyciłam się. Pewnie mają wystarczająco  dużo pieniędzy, żeby sobie sprawić jeszcze kilka takich. To było niesamowite.  Miałam chwilę spokoju, dopóki nie usłyszałam znajomego odchrząknięcia. Spięłam się.

- Więc, em, Ashlyn - Zaczął.

- Dla ciebie Pani Gonzalez. - Warknęłam próbując głęboko oddychać.

- Dobra. Więc, zastanawiałem się, czy... może... moglibyśmy pójść razem na kawę? - Jego piskliwy głos stawał się coraz bardziej denerwujący z każdym jego słowem. Mogłam poczuć jej podniecenie. Dlaczego jestem tak hartowana?  - To znaczy, wiem, że się umawiasz z tamtym gościem i-

- Właściwie, to zakończyłam tą znajomość. Nie wyszło nam. - Odparłam, i dodałam. - Wiesz, myślę nad zmianą zespołów. Jeśli wiesz, o co mi chodzi. - Oczywiście nie myślałam o tym, ale chciałam go jakoś spławić.

- Jaki wstyd. Może spędzisz jedną noc ze, em, mną, i zmienisz zdanie? - Miarka się przebrała. To było tylko jedno małe zdanie, które nie powinno mnie tak zdenerwować. I wszystko jasne, ona dalej była podjudzona po wydarzeniach z ostatniej nocy.

Crossing the line (Bruce Banner/Avengers) TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz