Rozdział 1

10.1K 326 268
                                    

Wolność.

To było jedyne słowo, które zarejestrował umysł Draco. Był. Wolny.

Ręka uderzyła go w plecy, otrząsając z szoku. Jeden z jego przyjaciół — siedzący za nim Blaise Zabini — mówił coś o przyjęciu i Draco jedynie skinął głową, zanim uśmiech rozjaśnił jego twarz.

Nie miał pojęcia, jak Potterowi i Granger się to udało, ale w jakiś sposób ich zeznania zmieniły jego przyszłość. Był przekonany, że resztę swoich dni spędzi w Azkabanie za wszystkie przestępstwa, których się dopuścił podczas Wojny Czarodziejów. Najwyraźniej prawie wszyscy biorący udział w jego procesie myśleli podobnie, bo szemrali na tyle głośno, że nikt nie zdawał sobie sprawy, iż sędzia z zawziętością uderzał młotkiem, chcąc przywrócić porządek.

— Cisza! CISZA! — krzyknął sędzia. — Och, na Merlina... — Uniósł różdżkę, wskazując swoje gardło. — Sonorus. CISZA!

Wszyscy natychmiast zamilkli, zwracając uwagę na sędziego ministerstwa.

— Jako że zwróciłem państwa uwagę, pragnę przypomnieć panu Malfoyowi, że chociaż został zwolniony z Azkabanu, poniesie konsekwencje swoich działań.

Draco momentalnie spoważniał i skinął głową.

— Tak, oczywiście.

— Po pierwsze — kontynuował sędzia — zarówno pan, jak i pańska rodzina, zapłacicie sto tysięcy galeonów na rzecz zniszczeń wyrządzonych przez wojnę.

Draco przytaknął i spojrzał na matkę, która siedziała po lewej stronie. Uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco i wyraziła aprobatę, zanim odwrócił się do sędziego.

— Ma pan także obowiązek uniknąć jakichkolwiek kłopotów przez następne pięć lat. Jeśli usłyszę o jakichś wybrykach, wyląduje pan w celi. Rozumiesz, młody człowieku?

Draco przełknął ślinę i przytaknął.

— Dobrze. Co najmniej raz w roku będzie przychodził do pana pracownik ministerstwa. Jeżeli uznamy za stosowne, częstotliwość wizyt ulegnie zmianie.

Draco ponownie skinął głową.

— Tak, proszę pana. Rozumiem.

Sędzia odpowiedział tym samym.

— Jest pan wolny, panie Malfoy. Miejmy nadzieję, że nigdy więcej tu pana nie zobaczymy.

Po czym uderzył młotkiem po raz ostatni, kończąc rozprawę.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Resztę dnia Draco pamiętał jak przez mgłę. Blaise zorganizował imprezę, tak jak obiecał. Trwała ona prawie dwadzieścia cztery godziny. Było mnóstwo alkoholu, jedzenia, tańców i jeszcze więcej alkoholu. Ostatecznie Narcyza miała dość i wszystkich wyrzuciła. Po raz pierwszy od zakończenia procesu Draco był w stanie zasnąć wystarczająco zrelaksowany, aby nie nękał go koszmar o zimnej i ciemnej celi.

Następnego dnia Narcyza poczekała do dziewiątej, aby wejść do sypialni syna i rozsunąć zasłony, wypełniając pokój światłem.

Draco syknął i zarzucił sobie poduszkę na twarz.

— Matko, czy mogłabyś zasunąć zasłony?

— Draco, spałeś wystarczająco długo. Wyjeżdżam w ciągu godziny i zanim to zrobię, chciałam z tobą zamienić słowo.

— Wyjeżdżasz? — zapytał, odsuwając poduszkę od twarzy. Zerknął na światło słoneczne świecące za matką. — Gdzie się wybierasz?

— Zdecydowałam, że przeprowadzę się do Francji. Mamy tam mały zamek, w którym będzie mi się żyło o wiele lepiej.

[T] [Z] Piękna i bestia: historia DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz