16. Ten drugi

6.5K 465 180
                                    

Dawno, dawno temu obiecałam Wam rozdział z perspektywy Adama Westa, więc oto jest. Nie ma większego wpływu na fabułę, więc to kolejna czytanka "dla chętnych" [w dodatku dość długa] ale przyznam się szczerze, że West jest jedną z moich ulubionych postaci, więc nie mogłam się powstrzymać.

Także ten. Miłej zabawy.

Czy coś.


Ciężko jest żyć ze świadomością, że jest się "tym drugim". Tym drugim, trzecim, piątym, piętnastym, czasem nawet ostatnim w kolejce do tego, czego się pragnie.

Zwłaszcza dla kogoś, komu przez całe życie wmawiano, że może mieć wszystko.


Byłem na tym lotnisku już dobrą godzinę przed przylotem samolotu. Po prostu siedziałem na masce samochodu, paląc papierosa za papierosem żeby jakoś się uspokoić i co chwilę zerkałem na telefon, na zmieniające się powoli cyfry elektronicznego zegarka.

Musiałem się ogarnąć.

Nikt nie mógł się zorientować.

NIKT, jeśli rozumiecie co mam przez to na myśli.

Nie rozumiecie. Skąd możecie wiedzieć?

Ale może zacznę od początku...


Od dziecka zawsze słyszałem, że jestem Westem i że to coś znaczy. Jako chłopiec, nie miałem pojęcia co mają na myśli, potem wydawało mi się, że rozumiem. Tak naprawdę zrozumiałem to wszystko dużo później.

To duża presja. Dużo większa, niż może się wydawać. 

Nie, nie będę się teraz nad sobą użalał. Po prostu chciałbym, żebyście zrozumieli. West nie może chodzić do byle jakiej szkoły. W tej nie byle jakiej szkole nie może osiągać byle jakich wyników. Nie może być pierwszym lepszym z brzegu, nie może zadawać się z każdym. Szybko nauczyłem się, że ludzie są lepsi i gorsi. West przecież nie mógł zadawać się z tymi gorszymi.

Wielu rzeczy nie wypada robić, kiedy jest się Westem.

West, kiedy już się za coś bierze, musi być w tym najlepszy. Tak właśnie powtarzał mi ojciec, snując przy tym przydługie opowieści o tym, jak był przewodniczącym klasy, później przewodniczącym szkolnego samorządu, kapitanem drużyny baseballowej. Tak jak przed nim jego ojciec, tak jak mój starszy o trzy lata brat - West idealny.

Złote dziecko całego klanu.

Kiedyś naprawdę chciałem być jak oni. Chciałem tego "wszystkiego".

Wiecie co wisi w gabinecie mojego ojca, tuż nad jego biurkiem? Wielkie, oprawione w ciężką ramę zdjęcie rodzinne. Miałem wtedy trzy, może cztery lata. Moi rodzice, mój brat i ja oczywiście też, wszyscy jesteśmy ubrani w jednakowe bluzy z emblematem Yale. Rodzinna uczelnia. Moi rodzice tam się poznali.

Od dziecka wiedziałem, że będę studiował w Yale, że będę należał do jakiejś drużyny, której będę kapitanem, że będę członkiem tego samego bractwa co mój ojciec i dziadek, że zostanę jego prezesem, że nawiążę kontakty niezbędne w przyszłości...

Ludzie, oczywiście pilnując, żeby mój ojciec ich nie usłyszał, pogardliwie nazywają nas królewską rodziną Holly Head i jest w tym trochę racji. Każdy kto się liczy zna mojego ojca.

Nie.

To mój ojciec, odkąd pamiętam, ustalał kto się liczy.

I matka, jeśli chodzi o kręgi towarzyskie.

Kiedy byłem bardzo mały, służące nazywały mnie "principito", na wpół z rozbawieniem, na wpół ze skrywaną pogardą. Teraz wiem, że to znaczy "mały książę", chociaż wtedy nie znałem jeszcze hiszpańskiego.

Mężczyzna z billboardu | YAOIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz