10. Tysiąc niewysłanych słów

7.8K 914 348
                                    

Wyjątkowo mam dziś wolne, więc zapiłam szluga kawą, zjadłam ciastko na śniadanie, a potem siadłam i zmusiłam się, żeby napisać rozdział.

Z dedykacją dla tych wszystkich, którzy zostawiają mi takie piękne, długie wiadomości w strumieniu i prywatnie, na które nie mam czasu, lub nie potrafię odpisać. Pamiętajcie, że je czytam i doceniam.

Bardzo.


Świat się nie zatrzymał. Wydawało mi się, że powinien, choćby z czystej przyzwoitości. Słońce wstało następnego dnia, jak zawsze - a nawet trochę wcześniej, bo dni nadal stawały się coraz dłuższe - padając na moją twarz, jakby poprzedniego dnia nic się nie stało. Słońce ma za nic cudze pokruszone serca i maleńkie, ziemskie dramaty.

Wolałbym, żeby nie wstawało.

Naprawdę wolałbym, chociaż nie zmrużyłem oka tej nocy, leżałem tylko w swoim wielkim, cholernie pustym łóżku, wpatrując się w sufit, z przerwą na wyłączenie budzika, który jak zawsze zadzwonił o czwartej.

Wiecie... Teoretycznie nic w moim życiu się nie zmieniło. Nadal byłem tym samym Tony'm Trentem, który osiągnął wszystko, co sobie w młodości zaplanował. Pojawienie się Prestona było jak cień przeszłości, nad którym powinienem przejść do porządku dziennego. Przecież przyzwyczaiłem się już do życia bez niego. Lata wcześniej pogodziłem się z myślą, że już nigdy nie będziemy razem i nie było żadnego powodu, żebym teraz przeżywał to tak mocno.

Przecież miałem wszystko.

Naprawdę.

Masa ludzi zabiłaby własne matki, żeby choć przez dzień być mną.

Powinienem być szczęśliwy. I wdzięczny.

Więc dlaczego czułem się, jak takie nic?

Dlaczego czułem, że nie mam niczego?

Niestety, w tym akurat wypadku, teoria miała niewiele wspólnego z praktyką. Nie chciało mi się wstać na bieganie, z trudem zwlokłem się z łóżka przed siódmą, żeby wyrobić się na trening. Zgarnąłem z podłogi wczorajszy dres, mając gdzieś fakt, że nie jest najświeższy, a w lustro spojrzałem tylko w przelocie. Wyglądałem jak gówno. Z rozczochranymi włosami i wielkim, fioletowym limem pod okiem, ze spierzchniętymi ustami i blady jak śmierć, ale nie miałem siły nawet się tym przejąć. Nie wspominając o zrobieniu z tym czegokolwiek.

Zignorowałem zaskoczone spojrzenie sąsiadki, wracającej właśnie z porannych zakupów. Zignorowałem zaskoczone spojrzenie trenera i kolegów z drużyny. Chciałem po prostu przeżyć ten dzień. Rozumiecie, prawda? Przeżyć, a potem wrócić do łóżka.



Kilka następnych dni, zlało mi się w jedno. Wstawałem tylko po to, żeby pójść na trening, ale nie szło mi najlepiej, jeśli mam być szczery. Trener popatrywał na mnie kuso i słyszałem parę razy jak mruczał pod nosem słowo "urlop", zawsze zerkając przy tym w moją stronę. O ile przed pojawieniem się Prestona byłem u szczytu formy, o tyle teraz nie potrafiłem się skupić.

Potrafiłem za to spierdolić nawet najprostszą akcję.

Na mecz do Seattle wzięli mnie chyba tylko z litości, a wystawili w pierwszym składzie... Nie wiem z jakiego powodu. Może liczyli, że się obudzę. I chyba się przeliczyli, bo po pierwszych piętnastu minutach trener ściągnął mnie z boiska na ławkę, na której zostałem do końca tego spotkania i z której nie schodziłem w trakcie dwóch kolejnych.

Mężczyzna z billboardu | YAOIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz