Jest po dwudziestej trzeciej. Nigdy jeszcze o tej godzinie nie spacerowałam po mieście sama. Zazwyczaj mama mnie odbierała albo o dwudziestej już siedziałam w swoim apartamencie. Od dobrych dziesięciu minut idą za mną dwoje facetów. To mnie coraz bardziej przeraża.
Cały czas trzymam telefon i zatrzymałam go na jednym numerze.
- Hej. Co robisz? - spytałam, kiedy mój były odebrał. Nie jesteśmy ze sobą rok, ja mam siedemnaście lat, a on osiemnaście.
- Hej. Siedzę ze swoją dziewczyną. - kurwa... znaczy, a i ma dziewczynę.
- Potrzebuje twojej pomocy. - powiedziałam niepewnie.
- Co się dzieje? Gdzie jesteś? - spytał. W obecnej chwili znajduje się w jego mieście.
- Idzie za mną dwóch facetów od dziesięciu minut, a tak ogólnie to w mieście. Na ulicy Marka... - nie skończyłam.
- Wiem, gdzie to jest. Idź w stronę restauracji co mają te dobre...
- Te dobre ciasta? - spytałam z uśmiechem.
- Tak, serio nawet w takim momencie jesteś w stanie myśleć o jedzeniu? - spytał.
Odwróciłam się i zauważyłam, że ci mężczyźni zaczęli przyspieszać.
- Oni przyspieszyli. - powiedziałam przestraszona.
- Dobra, ty idź tak jak idziesz. Postaram się być jak najszybszej, rozłączam się. Nie rób żadnych gwałtownych ruchów. - powiedział i się rozłączył.
Z każdą minutą byłam coraz bliżej, tej restauracji, a jego nigdzie nie było widać.
- Lizzie chodź. - usłyszałam szept albo raczej krzyk szeptem. To drugie raczej.
Kiedy ja przyspieszyłam tamci faceci, też. Wbiegłam w ramiona Michaela. Po czym zaczęliśmy oboje biec, a panowie za nami.
Po pięciu minutach zgubiliśmy ich. Kiedy zdyszani wbiegliśmy w jakiś zaułek.
- Co ty robiłaś o tej godzinie na tej ulicy? - spytał.
- Wracałam do apartamentu. - odpowiedziałam.
- To gdzieś ty była? - i znowu spytał.
- Dzisiaj byłam jeszcze u jednej dziewczynki, którą pilnuje do późna i jakoś tak wyszło. - odpowiedziałam za wstydzona swoją głupotą.
- Samo z siebie. Dobrze, że tak, a nie inaczej. - powiedział tym swoim ojcowskim głosem.
- Gdzie my w ogóle...?
- Na Thomasa...- zaczął, ale mu przerwałam.
- Mieszkam tutaj, wejdziesz? Znaczy na tej ulicy jest moje mieszkanie. - znowu się zbłaźniłaś.
- Olivia na mnie czeka, więc powinienem wracać. - powiedział.
- Olivia, tak ma na imię? - on kiwnął głową na tak. - Mogę zobaczyć jej zdjęcie?
- Zawsze miałeś gust. - powiedziałam, kiedy do moich oczu pchały się łzy.
- Lizz, przepraszam. Nie chciałem. Mogę, wejść? - spytał.
- Tak. I nie masz za co przepraszać. - powiedziałam.
Kiedy weszliśmy do mnie. On czuł się jak u siebie.
Jakoś z automatu, wyjęłam kieliszki. Zawsze kiedy, mieliśmy jakieś odpadły albo problemy, piliśmy w whisky.
- Tam, gdzie, zawsze? - spytał jakby czytając mi w myślach.
- Tak.
- Nic tu się przez rok nie zmieniło. - powiedział, kiedy ja postawiłam te charakterystyczne szklanki.
- Nic, prawie nic. - powiedziałam sama do siebie, tak, żeby nie usłyszał.
- Więc, co się zmieniło? - spytał spacerując po moim salonie i przyglądając się książką.
- Wcześniej byłam w liceum na profilu bio - chem., ale jednak przeniosłam się na psychologiczny, tak znalazłam, taki. Po szkole zajmuję się dziećmi albo idę do przedszkola, tego koło twojej szkoły... A w wolnym czasie czytam dużo psychologicznych książek. - powiedziałam, co jakiś czas spijając łyka.
- Tam są Dagmara i Luke. Moje rodzeństwo. - powiedział uśmiechając się.
- Wiem, są bardzo słodcy. - powiedziałam pełna podziwu dla jego rodziców, te dzieci są niesamowite.
Nagle usłyszeliśmy dźwięk przychodzącej wiadomości. To był telefon Michaela.
Ten, tylko się uśmiechnął fałszywie i pokręcił głową z politowaniem.
- Kto to? - spytałam, znał moją naturę, więc i tak bym się dowiedziała.
- Olivia, stwierdziła, że skoro koledzy ważniejsi to ona wraca do domu. - powiedział dolewając sobie.
- Nie chce, żebyś przeze mnie się z nią kłócił. - powiedziałam pełna wyrzutów.
- Nawet nie zwróciłaś uwagi na fakt, że nie powiedziałem jej prawdy. - powiedział zdziwiony, bo zawsze, kiedy kłamał robiłam mu krótki monolog. Który raczej zna na pamięć.
- Nie zaczynaj, dobrze? - powiedziałam zirytowana.
- Mimo wszystko i tak się nie zmieniłaś. Masz kogoś?
-Nie, teraz w pełni się oddałam nauce. - powiedziałam, dolewając sobie whisky.
- A co z pisaniem i zdjęciami? - spytał Clifford.
- To też dalej idzie za mną. Nigdy, bym nie zostawiła czegoś, co mi daje motywacje, do osiągnięcia dalszych celów. - powiedziałam podchodząc do segregatorów z napisami „ZDJĘCIA'' oraz „PISANIE".
- Z tego, co słyszę psychologia ci służy, mogę przejrzeć? - zapytał wyciągając rękę.
- Po to, je wzięłam.- powiedziałam przekręcając oczami.
On zaczął przekręcać kartki, ze zdjęciami mrucząc co jakiś czas coś pod nosem.
- Chce to! - powiedział wskazując na zdjęcie sprzed pięciu dni, które pokazywało, mnie siedząca na torach.
Moja przyjaciółka bardzo panikowała, a ja miałam gdzieś, fakt, że może mnie coś przejechać, mimo że robiłyśmy, je na strzeżonym przejeździe.
-Wyjmij, sobie z koszulki zawsze, mam kopie zapasowe. - powiedziałam siadając, na kanapie obok niego.
- Dzięki. - mówiąc te słowa, jego usta znalazły się na moim policzku.
CZYTASZ
inność to coś normalnego
Acciónkażdy kończy inaczej jeden jest samobójcą drugi zostaje zabity a trzeciego choroba wykończy