2.

31 2 1
                                    

20 marzec 2018, dzień 1215

Dzisiaj mam się dowiedzieć, czy zabieg w czymś pomógł. Jestem bardzo głodny, jednak wiem, że od tego stresu, nie dam rady nic przełknąć. Z Mają jest coraz lepiej, polepsza jej się. Cieszę się niezmiernie, bo to moja przyjaciółka, jednak fajnie by było gdybym zdrowiał wraz z nią. Trudno się cieszyć czyimś szczęściem, kiedy nie ma się swojego.

Maja też jest ostatnio niespokojna. Pewnie stresuje się naszymi przyszłymi odwiedzinami w jej starej szkole. Zacząłem się zastanawiać, czy to dobry pomysł aby tam iść. Nie chce by ludzie wytykali nas palcami. Ja bym to zniósł, jednak nie jestem pewien co do Mai. Może porozmawiam z nią o tym i przekonam, byśmy zostali. Niestety wiem, że nie przyjdzie mi to łatwo.

Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi:

-Jak zawsze otwarte!

Drzwi powoli się otworzyły, a w szparze ukazała się moja mama i jej partnerka Anne. Po ich twarzach było widać, że są bardzo zmęczone, gdyż pracują na dwa etaty by opłacić moje leczenie. Nie odwiedzają mnie często, jednak nie mam im tego za złe. Wiem, że robią to wszystko dla mnie. Zawsze starały się mi poświęcać jak najwięcej uwagi, co czasami, muszę przyznać, było całkiem męczące. Jednak nie mam za co je winić. Po prostu mnie kochają, tak samo jak ja kocham je.

-Cześć kochanie, jak się czujesz? -zapytała mama.

-Całkiem dobrze. A ty Anne? Pilnujesz mamy, by się tak nie przepracowywała? Poza tym, ty też wyglądasz na wyczerpaną.

-Daję radę młody. A mamę staram się pilnować, jednak ona odgrywa sceny jak z filmów akcji o ninjach, byle się przemknąć do pracy.

-Haha, spodziewałem się tego po niej.

-Za to ty młody, wyglądasz świetnie. Zawsze mówiłam, że ta szpitalna koszula pasuje ci do oczu.

-Ładnemu we wszystkim ładnie. Prawda, mamo?

-Jasne, idealnie dobrane słowa pode mnie.

Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Zawsze łatwo nas było rozbawić. Nieważne, jak bardzo suchy był żart, to i tak się śmialiśmy. Trzeba się cieszyć.

Naszą zabawną atmosferę przerwał doktor Wąs:

-Cześć, mały bohaterze! Widzę, że mamy już są. Nie obrazisz się, jeśli na chwilę je ukradnę?

-Nie, jeśli potem mi je oddasz.

-Masz to załatwione.

Lekarz przepuścił mamę i Anne przez drzwi, a potem sam wyszedł na korytarz. Nie zauważył jednak, że ich nie domknął, przez co większość rzeczy słyszałem.

-Czyli co? Nie da się już nic zrobić? Na pewno coś znajdziemy, musi być jakieś wyjście...

-Niestety proszę pani, ale to był ostatni zabieg, który mógł pomóc.

-Czyli...mój syn umrze?

Milczenie lekarza przekonało mnie w odpowiedzi. Słyszałem jak mama zaczęła płakać. Starała się go jak najbardziej stłumić, prawdopodobnie bym nie usłyszał, jednak ja słyszałem wszystko. Słyszałem westchnięcie doktora Wąsa, słyszałem jak Anne uspokajała mamę, słyszałem moje głośno bijące serce. Nie chciałem tego po sobie poznać, ale spodziewałem się, że cudowne uzdrowienie nie nadejdzie. Mimo, że byłem już w pewnym sensie przygotowany na śmierć, jednak gdy usłyszałem potwierdzenie tego...byłem przerażony. Nie samą myślą śmierci, ale myślą o zostawieniu mamy, Anne, Mai, doktora Wąsa, a nawet tej zawsze miłej pielęgniarki, której dosypywaliśmy soli do herbaty. Będzie mi tego po prostu brakować.

-Mogę jedynie pani obiecać, że postaramy się jak najdłużej utrzymać pani syna przy życiu. Tylko tyle możemy jeszcze zrobić.

-Dobrze...rozumiem -odpowiedziała zapłakana mama.

-Ja muszę już iść, a panie mogą zostać u chłopca jeszcze jakieś 2 godziny. Do widzenia.

I na tym rozmowa się skończyła. Po jakimś czasie, do sali wróciły obie kobiety. Zauważyłem rozmazany makijaż mamy, jednak widać, że starała się to ukryć. Postanowiłem udawać, że po prostu nie wiem o co chodzi. Uznałem, że tak będzie lepiej.

-Poczytamy coś?

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

przeruchany temat

Better hereWhere stories live. Discover now