Dzień 3

661 29 3
                                    

Jest coraz gorzej. Moja rana zajmuje już całe przedramię i wygląda fatalnie. Nie widzę zbyt dobrze i boli mnie głowa, jednak póki co muszę udawać, że wszystko jest okej.
Powinienem powiedzieć Elenie, ale i tak się dowie.

Schodzę na dół i widzę Katherine. Nawet nie zauważam tego jak uśmiech wskakuje mi na twarz. Podchodzę bliżej, a ona się odwraca.

- Damon. - mówi patrząc na mnie. - Marnie wyglądasz.

- I tak się czuje. - wzruszam ramionami i sięgam po szklankę. Na początku nie udaje mi się jej złapać.

- Coś się stało? - pyta, ale w jej głosie nie ma troski. Pyta pewnie dlatego, żeby później Stefan nie miał do niej żalu.

- Gorszy dzień. - ostrożnie nalewam sobie whisky, by nie nalać na komodę.

- Jadę ze Stefanem nad jezioro na kilka dni.

Marszczę brwi gdy to słyszę. Elena jest w niebezpieczństwie, ja na łożu śmierci, a oni jadą sobie nad jezioro.

- Nie możecie. Klaus chce zdobyć Elene. - mówię.

- Da sobie radę, ma ciebie, Tylera i Caroline. Wrócimy szybko. - puszcza mi oczko i wymija zwinnie.

- Poczekaj. - proszę prawie upadając. Na chwile straciłem równowagę. 

- No co? Muszę iść do domu się spakować i za godzinę mam fryzjera, więc jeśli to nie jest ważniejsze to lepiej się wstrzymaj. - uśmiecha się do mnie fałszywie, a ja milczę. - Tak myślałam. - wzdycha i odchodzi. 

Chciałem tylko powiedzieć, że umieram. I cię kocham.

______________________________________________________________

Przed chwilą moja siostra i jej chłopak wyjechali na wczasy. Podejrzewam, że to Katherine wszystko wymyśliła, przecież Stefan by mnie nie zostawił. Użyła na nim swojego uroku i jej uległ. Podstępna, samolubna zołza. Zostałam sama z Damonem, który zachowuje się dziwnie. Bardzo łatwo to zauważyć, ale oczywiście Katherine ze Stefanem byli zbyt zajęci pakowaniem. 

Wchodzę do salonu i widzę leżącego na kanapie Damona. Nie wygląda dobrze, od razu do niego podbiegam pytając co się stało.

- Chyba jakaś grypa. - szepcze. Już po samym jego głosie wiem, że to nie grypa. 

- Nie jestem głupia, mów co się dzieje. - chwytam jego dłoń, jest lodowata. Damon milczy, a ja nie wiem co robić. Dać mu okład, przykryć kocem? - Potrzebujesz krwi? - pytam, ale kiwa głową na znak, że nie. - Błagam powiedz, co mam zrobić. 

Z wielkim trudem podnosi się do pozycji siedzącej. Pot spływa mu po całej twarzy, lecz nie mam nic pod ręką by mu go otrzeć. 

- Zdejmij. - prosi rozkładając ręce. Bez wahania rozpinam mu koszulę. Jego tors również jest cały mokry. Powoli zsuwam jego ubranie z ramion. Łzy momentalnie napływają mi do oczu gdy widzę wielką, niezagojoną ranę. 

- O nie... - zaczynam szlochać. - Nie, nie, nie.. To nie może być prawda. Błagam powiedz, że to nie to. - proszę zrozpaczona. 

- Sprawka twojego ex. Chyba zobaczył we mnie konkurencję. - żartuje, a ja nie mogę powstrzymać się od płaczu. 

- Boże tylko nie to.. Nie możesz mi tego zrobić. - wpadam w histerię. Nie potrafię opisać co czuję. Chyba tylko gorycz, wielką rozpacz i wszystko co najgorsze. - Nie możesz.. Damon, nie zostawiaj nas. - ocieram ciągle spływające łzy. Obraz zupełnie mi się zamazał.

- Hej, przestań płakać, bo ja też zacznę. - dotyka mojej dłoni. Ciągle zimna, ale mimo tego chwytam go najmocniej jak mogę i nie puszczam.

- Musi być lekarstwo. Na pewno jest. - nie mogę się uspokoić.

- Nie ma. - mówi opanowany. Jakby w ogóle się nie przejmował tym, że umiera.

- Jest. Zobaczysz znajdę. - szlocham, ale wcale nie wierzę w to co mówię. Damon powoli przyciąga mnie do siebie. Patrzy mi w oczy, ale ja ledwo go widzę. Łzy produkują się cały czas, boli mnie głowa i marzę tylko o to, żeby istniał ten cholerny lek. 

- Eleno, nie trudź się. Lek nie istnieje. - mówi stanowczo, a ja płaczę jeszcze bardziej. - Gdyby był użyłbym go na Rose. Musisz pogodzić się z tym, że niedługo umrę. 

Po tych słowach rujnuje mi się cała nadzieja, a płaczę tak głośno, że zapewne każdy w Mystic Falls już mnie słyszał. Przytulam Damona i nie mogę pojąć tego, że już niedługo nie będę mogła tego robić. Nie wiem kiedy się uspokajam, ale z przemęczenia chyba zasypiam. Budzę się gdy jest już całkowicie ciemno. Od razu patrzę czy Damon wciąż...Kładę dłoń na jego pierś i czuję bicie serca. Daje mu spokojnie spać, wstaję i biorę telefon. Wybieram numer do Stefana, ale nie odbiera, Katherine też nie. Dzwonię więc do Caroline. Gdy odbiera i pyta, co jest, prawie znowu wybucham płaczem. Udaje mi się tego uniknąć i proszę, by sprawdziła wszystkie możliwe książki na temat wilkołaków, hybryd i magicznych chorób.

- Wygadałaś się blondynie. - słyszę cichy głos. 

- I tak by się dowiedzieli. - mówię podchodząc do Damona. - Dlaczego mi nie powiedziałeś? - pytam okrywając go kocem. 

- I tak byś się dowiedziała. - śmieje się, ale ja nie. Patrzę na niego zmęczonymi, zapłakanymi oczami, a on odpowiada. - Nie chciałem cię martwić. 

- Każdy będzie zmartwiony, to nieuniknione. Niestety nasze gołąbki nie odbierają. 

- Może i dobrze. Nie psujmy im wyjazdu. - patrzy na mnie i widzę w jego oczach smutek.

- Jak możesz tak mówić? Przecież kochasz Katherine, nie jest ci obojętna.. 

- Ale ja jestem obojętny dla niej, bo kocha Stefana. Nie zdążyłem się z nią dziś pożegnać. 

- Przykro mi. Cała ta sytuacja..To okropne, nie zasługujesz na śmierć. Dałabym wszystko, żeby móc jakoś to zmienić, nawet jeśli miałoby spaść na mnie. 

- Eleno nie mów tak. Należy mi się, wiesz jestem zły. - mówi ironicznie. 

- Byłam świadoma tego gdy się w tobie zakochiwałam. - chwytam jego dłoń. - Ale po mimo tego, że zabiłeś tak wiele osób, nie przestałam czegoś do ciebie czuć. - mówię wpatrując się w jego oczy. Gdyby to był film romantyczny, to byśmy się pocałowali. Tyle, że on kocha Katherine, a to nie jest film. - I nie przestanę. 

Last WeekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz