Constantin Schmid

724 26 15
                                    

Constantin od małego marzył o tym żeby znaleść się kiedyś w niemieckiej kadrze narodowej. Od kiedy zaczął oglądać skoki jego idolem stał się Severin Freund. Chciał być w przyszłości taki jak on. Albo nawet lepszy. Chciał poczuć to co on kiedy stoi na podium. Żeby to dzięki niemu był grany ich hymn narodowy. Żeby kibice przed telewizorem wyczekiwali jego skoku jak skoku wielkiego zawodnika.

Chciał brać udział w konkursach indywidualnych jak i drużynowych. Chciał żeby to dzięki niemu na twarzy niemciekich kibiców pojawiał się uśmiech.

Każdego dnia dążył do spełniania tego marzenia. Każdego dnia stawał się coraz lepszy. Trenował dzień w dzień. Niekiedy nawet za dużo.

Tak jak dzisiejszego dnia. Po skończonym treningu jak zawsze poszedł od razu domu. Kiedy przekroczył drzwi wejściowe został powitamy krzykami rodziców, które dochodziły z salonu. Niepewnie odłożył swój worek treningowy w holu i zdjął buty po czym poszedł do pokoju z którego dochodziły dźwięki.

- Nie mam pojęcia dlaczego wciąż pozwalamy mu na treningi. Skoki narciarskie nie są dla niego przyszłością. - Krzyczał do swojej żony pan Schmid. Nie zauważył, że ich syn wrócił do domu więc nie chamował się ani trochę. - Constantin nie nadaje się do tego sportu. On nie osiąga żadnych sukcesów. Musimy z tym skończyć. - Jego ojciec nigdy nie mówił przy swoim synu takich rzeczy. W oczach bruneta pojawiły się łzy.

Słowa jego ojca go zabolały. Słowa które wypowiedział pan Schmid kilka sekund temu były prawdziwe. Naprawde tak myślał o pasji Constantina.

Kiedy chłopak był młodszy zawsze powtarzano mu, że ma talent. Wierzył w te słowa. Aż do teraz. Słowa jego ojca były dla niego bolesne ale to właśnie w nie wierzył.

Wyszedł więc z pomieszczenia niezauważalnie. Chciał pokierować się do swojego pokoju żeby wyspać się na następny dzień ale nie zrobił tego. Ponownie chwycił swoją torbę i wrócił do sali treningowej.

Od tamtego wieczoru zaczął starać się 2 razy mocniej niż przedtem. Przykładał się bardziej do treningów. Nie odpuszczał. Powoli tracił kontakt z przyjaciółmi i innymi znajomymi ale nie przejmował się tym. Miał tylko jeden cel.

Chciał udowodnić ojcu, że uda mu się coś osiągnąć. Chciał udowodnić, że kocha ten sport niewyobrażalnie mocno i jest to dla niego pewna droga do przyszłości.

Po kilkunastu miesiącach dostał się do kadry narodowej gdzie poznał nowe osoby. Zaprzyjaźnił się z innymi zawodnikami. Był naprawdę szczęśliwy.

Wszytko szło po jego myśli każdy miesiąc był dla niego coraz lepszy aż w końcu w wieku 23 lata spełnił swoje marzenie.

Stanął na najwyższym stopniu podium a po jego bokach stali Stoch i Semenič. Był z siebie bardzo zadowolony. Ale pomimo wygranej nie zmniejszył czasu poświęconego na ćwiczenia.

Ćwiczył, ćwiczył i jeszcze raz ćwiczył. Miał motywację. Chciał wygrać więcej konkursów. Chciał żeby jego ojciec widział go na podium. Chciał żeby wiedział jak bardzo się mylił mówiąc w przeszłości, że jego syn nic nie osiągnie. Jak złą decyzję popełnił nie wierząc w niego.

Constantin z każdym konkursem chciał coraz więcej. Z każdym tygodniem kochał ten sport coraz mocniej. Nawet znalazł się w pierwszej 10 pucharu świata. Ale pomimo tego chciał jeszcze wiecej.

Podczas konkursu w jego ojczystym kraju na skoczni mamuciej w Oberstdorfie obiecał sobie, że wygra. Nie był aż tak dobry w lotach narciarskich. Przed konkursem dostał jeszcze kilka rad od trenera Stefana Horngachera. Koledzy z drużyny życzyli mu powodzenia. On tylko im wszystkim przytakiwał. W głowie myślał już tylko o wygranej. Po pierwszej serii był pierwszy. W drugiej natomiast miał mocny wiatr w plecy. Jego przeciwnicy skoczyli bardzo dobrze. Musiał osiągnąć ponad 239 metrów żeby wygrać.

Wystartował więc, leciał ale kiedy wylądował przed zieloną linią przewrócił się. Upadek wyglądał bardzo poważnie. Przez pierwsze kilka minut nie podnosił się.

Kiedy zabrali go do szpitala okazało się, że skręcił kostkę. Przez pierwsze miesiące miał problem z tym, że musiał chodzić na rehabilitację i nie mógł trenować tak jak wcześniej.

Z czasem zrozumiał, że nie jest maszyną i skacze nie dlatego żeby wygrywać ale dlatego, że to kocha. Że nie może żyć bez tego sportu. Wrócił na skocznie dopiero podczas letniego grand prix. Od tamtego upadku nie przeszkadzał mu brak miejsca na podium.

Po około 3 latach stanął na najwyższym stopniu podium z kryształową kulą w ręce. Pokazał co chciał, osiągnął co chciał. Skakał nie dlatego żeby udowodnić coś ojcu. Nie dlatego żeby zadowolić kibiców. Skakał dla siebie i to najbardziej mu wychodziło.

Mam nadzieję, że spodobało wam się.

Zamówienia wciąż aktualne.

One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz