Rozdział 11 Mam tak samo

100 6 8
                                    

Minęła noc, Kai się przebudził. Dalej jest z nim utrudniony kontakt, tak jakby był pod wpływem jakiś używek, ale żyje i obudził się. To jest najważniejsze. Nya od rana jest szczęśliwa, miło jest zobaczyć ją taką radosną. Zwłaszcza po tym jak wczoraj się rozpłakała... Postanowiłam przejść się do Kai'a, bo akurat Nya i Jay'em wychodzili od niego. Dziewczyna chyba się ucieszyła, że jej brat nie będzie musiał leżeć sam w pokoju, nawet jeśli to krótki czas. Usiadłam na krzesełku, obok łóżka czerwonego ninja.

 – Cieszę się, że już z tobą wszystko dobrze – powiedziałam i złapałam jego rękę, aby wiedział, że nie jest tu sam. – Nie jesteś głodny? – zapytałam. 

– Pytasz jak Nya... – odpowiedział nieco ochrypniętym głosem. – Powiem wam jak będę coś chciał. 

– Przepraszam, martwiłam się – popatrzyłam na nasze ręce. – Może to nie pytanie na miejscu, ale czy nie śniło ci się coś podczas tego jak nie było z tobą kontaktu? – wróciłam wzrokiem na jego twarz. 

– Można tak powiedzieć – popatrzył na sufit. – Nie wiem czy to można by nazwać snem, ale widziałem cały czas swoje leżące ciało – mówił w dalszym ciągu przyglądając się sufitowi. – To tak jakby moja dusza odczepiła się od ciała. Jednak nie widziałem was kiedy przy mnie siedzieliście – tym razem jego wzrok spoczął na mnie. 

– To musiało być dziwne doświadczenie. 

– Bo było – zaśmiał się słabo. – Wiesz, jestem trochę śpiący... – powiedział. – Naprawdę miło mi, że ze mną tu siedzisz, ale też chciałbym się zdrzemnąć zanim znowu Nya tu przyjdzie.

– Rozumiem – puściłam jego rękę i wstałam. – Śpij dobrze, Kai – uśmiechnęłam się do niego i wyszłam z pokoju. 

Udało mi się chwilę z nim porozmawiać, to jakiś progres patrząc na to jakie potrafi mieć kolejki do siebie. Liczę, że chociaż trochę się wyśpi. Postanowiłam iść do głównego pokoju, gdzie znajdowała się większość osób. Dyskutowali o czymś zawzięcie, nawet Sensei tu był, więc może to coś poważnego? Usiadłam obok nich z nadzieją, że czegoś się dowiem albo sami zaproponują wejście do rozmowy. Chwilę trwało, zanim mnie zauważyli. Dłuższą chwilę. Z mojego niezbyt kulturalnego "podsłuchiwania" dowiedziałam się tylko, że jest jakiś list. Ale jaki, od kogo i jego treść to inna bajka. Dopiero Lloyd zauważył mnie i wytłumaczył wszystko, albo chociaż starał się wytłumaczyć. 

– Co Komoto i Hilo napisali w tym liście? – zapytałam jeszcze raz. Chciałam poznać jak najwięcej szczegółów, ale oni ich niestety nie podali. 

– Kazali nam nie podejmować żadnych działań. Nie wychodzić z cienia... 

– Bo może się to dla nas źle skończyć – dopowiedział Cole. – Mamy jakieś pomysły? – pochylił się nad listem. Widać było u niego nutkę zdenerwowania wymieszanego ze stresem. Wolałam się nie odzywać, ja jestem tu tylko na chwilę, przecież wracam niedługo do domu.

– Nie powinniśmy zostawiać tak miasta – powiedział blondyn. 

– A co jeśli zrobią coś mieszkańcom, kiedy zaatakujemy? – zmartwiła się Sabrina. 

– A co jeśli się wycofamy i wtedy wezmą się za cywilów? – każdy popatrzył na mnie, chyba mogłam tego nie mówić.

– Trochę w tym racji... – mówił Lloyd.

– Nie, lepiej nie walczyć – przemówił Zane, prawdopodobnie najmądrzejszy z nas. 

Grupa się kłóciła, nie chciałam ich podzielić. Były osoby które uważały moje zdanie za słuszne i że należy podjąć walkę. Były także te, które wolały pozostać w bezpiecznej strefie. Grupa druga była niego mniejsza, ale w niej był Zane, który dawał najwięcej najlepszych argumentów. Wszyscy postanowiliśmy przyznać mu rację, przynajmniej jeśli sytuacja się nie zmieni. Na ten moment zostajemy w cieniu, czekamy na to co przyniesie jutro. Miałam już wychodzić z pomieszczenia, ale ktoś mnie zatrzymał, odwróciłam się. To Sabrina, uśmiechnięta jak zawsze. Nawet po niezbyt przyjemnej wymianie zdań.

– Chcesz się przejść? – zapytała. Pokiwałam głową i zeszłyśmy razem z pokładu.

Odeszłyśmy dość daleko od statku, zawędrowałyśmy do jednej z małych wiosek. Znajdowała się w niej mała kawiarenka do której postanowiłyśmy wpaść. Właścicielka prawdopodobnie rozpoznała moją przyjaciółkę, przez co wszystko dostałyśmy na koszt firmy, nawet jak chciałyśmy zapłacić. Usiadłyśmy przy oknie, popijając herbatę i zajadając się ciastem. Przez część czasu trwała między nami cisza, żadna nie chciała jej przerwać. Niektórzy ludzie też rozpoznawali moją przyjaciółkę, podchodzili i zagadywali. Są dość zżyci z mieszkańcami, co jak dla mnie jest wspaniałe. Bardziej się spodziewałam tego, że będzie ich odganiać od siebie.

– O czymś chciałaś ze mną porozmawiać, czy tylko to było wyciągnięcie mnie? – zapytałam, Sabrina podniosła spojrzenie z ciasteczka na mnie. Musiała jeszcze je pogryźć i przełknąć zanim uzyskałam odpowiedź. 

– Miałam sprawę – uśmiechnęła się. – Myślę, że to dość ważne. Skończymy tylko jeść i będziemy mogły porozmawiać o tym w trakcie powrotu. 

Po chwili skończyłyśmy jeść i wyszłyśmy z kawiarni. Ponownie trwała między nami cisza, a przynajmniej do momentu kiedy nie opuściłyśmy wioski. Po przekroczeniu jej blondynka od razu zwróciła się do mnie. Chwilę się plątała we słowach, nie wiedziała prawdopodobnie jak zacząć tą rozmowę. 

– Wiesz, wydaje mi się, że mamy znacznie więcej wspólnego ze sobą niż nam się to wydaje...

– No tak, też tak uważam. Zawsze czuje się lepiej w twoim towarzystwie – uśmiechnęłam się do niej. 

– Nie o to mi chodzi – także uśmiechnęła się. 

– To o co? – zapytałam unosząc delikatnie jedną brew. 

– Myślę, że normalnie bym to powiedziała znacznie później – westchnęła. – Ale boje się, że czasu może nam nie starczyć, wojna nadchodzi wielkimi krokami... – uśmiech znikł jej z twarzy, widok smutnej Sabriny jest specyficzny. 

– Wojna? – trochę się wystraszyłam, nie pisałam się na coś takiego. Ja serio liczyłam na spokojne rozwiązanie konfliktu.

– Ale teraz nie o tym. Ja o czymś innym chciałam porozmawiać – wzięła parę spokojnych wdechów, postanowiłyśmy się zatrzymać. – Ja... ja też jestem z ziemi – trochę mnie zatkało, jednak to by wyjaśniało dlaczego Sabrina zareagowała dziwacznie kiedy dowiedziała się skąd jestem.

– Właściwie mogłam to podejrzewać, byłaś nieco dziwna na samym początku – ta bez żadnego słowa mnie przytuliła. Chyba serio nasza rozmowa była dla niej ważna, pogładziłam ją delikatnie po plecach. – Ile już tu jesteś? 

– Trochę więcej niż rok. Mi tak samo Sensei wmawiał, że jest możliwość powrotu na ziemię, jednak do dziś tu tkwię... Nie doczekałam się powrotu – odsunęła się. Poczułam jak moje poprzednie życie przepada, muszę jednak zacząć żyć tym co jest tu. Cały czas się tłumaczyłam, że przecież zaraz wracam do domu, chyba jednak moje "zaraz" potrwa trochę dłużej, znacznie dłużej. – Przepraszam, nie powinnam tego mówić chyba...

– Nie, byłaś ze mną szczera. Dziękuję ci za to – z trudem się uniosłam kąciki ust do góry. 

Wracanie na Perłę ciągnęło się dość długo. Żadna z nas nie potrafiła zacząć rozmowy, obie musiałyśmy sobie coś poukładać. Ja, zaczęłam nowy rozdział w życiu. Sabrina, znowu musiała sobie przypomnieć o poprzednim życiu na ziemi, za którym na pewno tęskni. Jednak jestem przekonana, że dzięki temu ta przyjaźń będzie szła w dobrym kierunku.


*** 

Znowu rozdział pisany właściwie przed dodaniem, muszę nad tym popracować xd
Miłego!




Uwięziona w świecie NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz