Rozdział 16 Sabrina!

83 4 6
                                    

Byłam zmęczona. Postanowiliśmy zaatakować bez większego planu. Nie było czasu na plan, musieliśmy działać. Mój smok miał za zadanie chronić cywilów, okazało się ze leczenie to nie jest jedyna zdolność gada. Potrafi też wytwarzać małe tarcze. Jego ryk przy pewnych częstotliwościach może odsłonić sporą grupę ludzi. Na ten moment jest bardzo przydatny. Zerknęłam jak ma się smok i czy dobrze sobie radzi, latał i szukał potrzebujących, niesamowite stworzenie. Ocknęłam się dopiero, kiedy Komoto mnie kopnęła. Leżałam na plecach bezbronna, moje nunczako było zbyt daleko abym je sięgnęła. Może to pora na załatwienie konfliktu dyplomatycznie?

– Czemu to robicie? – zapytałam. Chyba bardziej się spodziewała z mojej strony błagania aby mi darowała życie. – Czemu tak właściwie zależy wam na tym mieście?

– Czemu? – odezwała się wreszcie swym nieco ochrypniętym głosem. – Chcemy żyć jak inni.

– Co masz na myśli mówiąc "jak inni"? – chciałam się podnieść, jednak ta przybliżyła mi katanę do klatki piersiowej. Centymetry dzieliły mnie i ostrze. Wręcz bałam się oddychać, aby sama się nią nie dźgnąć. 

– Gardzą takimi jak ja i Hilo, gardzą całą moją rodziną i podobnymi do nas – widziałam jak zacisnęła mocniej pięść na rękojeści.

– Gardzą? – zdziwiłam się. Zaczynałam się stresować, bałam się, że pod wpływem jeszcze większej złości coś mi zrobi. Moje serce biło szybciej.

– Gardzą – powtórzyła. – Mają nas za zagrożenie, ale my nigdy nie chcieliśmy nikogo skrzywdzić – przyglądała mi się uważnie. – Nigdy... Ale po wygnaniu mojej rodziny poza miasto, coś we mnie pękło – pochyliła się nade mną i chwyciła mój podbródek, zmuszając mnie tym samym do patrzenia na nią.

– Wszystko można zmienić, możecie pokazać, że nie jesteście zagrożeniem... – patrzyłam w jej czarne oczy, były puste. Pozbawione emocji. Czy to też jest skutkiem wygnania? 

– Teraz już nim jesteśmy – zaśmiała się. - Poczekajmy chwile na mego brata.

– Ale... Po co?

– Potrzebny mi jest abyśmy mogli zniszczyć pierwszego Ninja, tak bardzo was wszystkich nienawidzę – podniosła się, zaczęła zdejmować rękawiczkę. – Ale myślę, że jeśli sama się z Tobą rozprawię to nie będzie zły... Liczę, że sam też znalazł sobie jednego z twoich przyjaciół i właśnie go wykańcza. 

Czy tak ma wyglądać mój koniec? Zaczęłam się przesuwać w stronę broni, prawie ją miałam, ale dziewczyna przycisnęła nagle swoją stopę do mojej dłoni. Zabolało. 

– Gdzie to się wybierasz? – zapytała. W jej dłoni gościło ostrze. – Skończmy to. Tu i teraz. 

Widziałam jak podniosła ręce i miała już ze mnie zrobić szaszłyk. Zacisnęłam oczy i czekałam na przeszywający mnie ból. Ale on nie nadszedł. Otworzyłam jedno oko i zobaczyłam lód pomiędzy mną a dziewczyną. Walczyła z kimś, tą osobą nie był kto inny niż Zane. Uśmiechnęłam się i wstałam zbierając nunczako z ziemi. Widziałam na twarzy Komoto zdenerwowanie, zaczęła uciekać i podskoczyła aby pod nią pojawił się smok. Po chwili zobaczyłam drugiego smoka, tym razem był on Hilo. 

– Dziękuję, Zane – podeszłam do tytanowego mężczyzny. 

– Nie ma sprawy, jesteśmy drużyną. Musimy się chronić – uśmiechnął się. – Jestem pewny, że gdybym był w podobnej sytuacji to byś postąpiła identycznie.

– Masz rację. Poszukajmy innych, musimy sprawdzić czy są cali. 

Postanowiliśmy iść w tamtym kierunku z którego uciekał chłopak, bo zapewne tam jest część naszych przyjaciół. Nie szliśmy zbyt daleko, bo dzieliło nas tylko parę ulic. W tym czasie rozmawialiśmy, Zane pytał czy na pewno nic mi się nie stało. Byłam raczej cała, jedyne obrażenia jakie mogłam mieć to otarcia na łokciach, które niestety najwięcej oberwały przy moim upadku. No i ewentualny odcisk buta Komoto na mojej ręce, nic wielkiego. Zobaczyłam w oddali Cole'a, razem z Nya'ą i Jay'em. Podbiegliśmy do nich, uścisnęłam się z rudowłosym i jego dziewczyną, byłam szczęśliwa, że zobaczyłam ich.

– Wszyscy cali? – zapytałam. 

– Jak najbardziej! – uśmiechnął się Jay. 

– Musimy znaleźć Lloyda i Sabrinę – odezwał się Cole. – Rozdzieliliśmy się w trakcie. 

– Wiesz w którą stronę mogli iść? 

– Tak, tam – wskazał głową ulicę na prawo od nas. 

Poszliśmy w wskazanym kierunku. Nie widziałam na razie nikogo, dopiero po chwili ujrzałam dwie osoby. Jedna leżała na ziemi a druga nad nią klęczała. Podbiegłam tam i zobaczyłam ranną blondynkę. Garmadon popatrzył na mnie ze łzami w oczach. 

– Sabrina! – krzyknęłam padając na kolana obok niej. – Co jej...?

– Hilo ją zranił, straciła moc... – pociągnął nosem. Podwinął jej bluzkę i ukazała mi się rana wielkości może pięciu centymetrów. Nie wyglądała na zbytnio głęboką. 

– Wszystko w porządku – usłyszałam słaby głos Sabriny. – Czuje się świetnie...

– Musisz odpocząć. Wszystko będzie dobrze – uśmiechnęłam się delikatnie i odgarnęłam jej włosy z twarzy. 

Postanowiliśmy znowu udać się do lasu, na smokach. Sabrina bardzo chciała lecieć ze mną, chyba z tego powodu Lloyd nie jest zbytnio szczęśliwy. Dopiero później zrozumiałam dlaczego nie chciała z nim. Blondynka wyjaśniła mi, że to przez Lloyd'a została ranna. Miał osłaniać "jej tyły", a on odbiegł i Hilo miał wolną drogę do ataku. Musieli przy tym odpierać atak cywilów, którzy zostali do tego zmuszeni. A blondyna teraz zżera wielkie poczucie winy. Chociaż niepotrzebnie bo dziewczyna mówiła, że nie ma mu tego za złe. Wreszcie wylądowaliśmy. Zane poprosił wszystkich rannych (czyli w sumie tylko mnie i Sabrinę) ze sobą, aby nie wdały nam się w rany żadne świństwa. Najpierw zajął się moją przyjaciółką, co nie dziwne. 

– W sumie to gdzie tyle byliście? – zapytałam. 

– Szukaliśmy jakiegoś wsparcia u innych mistrzów żywiołów – nie odrywał wzroku od brzucha dziewczyny, wyraźnie był bardzo skupiony. 

– Udało się wam kogoś przekonać? – tym razem zapytała Sabrina. 

– Nikt nie chce podjąć tego ryzyka... 

Zamilkliśmy. Pozwoliliśmy wykonywać mu jego pracę w ciszy. Po jakiś dziesięciu minutach, może więcej skończył z nią i nakazał mi podwinąć rękawy stroju aby przemyć moje nieco zdarte łokcie. Ze mną poszło znacznie szybciej. Wszyscy siedzieliśmy przy ognisku i patrzyliśmy na siebie nawzajem.

– Wytłumaczcie mi jeszcze raz jak to się stało, że porwali Kai'a – denerwowała się Nya.

– To... Dość trudne do wytłumaczenia – odpowiedział blondyn drapiąc się nerwowo po karku i zerkając na dziewczynę. 

– Mów. 

Staraliśmy się to jakoś wytłumaczyć, ale było naprawdę ciężko. Jednak zapewniliśmy ją, że jeśli trafi się okazja to odbijemy Kai'a. Rozmowę zakończyliśmy kiedy zobaczyliśmy w oddali dwie osoby, zaczęły się do nas zbliżać. Chłopcy byli gotowi do zaatakowania. Okazało się to zbędne bo tymi osobami byli Sensei i jakaś starsza kobieta, jak później się dowiedziałam mama Lloyda. Zapoznałam się z nią, to znaczy wymieniłam się imionami i powiedziałam o mojej mocy. Ona także stwierdziła, że to może wiele pomóc. Może i mają rację, gdybym potrafiła ją w pełni kontrolować. 

– Misako wie jak pokonać rodzeństwo – powiedział Sensei poprawiając brodę. – Ale o tym już w klasztorze. Naprawdę o nim zapomnieliście? – pokręcił głową.

Szybko się zebraliśmy i ruszyliśmy nowego, zapewne dużo wygodniejszego i bezpieczniejszego schronienia. Lecieliśmy tak dość długo, bo budynek znajdował się praktycznie po drugiej stronie miasta. Misako zaleciła aby każdy się w jakiś sposób odświeżył i przy obiedzie który przyrządzi w tym czasie z Zane'm porozmawiamy na temat unicestwienia wrogów. Wreszcie mogliśmy poczuć się przez chwilę bezpiecznie. Bardzo mi brakowało tego uczucia, nie mogę się doczekać jak wieczorem zasnę na czymś wygodniejszym niż ziemia. 


***
Znowu dodany dzień później, wybaczcie :(( 
Jak myślicie, jak można pokonać Komoto i Hilo?

Miłego!



Uwięziona w świecie NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz