Rozdział 8 Pora na plan

143 6 3
                                    

Dziś Sensei zrobił nam pobudkę, wyjątkowo wcześnie bo wpół do szóstej. Wszyscy, no może poza Zane'm byliśmy zaspani. Oczy zamykały mi się automatycznie, walczyłam ze snem ale ten problem jak się okazało posiadała także Nya jak i Lloyd, reszta wyglądała znacznie lepiej od nas. Zanim staruszek powiedział nam o co w sumie mu chodzi, to poczekał aż przestaniemy ziewać, chyba oczekiwał pełnego skupienia od nas. Po paru minutach wszyscy byliśmy już rozbudzeni i jak najbardziej gotowi na przyswajanie informacji od mężczyzny. 

– Już jesteście gotowi? – zapytał. 

– Tak Mistrzu – odpowiedziały niektóre osoby. 

– Jak wiecie, wczoraj odwiedziły nas dwie dość specyficzne postacie – zaczął, miesząc każde z nas wzrokiem. –Nie możemy ich lekceważyć, ale myślę, że to wiecie –kontynuował. – Więc pewnie domyślacie się, musimy mieć plan. 

– Wymyślamy go teraz, czy Sensei już ma wszystko gotowe? – zapytał Cole. 

– Wymyślamy, właściwie to ja i Lloyd się tym zajmiemy... A reszta, zajmijcie się sobą, powinniście być gotowi na konfrontacje w każdym momencie – odpowiedział.  

– Czemu Lloyd...? – jęknął niezadowolony Jay, na co blondyn się zaśmiał. 

– Rozejdźcie się – rozkazał staruszek. 

Praktycznie wszyscy poszliśmy na śniadanie, którego wcześniej nie zdążyliśmy zjeść. Chwilę rozmawialiśmy o tym co Sensei wymyśli. Chłopcy zapewniali, że i tak zwykle nie działają zgodnie z jakimś planem, bo wolą improwizować co też podobno im nie wychodzi najlepiej. Jeszcze chwile rozmawialiśmy o pomyśle mężczyzny, po czym rozdzieliliśmy się i zajęliśmy sobą. Jedynie Jay i Sabrina ze mną byli żeby dalej trenować moją moc. Właściwie to sama chciałam tego, żeby pozostali nie mieli tylko dodatkowej osoby do pilnowania. 

– To zaczynamy? –  zapytała blondynka. Wraz z mistrzem błyskawic przytaknęliśmy jej. 

– Tylko tym razem weź nie rób... tego zbyt mocno – mruknął Jay patrząc na Sabrinę, dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła do niego. 

– Wiesz, ja dalej nie do końca panuje nad tą mocą – wzruszyła ramionami. 

Moja moc właściwie nie zmieniła swojego nasilenia od ostatniego czasu, była tak samo ledwo widoczna i tak samo słaba a co za tym idzie nie trwała. Takim czymś nie jestem w stanie zapewnić bezpieczeństwa nikomu. Jay mówi, że nawet coś takiego nam wiele da, jednak widzę, że mówi to tylko i wyłącznie z grzeczności. Jeszcze chwile daliśmy sobie czasu na moją moc, jednak nie zaobserwowaliśmy żadnych zmian. Wpadłam na jeden pomysł, który także mógł nam pomóc. 

– Może odpuścimy sobie tą moc i poćwiczymy inaczej? – zaproponowałam. 

– Co masz na myśli? – zapytali w jednym momencie. 

– Walkę wręcz – odpowiedziałam, ta odpowiedz chyba ich zdziwiła. – No co? Skoro słabo sobie radzę z moim żywiołem, to chyba lepiej abym się na coś innego przydała i poćwiczyła samą walkę, nie? – skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. 

– Ona ma racje – powiedział Zane, który właściwie niewiadome skąd się pojawił. Odwróciłam się gwałtownie w jego stronę, bo przyznam, że trochę się wystraszyłam.  

– To może ty się tym zajmiesz? – odpowiedział mu Jay. 

– Nie ma problemu – mistrz lodu uśmiechnął się i popatrzył na mnie. – Chodź, teraz poćwiczysz chwilę ze mną. 

Razem z chłopakiem udałam się poza pokład, zaraz po tym jak Zane zabrał parę broni. Chwile czekałam na niego jeszcze patrząc na stos żelastwa który zostawił. Chyba jednak wolałam wrócić do mojej mocy. Ja nawet nie wiem czy będę w stanie podnieść którąś z tych broni, bo wyglądają na dość ciężkie. Chyba nie ma już drogi odwrotu. Chwyciłam za jedną z rękojeści które udało mi się zobaczyć, wyjęłam ze górki długi miecz, chyba katanę. W tym samym momencie Zane wyrósł spod ziemi, już kolejny raz. Przez co ponownie się przestraszyłam. 

– Już coś wybrałaś? – zapytał.

– Właściwie to... – urwałam, ponieważ przerwał mi.

– To dobrze, tutaj masz swojego "przeciwnika" – wskazał na pionowo stojącą bale z wystającymi pojedynczymi badylami. 

Popatrzyłam na kawał drewna przede mną, broń chyba okazała się być zbyt ciężka jak dla mnie, ponieważ nie mogłam się porządnie zamachnąć. Zane polecił mi identyczną broń z nieco krótszym ostrzem i z nieco innego tworzywa które było minimalnie lżejsze. Tutaj było mi znacznie wygodniej, jednak dalej nie czułam się z tym komfortowo. Chłopak proponował mi wiele broni, przez moje ręce przewinęło się parę katan, mieczy, nunczako czy nawet shurikeny. Najwygodniej pracowało mi się z nunczako, ale dalej to nie było to czego oczekiwałam. 

– Chyba już mi się skończyły pomysły... – powiedział. 

– A mogę spróbować tym? – zapytałam wskazując na łuk.

– Jasne, czemu nie.

Chwyciłam za łuk, który prawdopodobnie był zabrany tutaj przez Zane'a przypadkiem bo odłożył go trochę dalej od reszty. Szukałam wzrokiem jakiegoś celu w który mogłabym trafić. W dzieciństwie nie najgorzej mi szło łucznictwo, więc czemu by nie spróbować teraz? Znalazłam mój cel, był to sęk na jednym z drzew, średnicy na oko 20 centymetrów, oddalony od nas o może 15 metrów. Chwyciłam jedną ze strzał i umieściłam ją na cięciwie, ułożyłam palec wskazujący nad strzałą a środkowy i serdeczny poniżej. Zaczęłam naciągać ją, kiedy dotknęła moich ust to dokładniej się przymierzyłam strzałą do celu i wypuściłam ją. Nie trafiłam dokładnie w mój cel, bo strzała wbiła się nieco pod sęk. 

– Chcę jeszcze raz – zwróciłam się do mistrza lodu. Pokiwał delikatnie głową, chyba nie zakładał, że łuk może mi wyjątkowo dobrze iść. Przynajmniej lepiej od pozostałych broni. 

Wcięłam kolejny grot do ręki. Powtórzyłam to samo co wcześniej, tym razem nieco wyżej celując w ostatnim etapie. Wypuściłam ją i wbiła się w sęk. Można było w tym wiele poprawić, ale byłam szczęśliwa, że mimo wszystko już trafiłam w cel. Być może trochę przesadziłam z moim szczęściem ponieważ wydałam z siebie krzyk radości i zaczęłam skakać jak po Gumisie po ich soku.  

– Właściwie nie spodziewałem się, że poradzisz sobie z łucznictwem, wolałem abyś popracowała nad innymi technikami – powiedział. – Nie doceniłem cię, przykro mi. 

– Nie szkodzi, Zane – uśmiechnęłam się do niego i delikatnie go przytuliłam, oddał mojego przytulasa delikatnie mnie obejmując.

– Spędziliśmy tutaj już dużo czasu, myślę, że Lloyd i Mistrz już są gotowi. Chodźmy ich wysłuchać bo pewnie czekają na wszystkich – odsunął się ode mnie. 

– Masz rację, chodźmy. 

Zabraliśmy wszystko, może poza strzałami wbitymi w drzewo i moim "przeciwnikiem". Udaliśmy się na pokład Perły i faktycznie, nie zdążyliśmy wszystkiego odłożyć a Sensei zawołał wszystkich żeby usłyszeć ich plan. 


***
Rozdział był pisany właściwie przez dzień przed dodaniem oraz w dzień dodania. Cały czas odkładałam pisanie go, ponieważ uważałam, że mam czas. Dopiero potem zrobiłam sobie walkę z czasem bo mimo wszystko chciałam go dodać w terminie. W każdym razie, do zobaczenia za dwa tygodnie!
Miłego!

Uwięziona w świecie NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz