7. Czyli teraz wszystko się odwraca? To ja jestem ta dobra?

253 11 4
                                    

Kiedy się obudziłam czułam się niezmiernie lekko. Mimo mojej natury rzekłabym nawet anielsko. Stanęłam przed lustrem. Miałam na sobie tą samą sukienkę, która o dziwo nie była naruszona, ale skrzydeł już nie było. To nawet lepiej, ponieważ gdyby przyszło mi gdzieś wyjść ludzie mogliby się zdziwić. Na stole leżała kartka informująca, że chłopcy pojechali szukać Jack'a. Chciałabym im pomóc jednak w moim brzuchu zaczął się koncert. Nigdy nie czułam głodu co mnie zdziwiło, ale zjeść też nie zaszkodzi. Przeszłam więc spokojnym krokiem do kuchni i zrobiłam sobie parę naleśników, które zjadłam ze smakiem. W tym czasie zrobiona wcześniej kawa zdążyła nabrać odpowiedniej temperatury by ją wypić. Wzięłam zatem kubek do ręki i spokojnym krokiem przeszłam do wejścia. Z sentymentem oglądałam sprzęty tam będące kiedy ni stąd ni zowąd cała trójka pojawiła się przy stole,a razem z nimi Chuck. Zakrztusiłam się napojem, który miałam w ustach. Kto by pomyślał, że sam Bóg zainterweniuje. W każdym razie ja powinnam się stąd zwijać.

- To jak się sprawy mają? O! Cześć Mari. Jak leci? - pomachał mi, a ja nadal stałam jak wryta. Wolną ręką powoli mu odmachałam i podeszłam do stojącego najbliżej mnie Deana.

- Chłopcy co zrobiliście? - zapytałam na co mój brat wzruszył ramionami.

- Castiel go przyprowadził. Jak się czujesz? Wszystko dobrze? - zaczął zalewać mnie pytaniami. Ja tylko kiwałam głową na znak potwierdzenia, że czuję się świetnie po czym usiadłam na wolnym obok Sama krześle.

- Okej. Rozumiem. Jestem deus ex machina, a Wy macie pytania. No to dawajcie. - Chuck poprawił się na krześle jednocześnie przygotowując się na potrzebne odpowiedzi.

- Tak jak Dean pytał. Gdzie byłeś? - ton głosu Sama nie był zbyt miły. Ba, on był zdenerwowany. Chyba wszyscy byli. Na początku Chuck był. Potem pogodził się ze swoją siostrą i zniknął jakby zapominając o stworzeniach, które stworzył. To było totalnie nie w porządku bo kiedy on smażył dupę na Bahamach, my walczyliśmy o bezpieczeństwo i jako taki byt.

- Trudno to wyjaśnić. - odpowiedział, a ja prychnęłam czym zwróciłam na siebie uwagę.

- Co Ty bajek dla dzieci nie znasz? Przecież Bóg jest wszędzie. - ostatnie słowa wypowiedziałam typowym przesłodzonym głosem.

- Dokładnie. Wszędzie i nigdzie. Na skraju wszechświata i poza nim. Widziałem też Springsteena na Brodwayu. Prawdziwy geniusz.

- A co z Amarą? - dopytywał Dean. I dobrze bo fakt, że drugie podobne do Chucka bóstwo biega i tańczy po świecie nie było dobrym znakiem.

- Była ze mną. Miło było odnowić więzi po próbie zabicia mnie i zniszczenia całego życia. Teraz jest z Reno. Okazuje się, że uwielbia Keno. - odpowiedział Bóg.

- A Ty jesteś tutaj z powodu... - zapytałam.

- Z powodu Jack'a. - wtrącił Castiel na co Chuck przyznał mu rację, wskazując na niego palcem.

- Posłuchajcie. Znacie mnie. Nie wtrącam się. Zbudowałem piaskownicę, wy się w niej bawicie. Chcecie walczyć z Lewiatanami? Spoko. Chcecie stawić czoła, jak im tam, brytyjskim Ludziom Pisma? Trochę to słabe ale niech będzie. Ale gdy robi się naprawdę źle, jak w przypadku jednej czy drugiej Apokalipsy, wtedy wkraczam do akcji.

- Chcesz powiedzieć, że Jack grozi Apokalipsą? - dopytywałam.

- Krzyknął "Przestańcie kłamać" i cały świat zwariował. - mężczyzna podniósł jeden palec i radio włączyło się ukazując potworną prawdę. Przelecieliśmy kilka stacji potem urządzenie zgasło. - Widzicie?

- Możesz to naprawić? - zapytał Sam. Chuck pstryknął palcami i było po wszystkim. Mimo zdziwionych min reszty załogi, wzruszyłam ramionami. W końcu to Bóg. Czego tu wymagać.

I'm backOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz