Rozdział 31

535 41 25
                                    

Zgodnie z obietnicą, następnego dnia, po śniadaniu Hopper powiedział ze zabierze mnie do galerii. Nie wiedziałam za bardzo czego się spodziewać, ale wyszykowałam się jak codziennie i czekałam w salonie na mojego opiekuna. Czekałam i czekałam...
Postanowiłam więc sprawdzić co tam w Hawkins.
Wiem, miałam już tego nie robić, ale już 60 dni tam nie byłam. Może coś tam się zmieniło.
Byłam w rozterce.
Zrobić to?
Czy tego nie zrobić?
Jak w tej piosence,
„Should i stay?
Or should i go?"
Ostatnio często słyszę ją w radiu.
Ostatecznie przeniosłam się w miedzyswiaty.
Jestem.
Wokół czarno.
A ja jestem w piwnicy.
Nikogo tam nie ma.
Podchodzę do drzwi.
Zamknięte.
Pukam, walę, próbuję wyjść.
Zamknięte...
Zamykam oczy.
Jestem.
Znajduję się w szkole.
Jest teraz przerwa.
Wszędzie mnóstwo ludzi.
Ale ja dostrzegam w tłumie czarną czuprynę.
Przechodzę ostrożnie miedzy ludźmi.
Nie mam pewności czy mnie nie poczują.
Stoję koło niego.
Jest sam.
Smutny.
Stoi koło szafek.
Chyba na kogoś czeka.
Serce ściska mi się na widok jego wychudzonej twarzy , wystających kości policzkowych oraz sinych worów pod oczami.
-Mike...-mówię.
Głos mi się załamuje.
Chyba mnie usłyszał.
Chcę dotknąć jego policzka.
Nie zdążam.
Podchodzi do niego ruda.
-Cześć Mike-mówi z uśmiechem.
I co się szczerzysz jak głupi do sera, kanalio.
-Jak tam, twoja wybranka odpowiedziała na wezwania miłosne?
-O czym ty mówisz, Max?
No właśnie, o czym ty mówisz!
Do moich oczu napłynęły łzy.
-Przecież jak ostatnio do ciebie przychodziłam, cały czas wyznawałeś komuś miłość.
Mike, nie...
-Pamiętam.-mówił tak posępnym głosem, ze w połączeniu z jego wyglądem było to przerażajace.
Mike, dlaczego...
-Odpowiedziała ci?-ten pasztet nie dawał za wygraną.
-Tak, już dawno.
Łzy mimowolnie popłynęły strumieniami po moich policzkach.
-Kto cię tak okrutnie kocha? Zdradź mi kim jest ta dziewczyna?
Mike, ależ ja cię kocham...
-Nikim-odpowiedział z kamiennym wyrazem twarzy.
Moje serce pękło na pół.
Jak on mógł tak powiedzieć?
Przecież powiedział mi ze mnie kocha...
Ja mu powiedziałam ze go kocham...
Obiecałam ze do niego wrócę.
Ze dla niego wrócę...
Otworzyłam oczy.
Niepotrzebnie.
I tak przez słone łzy nic nie widziałam.
Krew zalała moje usta i uszy, ale i tak go słyszałam: Nikim.
Kim jest dziewczyna którą kochasz?
Nikim.
Kim jest dziewczyna którą kochasz?
Nikim.
Kim jest dziewczyna którą kochasz?
Nikim.
Nie mogłam wyrzucić tego z głowy.
Nikim.
Nikim.
Nikim.
Nic dla niego nie znaczę.
Jestem dla niego nikim.
-Jane?
Tak, to ja. Jestem Jane.
Skoro El już jest nikim, ja będę Jane.
-Wszystko dobrze?
-Po co pytasz?! Przecież widzisz...-nie mogłam dokończyć.
Hopper otworzył ramiona żeby mnie przytulić, a ja wpadłam w nie z prędkością pocisku.
-Byłaś w Hawkins?
-W szkole.
-Był tam Mike?
Pokiwałam jedynie głową.
-Nadal chcesz jechać do centrum?
-Tak-odparłam zdecydowanie, aczkolwiek chlipiąc-Muszę przestać wyglądać jak El!
-Napewno?
-Jedziemy, chodź- wstałam i pociągnęłam mężczyznę do samochodu.

Mój opiekun zawiózł mnie do ogromnego budynku pełnego, jak mi wcześniej wyjaśnił, sklepów. Pokazał mi w których co mogę kupić, dał trochę pieniędzy, a sam oznajmił ze idzie na pączka.
-Pączka?-popatrzyłam na niego z powątpiewaniem, a w szczególności na jego brzuch.
-No dobra, dokupię jeszcze jakieś jabłko-powiedział na co się uśmiechnęłam i odeszłam.

Nie za bardzo wiedziałam jakie ubrania chciałabym kupić. Szłam przez korytarz i oglądałam wystawy.
Weszłam do sklepu, w którym było najwiecej osób. Z początku jedynie chodziłam po sklepie i patrzyłam jak zachowują się ludzie.
W pewnym momencie moją uwagę przykuły  bluzki wystawione na kwadratowym stole.
Miały ciekawe, kolorowe nadruki.
Podniosłam jedną i spojrzałam na wprost.
Stało tam lustro.
Podniosłam niepewnie koszulkę i przyłożyłam do ciała. Była całkiem niezła.
-Pasuje ci-usłyszałam głos za sobą i zauważyłam w lustrze blondwłosą ładną dziewczynę. Odwróciłam się do niej i uśmiechnęłam. Ona również się uśmiechnęła i podała mi rękę.
-Jestem Lillian, a ty?
Którym imieniem powinnam się przedstawić?
-Nazywam się Jane.
-W takim razie miło mi cię poznać, Jane. Śliczne imię. Z resztą cała jesteś ładna, wiele rzeczy będzie na tobie dobrze leżało.
Jesteś sama na zakupach?-boże jak dużo mówi, ale podoba mi się, jest bardzo miła.
-Właściwie to przyszłam z tatą, ale jest teraz w kawiarni.
-Oh, to świetnie! Może chciałabyś ze mną trochę pochodzić po sklepach, bo tez jestem sama! I widzę ze chyba jesteś nowa w Lawrence, który raz jesteś tutaj?
-Pierwszy.
-O nie! Czyli nie znasz tu żadnego sklepu! Trzeba to zmienić...-ostatnie zdanie powiedziała z nikczemnym uśmieszkiem.
Lillian była osobą z którą błyskawicznie się zaprzyjaźniłam. Odwiedzałyśmy razem każdy sklep i przymierzałyśmy każdy ciuch który wpadł nam w ręce, dowiedziałam się od niej sporo o Lawrence i jego okolicach. W zamian opowiedziałam jej moją historię. Myślałam ze mi nie uwierzy lub ze będzie mnie traktować jak dziwadło, ale ona nie miała z tym problemów. Wręcz przeciwnie, rozumiała mnie i bardzo współczuła mi mojej sytuacji.
Byłyśmy właśnie w ósmym sklepie, dokładniej w przebieralni.
Dokładniej ona była w przebieralni a ja przynosiłam jej rzeczy. Lil wytłumaczyła mi już na jakiej zasadzie działa moda i jak dobiera się do siebie poszczególne rzeczy. Cały czas się tego uczyłam, ale szło mi coraz lepiej.
-Zobacz to-podałam jej kolejny zestaw żółtych jeansów i granatowej bluzki.
-Jenny, powiedz. Wciąż kochasz Mike'a?-spytała do połowy wychylona zza zasłony.
Moje serce ścisnęło się.
Poczułam jak brakuje mi powietrza.
Nie mówiłam jej o moich wizytach u niego po wyjeździe z Hawkins.
-Właściwie to...skąplikowane. Staram się zapomnieć o Hawkins-dziewczyna pokiwała głową za zrozumieniem.
-A wiesz jak wielu chłopaków się za tobą ogląda?
-Ty lepiej to mierz, a nie wymyślaj!-zaśmiałam się i wepchnęłam jej do kabiny przyniesione rzeczy.
Wyszłyśmy z ósmego sklepu wbrew pozorom nie tak bardzo obładowane torbami jak by się mogło wydawać. Ale za to bardzo spragnione.
-To co, teraz na shake'a?
-Shake? Co to?
-To taki zamrożony jogurt do picia. Smaczny.
-W takim razie na shake'a!-krzyknęłam entuzjastycznie.
Usiadłyśmy w małej kawiarence i wzięłyśmy kartę.
-To jaki byś chciała? Truskawkowy, czekoladowy, waniliowy...-spojrzałam na nią zawstydzona-Oh, no tak! Truskawkowy jest słodki, czerwony. Czekoladowy tez, ale on jest...a po co ci będę tłumaczyć! Zamówimy mieszankę!-widać było ze dziewczyna jest bardzo podekscytowana. Podeszłyśmy do lady i zamówiłyśmy.
W międzyczasie przy stoliku obok usiadła grupa chłopaków. Nie zwracałam na nich uwagi, ale Lil była nimi bardzo zainteresowana.
Siedziałam tyłem, więc nawet ich nie widziałam, ale przyjaciółka co chwilę zdawała mi relację co właśnie to robią.
-Ale teraz ewidentnie się na nas gapią.
-Nas?-spytałam z powątpiewaniem.
-No...bardziej na ciebie-zachichotała
-Co?!
-Spokojnie. Tylko jeden się na ciebie patrzy. Ale jest ładny...mmmm no JENNY, lecisz po całości-moje imię powiedziała szczególnie głośno, by chłopaki z sąsiedniego stolika usłyszały.
-Zamknij się Lil! Jeszcze tu podejdą!
-O to chodzi głuptasie.
-Ale...-śmiałam się z mojej bezradności.
-Kiedy skończymy tutaj, pójdziemy do mnie. Za zgodą twojego taty oczywiście, ale jeśli chcemy przeprowadzić metamorfozę, nie wystarczy sam ubiór.
-Metamorfozę?
-Zmianę. Zazwyczaj jest to zmiana na lepsze. No Jane, widzę ze skończyłaś. Idziemy?-ostatnie zdanie powiedziała głośniej, dopiero wtedy zauważyłam ze czekała na mnie. Zawstydzona wstałam od stolika i poszłam za nią.
-Teraz się nie odwracaj-szepnęła, a ja walczyłam ze sobą by tego nie zrobić.
-Um...dziewczyny!-usłyszałam po chwili głos.
-Widzisz?-powiedziała z uśmiechem moja przyjaciółka.
Przyjaciółka...
Znamy się jeden dzień, a ja czuję jakbyśmy znały się całe życie.
-Dziewczyny!-usłyszałam za sobą męski głos.
Odwróciliśmy się z Lil jednocześnie i zobaczyłyśmy chłopaka z kawiarni biegnącego za nami.
Był ładny, miał brązowe kręcone włosy, trochę jak ja, niebieskie oczy i był wysoki. Zdecydowanie wyższy ode mnie.
-Jak się nazywas...cie. Jak się nazywacie?
-Ja jestem Lillian, a to Jane, stalkerze-odpowiedziała Lil.
-Jane, zapamiętam. I oczywiście Lillian. Oczywiście-uśmiechnął się i odszedł a ja zachichotałam.
-Stalkerze?
-To ten, który się na ciebie gapił-wyjaśniła.
-Ty...

____________________________________
Ten rozdział zdecydowanie dłuższy od poprzednich, wybaczcie. Ale miałam trochę weny i pomysłu i...JEBUT! Jest:)

Milevens wayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz