Morze uspokoiło się. Noc zaczęła przykrywać swoim mrokiem całe Baracoa. W końcu przydarzyła się okazja, aby pozbyć się z pobliskiej plantacji Hiszpanów.
-I myślisz, że to wypali?- zapytała Rosa.
-Jak nie będziesz tyle pytać, to na pewno się uda- odparł John.
Piraci przedzierali się przez gęstą roślinność dżungli, kiedy w końcu zauważyli światło lamp.
-Tam są- wyszeptała Rosa, patrząc się w tył na resztę załogi.
-Musimy pozostać w ukryciu, żeby nas nie zobaczyli- dodał John.
W tym samym czasie, na plantacji pojawiła się kobieta ubrana w krwawoczerwoną pelerynę i czarny płaszcz, który był bardzo dobrze dopasowany do jej talii osy.
-W takim tempie ich nie zwabimy!- krzyczała.
-Ależ pani kapitan.... to tylko kwestia czasu... po co te nerwy?- uspokajał ją jakiś hiszpański marynarz.
-To musi być ta Krwawa Inkwizytorka- wyszeptał John.
-Ale poczekaj... czy oni przez zajęcie tej plantacji chcieli zwabić... nas?- niedowierzała Rosa.
-Możliwe, ale i tak musimy odbić to miejsce z rąk Hiszpanów- odparł John.
Mężczyzna przeczekał chwilę, aby upewnić się, że obserwowana kobieta odeszła.
-Plan jest nastepujący. Rozpraszamy się i po cichu zabijamy strażników, a ich ciała ukrywamy w tych wysokich trawach. Usuwamy dzwony, przez które Hiszpanie mogą wezwać wsparcie, a potem kierujemy się na ich statek, który wysadzimy w powietrze- wyjaśnił John.
Piraci przytaknęli, po czym rozeszli się.
-Czas też na nas- ponaglała Rosa.
Dwójka piratów poszła na wprost. Powoli poruszali się, aby nie wzbudzić podejrzeń.
Słychać było już bardzo ciche odgłosy zabijania przez innych hiszpańskich żołnierzy, więc wszystko szło zgodnie z planem.
-Jeżeli ten plan nie wypali, to o świcie wracamy do Kadyksu, a dobrze wiesz, że król nie będzie taki łaskawy!- słychać było znajomy głos Krwawej Inkwizytorki.
-Ależ panno Valadez, obiecuję, że do jutrzenki się to zmieni- uspokajał ją ten sam Hiszpan co wcześniej.
John stanął jak wryty.
-A tobie co?- zapytała bardzo cicho Rosa.
-Potem ci wytłumaczę...- zawiesił się.
Piraci zauważyli przed sobą dwóch Hiszpanów, po czym z zaskoczenia rzucili się na nich, wbijając im w plecy sztylety.
Jeden z nich wydał z siebie dosyć głośny dźwięk konania, ponieważ John zapomniał zakryć mu usta.
-Co to było?!- znów odezwała się z oddali Valadez.
-Cholera, John...- poirytowała się Rosa.
-Musimy uciekać- dodał.
Para piratów położyła martwe ciała w trawie, po czym odeszła w przeciwnym kierunku.
Kiedy już spokojnie i cicho podążali między ścieżkami, nagle na ich drodze stanął cały garnizon Hiszpanów z muszkietami wycelowanymi prosto w nich.
-Tego nie było w planie- zająkał się John.
-Kapitanie O'Connel, wpadłeś we własne sidła- powiedziała wychodząca z mroku Miguela.
-Panna Valadez- odparł szarmancko John.
-Przynajmniej pamiętasz moje imię... szkoda, że to chyba ostatnie co przyszło ci na usta!- krzyknęła kobieta, wyciągając bardzo szybkim ruchem szablę z pasa.
-Zostaw go, wywłoko!- krzyknęła Rosa.
-Ach tak... jakbym mogła zapomnieć o tej wiedźmie Rosie...- dodała z ironią Valadez.
-Nie pytam skąd mnie znasz, ale co masz do Johna? Chyba nie płacą ci za ściganie tylko jednego człowieka?- zapytała Rosa.
-To już nie twój interes, jednak mogę ci powiedzieć tylko tyle, że zostawiłam całe Karaiby w ogniu, żeby dopaść tego szczura!- Miguela odparła.
-Szczura? Aż tak mnie nie lubisz?- wykręcał się John.
Rosa tylko przewróciła oczami od wymówki mężczyzny.
-Nienawidzę- odparła Valadez.
Kobieta wydała swoim żołnierzom rozkaz, aby skuli Johna i Rosę, a potem przeprowadzili ich na pokład jej statku.
-To pogwałcenie moich praw!- krzyknął John, będąc skuwanym w kajdanki.
-Więc poczuj się zgwałcony przeze mnie- odparła ze stoickim spokojem Valadez.
CZYTASZ
Przygody Johna O'Connela Karaiby w ogniu
Ficção HistóricaFinał historii awanturniczego pirata dobiega końca. Po zmierzeniu się z potężnymi wrogami i paranormalnymi siłami, wraca on na Karaiby, gdzie spotyka piekło na ziemi. Hiszpańska flota pod wodzą Migueli Valadez sieje spustoszenie wśród piratów. W mię...