To ty?

137 14 3
                                    

Paryż, dnia dwudziestego lipca,
Dwa tysiące pierwszego roku.
(Dla ciekawskich dusz.)

Draco znał powagę całej sytuacji. Po całej nocy snucia planów, wstał i skierował się do łazienki. Rozebrał się, wrzucając brudne ubrania do kosza na pranie. Stanął przed ogromnym lustrem. Krytyka sama cisnęła się na jego usta, gdy przyglądał się swojemu odbiciu.

Jedyne co się nie zmieniło z wyglądu, to kolor oczu i włosy na głowie. Zmęczone i wiecznie chłodne. Przeczesał swoje platynowe włosy palcami, wpatrując się w swoje odbicie. Całe ciało, o atletycznej postawie, pokryte było bliznami, a nim się obejrzał, tworzyły się nowe. Na bladej skórze nadal tkwił Mroczny Znak, który próbował w każdy magiczny sposób zdjąć. Latał po całym świecie, do różnych osad, praktykujących praktyki czarodziejskie inaczej niż go uczono. Niestety zawsze mówili to samo.

"— Przepraszamy Panie Malfoy, to zbyt Czarna Magia. Ona zostawia ślady na zawsze."

Wszedł pod prysznic i przekręcił kurek na zimną wodę. Gdy pierwsze krople spadły na jego nagie ciało, ogarnął go dreszcz. Zamknął oczy, delektując się kochanym chłodem. Oparł czoło o kafelki, pogrążając się w marzeniach.

— Czemu wszystko musi być takie trudne? — Zapytał sam siebie, pozwalając wodzie zmyć z siebie resztki nocy.

Czy chciał wrócić do swojego świata? Kiedyś nie widział nic poza magią. Nie znał innego życia. Teraz zaznał smaku Mugolskiego spojrzenia na świat i spodobało mu się tutaj. Wiedział, że trzeba kiedyś wrócić, ale co on miał, by się pochwalić i godnie stanąć przed matką?

Doznał nagłego olśnienia, jeżeli bal miał być u White'ów, złodziej najpierw by musiał poznać teren. Uśmiechnął się z satysfakcją, zakręcił wodę, wysuszył ciało i włosy magią. Następnie podszedł do szafy i po krótkim namyśle wziął czarną koszulę, spodnie tego samego koloru i skarpetki. Nałożył buty wraz z kurtką i szalikiem. Wziął telefon, klucze do mieszkania, wraz z tymi do auta i wyszedł z miejsca zamieszkania. Zamknął apartament na dwa sposoby, zwykły po mugolsku i swój magiczny sposób.

Zjechał do podziemnego parkingu i odnalazł swój samochod. Czarno-zielone lamborghini robiło wrażenie, ale tylko na przychodniach. Było go stać, tak jak nauczony był zawsze wygody. Wsiadł do maszyny i odpalił silnik.

— Nie mogę się mylić w ten kwestii. —Szepnął do siebie, opierając głowę o zagłówek. Lubił słuchać cichego warkotu maszyny, gotowego by ruszyć w trasę. Najbardziej kochał konie schowane pod maską, to auto było marzeniem każdego człowieka.

Jechał przez dobre pół godziny, przekraczając prędkość niejednokrotnie. Wyjechał z Miasta na autostradę, by skręcić w zjazd, prowadzący do bardzo ekskluzywnej dzielnicy pod miastem. Zatrzymał samochód dwa kilometry od Willi Państwa White. Spojrzał na siedzenie pasażera, gdzie leżała jego Różdżka. Przez tyle lat, opanował magię nierwerbalną, więc nie była mu potrzebna. Z przyzwyczajenia wziął jednak Różdżkę. Wyszedł z auta, zamknął je i urządził sobie spokojny spacer po okolicy.

Bogatość okolicy wylewała się, a Draco poczuł się przez chwilę w innym wymiarze. Jak wyglądała teraz Jego posiadłość? Szedł spokojnie obserwując okolice, w której się znajdował.

Po krótkiej chwili, zauważył niską posturę pewnej osoby, która stała przed Posiadłością White'ów i ją analizowała. Ubrana cała na czarno, skupiona na jednym punkcie, nawet nie ruszyła się o centymetr.

Bingo. — Uśmiechnął się w myślach, podchodząc do postaci, nie zmieniając tempa. Był jednak zbyt daleko, żeby rozpoznać osobę stojącą przed nim.

Jakby czytając w myślach Chłopaka, indywiduum odwróciło się, idąc w jego kierunku z opuszczoną głową. Gdy był na tyle blisko, stanął i odezwał się. Bez problemu zauważył teraz, że to kobieta.

— Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałbym zapytać czy mieszka tu Pani na stałe? Jestem zainteresowany sam wybudować się w tej okolicy. — Mruknął, wskazując na lasy po jego lewej stronie. Czytał o tej okolicy i że niektóre działki są na sprzedaż. 

— Nie mieszkam tu, chociaż moi znajomi się wybudowali. — Draco nie mógł oprzeć się wrażeniu, że słyszał ten głos dawno temu. Gdy podniosła głowę, przypomniał sobie o wszystkim. Do jego nozdrzy doleciał zapach jej perfum. Słodki z nutą poważnego zapachu kardamonu. — Malfoy? Co ty tu robisz? — Zauważył jej napięcie każdego mięśnia i powagę.

— Granger. — Odpowiedział z lekkim kpiącym uśmiechem. — Mówiłem, mam zamiar się tu wprowadzić. Przeglądałem okolice, chociaż bardziej zastanawiam się, co Ty tutaj robisz. — Uniósł jedną brew, Kobieta speszyła się, zostawiając Blondyna z tyłu, zabierając szybkiego tempa chodu. Draco odwrócił się na pięcie, deportując się tuż przy samochodzie. — Może pójdziemy na kolację, skoro się spotkaliśmy?

Kobieta stanęła, a Malfoy delektował się jej zaskoczeniem. Nacisnął guzik w pilocie kluczy do samochodu, by go otworzyć, uchylił drzwi, by Hermiona weszła na spokojnie do środka. On zaś oparł się o maskę, czekając na odpowiedź. Teoretycznie rozstali się w zgodzie, gdy ostatnio widzieli się w świecie  magicznym.

— Dobrze, niech będzie, ale to ma być szybka strawa. Mam kilka spraw do załatwienia.  — Wsiadła do samochodu, a Draco zamknął za nią drzwi, chwilę później wracali do ogromnego miasta, pędząc po autostradzie w ciszy, którą zakłócała muzyka z radia.

Dramione- Voleur De Bijoux (PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz