- Idź do szatni kochanie, ja zaraz przyjdę.- rzekł mężczyzna i poklepał mnie po ramieniu.
- Okej.- odparłam i bez żadnych przeszkód wykonałam polecenie.
Zeszłam po murowanych schodach do piwnicy, w której znajdowała się przebieralnia. Mój wychowawca poszedł jeszcze coś załatwić w pokoju nauczycielskim.
Wpisałam kod i otworzyłam swoją szafkę. Wyciągnęłam kurtkę i buty na zmianę. Szybko się przebrałam. Już chciałam wyjść przed szkołę i poczekać tam na swojego współlokatora, gdy wtem poczułam czyiś silny dotyk na moim karku.
Przerażona odwróciłam się na pięcie.
- Dlaczego nie wróciłaś na lekcję?!- warknął chudy blondyn.
- Byłam u pielęgniarki...Źle się czułam...- próbowałam się bronić. - I w sumie nadal nie czuję się dobrze...
- Nie interesuje mnie to! - krzyknął nauczyciel i przycisnął mnie do ściany.- Pytam się dlaczego nie wróciłaś na lekcję?!
- Już mówiłam!
Złapał mnie za kark i przekręcił moją głowę pod nienaturalnym kątem.
- Au! Zostaw! - zawyłam z bólu.
Rzucił mną o ziemię, tak że wylądowałam pod szafką z całą rozwaloną głową.
Z trudem podniosłam się z ziemi. Usiadłam skulona pod ścianą z twarzą w dłoniach.
- Patrz mi w oczy jak ze mną rozmawiasz! - wrzasnął i ścisnął mój podbródek. - Zrozumiano?!!
- T-tak...- wyjąkałam, ocierając łzę.
- I nie rycz mi tu, bo płacz nic ci nie pomoże, dziwko!!!
Uderzył mnie w twarz.
- Au!!! - krzyknęłam, że chyba na piętrze było mnie słuchać.
- Zamknij się! - krzyknął i zakleił mi usta taśmą. - I pamiętaj. Nikt nie może dowiedzieć się o tym co się tu stało. Rozumiesz?!
Nieśmiało pokiwałam głową na znak że rozumiem.
- Grzeczna dziewczynka.- pogłaskał mnie po głowie.
Zaczęłam gorączkowo rozglądać się dookoła w nadziei że znajdę jakąś panią woźną, która mi pomoże. Nadaremno. Siedziałam w kałuży własnej krwi. Chciałam płakać ale nie mogłam. Błagam, powiedzcie że to tylko kolejna moja chora wizja. Nie.
Czułam że nie ma już dla mnie nadziei, gdy wtem usłyszałam czyjeś kroki dobiegające ze schodów. Chris najwyraźniej też to usłyszał, bo czym prędzej zaczął uciekać z miejsca zdarzenia. Zaczęłam się szarpać jak węgorz w sieci. Właściwie to tak też się czułam.
Kroki na schodach z każdą chwilą stawały się coraz bardziej wyraźne. Zaczęłam rzucać się na wszystkie strony, w nadziei że tajemniczy ktoś na schodach mnie usłyszy. Uff! Udało się! Usłyszał mnie!
Zobaczyłam czyjąś mroczną postać stojącą w drzwiach do szatni. Było strasznie ciemno, więc trudno było określić mi kim jest. Zorientowałam się dopiero wtedy, gdy tajemnicza postać zaczęła powoli zmierzać w moim kierunku. Bez wątpienia był to mój wychowawca. Ostrożnie usiadł obok mnie i złapał mnie za rękę.
- Kto ci to zrobił? - spytał przerażony.
Chciałam coś powiedzieć ale nie byłam w stanie. Miałam przecież zaklejone usta.
- A no tak...- westchnął mężczyzna. - Nie pomyślałem o tym.
Odkleił mi plaster z ust.
- Nie uwierzysz mi...
- Kochanie, dlaczego tak myślisz?
- Bo to brzmi jak jeden wielki absurd.
- Powiedz, proszę...Uwierzę ci.
- Ehh...No dobra. - westchnęłam.
- Zatem...Kto to był?
- No... Ten... No... Christian...No...
Źle się z tym czułam że musiałam donieść na swojego wfiste ale co innego miałam zrobić? Tym bardziej że był on równie nie dobry jak i ja. Może i nawet dobrze byśmy się dogadywali, gdyby nie to, że oboje podkochiwaliśmy się w tej samej osobie, a zazdrość odbierała nam zdolność racjonalnego myślenia.
- Jak to? - nie mógł uwierzyć chemista.
- Wiedziałam, że mi nie uwierzysz...
- Trudno mi w to uwierzyć...
- Sugerujesz że kłamę?
- Nie, skąd.
- Tak, to był on. Przecież sama sobie tego nie zrobiłam.
- Ehh... Wiem, maleńka że nie ty to zrobiłaś ale...
- Ale?
- W końcu miałem go za najlepszego przyjaciela... Nie przyszłoby mi do głowy że jest w stanie posunąć się do takiej rzeczy... Właściwie nie zamierzam go usprawiedliwiać. Zrobił to i poniesie konsekwencję, a tobie obiecuję, że już nigdy nikt cię nie skrzywdzi. Nie pozwolę na to.
- Ty, a może jego coś opętało? On się nigdy tak nie zachowywał.
- Jak to; opętało? - zdziwił się mężczyzna. - Co mogłoby go opętać?
- No nie wiem, może Szatan jakiś.
- Alu, proszę Cię. Szatan nie istnieje. No chyba że mówisz o sobie. - uśmiechnął się smutno.
- A skąd wiesz?
- Tak myślę...
- Ale nie jesteś pewny... Wiesz co?
- No?
- Wydaje mi się, że on potrzebuje pomocy...
- Egzorcysty?
- Nie, ułomie! Naszej! Egzorcystę to się wzywa gdy nie ma już ratunku... Musisz mi pomóc.
- Pomóc? W czym?
- Pomóc mi mu pomóc.
- To nie jest bezpieczne...
- Wiem, ale...
- Ale?
- Jesteś jego przyjacielem czy nie?
- No tak... Tak mi się wydawało...
- Jesteś. Jestem pewna, że on nie posunął by się do takiej rzeczy. Święty nie jest, ale mimo wszystko - nigdy by tego nie zrobił.
- Ehh... Może i masz rację, ale nie rozmawiajmy teraz o tym. Powinniśmy stąd uciekać.
Rozejrzałam się dookoła. Wszędzie było ciemno, jak wiadomo z resztą gdzie. Jedynie małe okienko było szeroko otwarte, powodując przeciąg. Najdziwniejsze było to, że był środek dnia, a za oknem panowała cisza i mrok jakby to był środek nocy.
Mężczyzna wziął mnie na ręce i zaczął zmierzać w kierunku drzwi. Były lekko uchylone, jednak gdy mieliśmy już wyjść te gwałtownie zamknęły nam się przed nosem. Brunet gwałtownie szarpnął klamkę aby je otworzyć, ale nadaremno.
- Szlag. - przeklnął w myślach.
- I co teraz? - spytałam lekko złamanym głosem.
- Hm... Masz jakiś drut czy coś?
- Nie wiem. - zaczęłam szukać czegoś w plecaku.
- To sprawdź.
- Jakbyś nie zauważył właśnie to robię.
- I co? masz? - dociekał.
- Nie.- rzekłam cicho.
Zamyślił się.
- Zaczekaj tu. - posadził mnie na ziemi a sam zaczął szukać czegoś ostrego, długiego i małego.
- Jest! - krzyknął podnosząc z ziemi kawałek igły. Delikatnie włożył ją w otwór do klucza w drzwiach i ostrożnie przekręcił. Nic.
- Co jest? Na filmach zawsze to działa. - rzekł załamany.
Wiedziałam dobrze, co mam przez to rozumieć. „Jesteśmy w dupie. Uwięzieni w szkolnej szatni." Super, no nie?
Dostrzegłam bezsilność na jego twarzy. Tak bardzo chciałam go teraz jakoś pocieszyć. Tylko jak? Sama byłam w nielepszej sytuacji. Powiedzieć mu, że będzie dobrze? Absurd. Nawet nie wiedziałam czy przeżyje. Pozbawiona krwi, odcięta od świata, wezwanie karetki nie wiele tu pomoże. Nawet nie wiem czy by nas znaleźli. A z resztą. O czym ja myślę? Przecież nawet nie mieliśmy możliwości wezwać pogotowia. Wątpię by w tej dziurze był zasięg.
Podeszłam do swojego współlokatora i objęłam go od tyłu.
- Ty nie możesz odejść. - wyszeptał przez łzy.
- Obiecałam ci coś i słowa dotrzymam.- próbowałam go pocieszyć. - Obiecałam ci, że nigdy cię nie zostawię.
- Ale ty masz całą rozwaloną głowę. Jeżeli w tej chwili nic nie zrobimy...wykrwawisz się...
- Nie wykrwawię! Nie takie rzeczy już przeżywałam.
Odwrócił się w moją stronę i spojrzał prosto w oczy.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. - szepnęłam i mocno się w niego wtuliłam. Oparł swoją głowę o moją i delikatnie zaczął całować moje włosy.
CZYTASZ
𝑼𝑷𝑨𝑫𝑬𝑲 𝑰𝑲𝑨𝑹𝑨; 𝑺𝒉𝒐𝒘 𝑴𝒆 𝑯𝒐𝒘 𝑻𝒐 𝑳𝒐𝒗𝒆
Short StoryDziewczyna o sercu twardym jak diament i nieśmiały mężczyzna, który nie jest w stanie skrzywdzić muchy. Czy ta relacja może mieć przyszłość? Przeczytaj a się dowiesz... 15-letnia Alicia po śmierci matki i stracie ojca popada w poważne zaburzenia p...