Spacer po lesie przed południem wydaje się świetnym pomysłem, ale błąkanie się po nim do czwartej po południu bez telefonu nie jest już takie miłe. Byłam głodna! Orientację w terenie miałam całkiem dobrą, ale czasami zamykałam oczy w czasie mojej wycieczki, więc nici z samodzielnością. Ubrana byłam na ciepłą pogodę, lecz na przekór tego zaczął wiać zimny wiatr. Czułam się strasznie nieszczęśliwa. Najchętniej schowałabym się pod kołdrą albo obudziła ponownie. Dlaczego mam takiego pecha?!
Dobra! Wzięłam się w garść i wstałam z pnia drzewa. Otarłam świeże łzy. Nie chciałam widzieć niewyraźnie. Rozejrzałam się po okolicy. Zastanawiało mnie to czy ktoś zaczął mnie w ogóle szukać? A może ja po prostu zwariowałam i tak naprawdę nie minęło tak dużo czasu?
Wtem potknęłam się o wystający korzeń. Uderzyłam twarzą o ziemię. Cholera! To na serio bolało! Dotykając twarzy poczułam głębokie zadrapania. Z paru z nich leciała mi krew na czole. Głowa zaczęła mnie stopniowo boleć. Wstając złapałam za pierwszą lepszą rzecz. Okazało się, że złapałam za wystającą rękę. Jakoś nie chciałam jej puścić. Szybko przeleciałam wzrokiem po okolicy. Eh, nic znajomego. Zrozpaczona usiadłam na trawie. Potarłam krwawiące czoło jakimiś liśćmi. Nie zwracałam zbytnio na to uwagi. Zainteresowałam się bardziej dziwnymi literami na kamiennym posągu. Ktoś je wyrył całkiem niedawno. Nie miałam pojęcia jak przetłumaczyć te słowa. Poddałam się, zanim zaczęłam je nawet czytać. Podniosłam rękę ku niebu zrezygnowana. Upadłam łagodnie na trawę i wpatrzyłam się w chmury. Jakby machnięciem magicznej różdżki, humor mi się poprawił wraz z pogodą.
- Przynajmniej nie jestem sama - powiedziałam w stronę posągu, na którym się lekko opierałam. Z uśmiechem zamknęłam oczy słuchając świerszczy.- Czym ty jesteś trójkącie? Artystyczną wizją Boga czy nieudaną figurą? Wyglądasz tak dobrze... Kto mógł cię porzucić?
Na pewno ktoś pomyślałby, że zasnęłabym w tym momencie. Było tak nudno! Szybko wstałam. Może i za szybko, bo zawirowało mi w głowie. Złapałam równowagę i podeszłam do przodu posągu. Z determinacją przeczytałam po raz drugi słowa wyryte na posągu. Kiedy nawet mi się udało płynnie to powiedzieć, przybiłam piątkę trójkątowi z radości.
- Tak! Haha! Gdyby mama to usłyszała - zaczęłam zadanie. Jednak powoli traciłam zapał. Przypomniało mi to, że nikt mnie nie szuka.- na pewno by mnie pochwaliła, nie? Nie? Heh...
Zaczęłam cicho płakać. Gdybym tego nie zrobiła, zauważyłabym, że krajobraz wokół mnie robi się ciemniejszy. Co jest ze mną nie tak?! Przecież nie ćpam! Potarłam powieki szybciutko.
- Ach, Wodogrzmoty. Dawno mnie tu nie było. Jestem Bill Cyferka. Jak mniemam jesteś żywym wampirem? Dobra, żarcik! Nie jesteś nikim wyjątkowym, prawda? - Przede mną pojawił się latający posąg, który już wcale nie był posągiem. Był to latający żółty trójkąt ubrany w cylinder i muszkę. Miał tylko jedno oko. Nie miałam pojęcia na jakiej zasadzie działa jego anatomia i raczej nie chciałam w to wnikać.
- Czym ty jesteś? - warknęłam nieufnie. Dawno nie zawitała u mnie wrogość. Chyba wróciła z wakacji z odwagą.
- Nie dosłyszałaś mnie Sofio? Może pożyczyć ci nowe uszy? - powiedział. Wtem obok mnie podleciał dzięki magii Cyferki krasnoludek. Nie miałam pojęcia, że krasnoludy istnieją! Zanim przyjrzałam mu się bliżej, Bill oderwał mu uszy. Zobaczyłam spływającą krew, pozostałość po uszach krasnoluda. Nawet nie krzyknął! Dziwne.- Widzisz! Haha! Uwielbiam patrzeć na wasze przerażenie! Wkrótce zobaczę je na twarzach wielu, wielu mieszkańców Wodorzmotów!
- Co-? Nieważne - potrząsnęłam energicznie głową. Powoli czułam, że przyzwyczaiłam się do widoku latającego trójkąta.- Czego ty chcesz?
- Jednak mnie słyszysz, Wstążeczko! - Bill zwrócił krasnoludowi jego uszy. Z ekscytacją zaczął wirować wokół mnie gorzko się śmiejąc. Nie wyglądało to tak źle w porównaniu ze sceną z horroru. Mimo wszystko Bill wydawał się być małym dzieckiem w ciele latającego dorito. Może miał trochę specyficzne poczucie humoru. A może to ja jestem jakaś za dobra dla wszystkich?
- Wstążeczko? - powtórzyłam cicho.
Pierwszy raz usłyszałam takie przezwisko. Zwykle słyszałam w swoją stronę wyzwiska o mojej głupotę i rozmiar w pasie. Tylko moi kuzyni nazywali mnie Pineską. Skąd wzięła się ws-? A no tak. To Mabel robiła mi dzisiaj fryzurę. Głupia ja!
- Wezwałaś mnie bez powodu, prawda? Czego pragniesz? Potrafię spełnić twoje najskrytsze marzenia! Chciałabyś złoto, nowe ubrania, idealnego chłopaka, a może drogę do domu? W zamian za małą przysługę.
- Nie mam marzeń - odpowiedziałam mu przygaszona.- Nic z tych rzeczy nie chcę. Cieszę się z tego, co mam.
- Interesujące! Jesteś pierwszym człowiekiem, który przyzwał mnie bez powodu! Ale przyznaj, naprawdę chcesz wrócić do domu - Bill podleciał do mnie. Nawet nie wiedział, jak bardzo obrzydza mnie jego oko z bliska.
- Chcę - przyznałam rozpaczliwie.- Ale o takie byle co nie mogę się założyć z demonem! Sama znajdę drogę do domu! Co ty ode mnie chcesz?!
- Ah, nic takiego - machnął teatralnie ręką i popił wyczarowaną herbatę. Śmiesznie to wyglądało, bo tak naprawdę tylko ułożył się wygodnie. Przechylona filiżanka wylewała parzącą ciecz na ziemię. Nie było po napoju ani śladu.- Tylko przejąć ten wymiar i zrobić z niego ogromną imprezę.
- Jesteś dziwny - roześmiałam się mimo sprzeciwu mojego rozumu. Ja naprawdę musiałam coś dzisiaj brać!
- Jasne, że jestem, jaki jest twój cel? - odpowiedział radośnie.
- Haha! Gdybyś tylko... Nie! - zaprotestowałam nagle podskakując. Jeszcze chwila i wykrakałabym coś, co nie powinno mieć miejsca!
- Dokończ co zaczęłaś, Wstążeczko! Gdybym tylko CO? - wykrzyczał. Jego czerwona forma była przerażająca. Z radosnego dorito zmienił się we wściekłego trójkąta. To był prawdziwy demon.
- Nic! Nic! Po prostu chcę wrócić sama do domu! Bez twojej pomocy!
- Dobra! - powiedział. Wrócił do swojej formy.- I tak wróciłem! Najwyżej nie nawiążesz ze mną teraz paktu. - To powiedziawszy cała szarość zniknęła wraz z latającym trójkątem.
- Nie teraz - powtórzyłam jak echo.
Do Tajemniczej Chaty wróciłam przypadkiem. Miałam głowę w chmurach i nie chciałam nic jeść. Dziwne. Czyżby Bill namieszał mi w żołądku? Nie, latające dorito w cylindrze nie istnieje. Mam tylko chwilową paranoję. Chyba potrzebuję porozmawiać z Mabel. Może poprawi mi humor? Wchodząc na górę w poszukiwaniu dziewczyny kątem oka zobaczyłam Dippera szepczącego coś do Forda. Obaj wpatrywali się we mnie poważnie. Dipp wcześniej zaproponował mi jedzenie, ale odmówiłam. Równie dobrze mógłby się o mnie martwić ten Ford, prawda? Przecież ta dyskrecja nie znaczy niczego złego, prawda?
CZYTASZ
☼↑→zωαяισωαиє ℓαтσ←↓☼
FanfictionBill Cyferka zostaje ożywiony po roku od Dziwnogedonu. Wzywa go Sofia Pines, która po dwóch tygodniach w Wodogrzmotach Małych znajduje wielu nowych przyjaciół. Choć jej wakacje w tym miejscu są dosyć krótkie, siedemnastolatka musi wracać do domu, w...