2

280 48 82
                                    

James całą noc przewracał się z boku na bok. Nie mógł zasnąć, bił się z myślami. Z jednej strony wiedział, że powinien zawalczyć o życie rudowłosej. Z drugiej jednak strony... Co, jeśli Steve miał rację? Co, jeśli "igranie" ze śmiercią mogło przynieść tylko więcej cierpienia? Miał wątpliwości, z którymi nie mógł sobie poradzić. W jednej chwili był gotów rzucić to wszystko, wyprawić kobiecie skromny pogrzeb i więcej nie wracać do tematu. Niecałe 5 minut później był zdeterminowany, by sprawdzić każdą możliwość. I tak w kółko przez całą noc.

Z ulgą powitał pierwsze promienie słońca, wpadające przez szczelinę między zasłonami. Wyskoczył z łóżka niemalże natychmiast. To był ten moment, w którym musiał podjąć decyzję. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze i odetchnął. Widział zmęczonego człowieka, który nie odpoczął od dłuższego czasu. Targały nim wątpliwości. W końcu jego plan zakładał zaangażowanie w to minimum dwóch kolejnych osób – Scotta i Strange'a. Ten pierwszy... ten pierwszy też miał swoją rodzinę, miał córkę i dziewczynę. Obie kochał i z pewnością żadne z nich nie chciało się znów rozdzielać. Co jeśli jego plan nie miał szans się powieść, a on karmił się złudnymi nadziejami?

- To jest kurwa dramat – powiedział do siebie, przeciągając ręką po twarzy.

Na jego wątpliwości mogła odpowiedzieć tylko jedna osoba. I z pewnością nie był nią Strange.

Chwilę później pożyczył od Steve'a jego stary motor. W końcu jemu już się nie przyda, a James mógł dać temu gratowi drugie życie. Czekał go kawałek drogi. Całe szczęście nie znał drogi aż tak dobrze, więc musiał skupić się prowadzeniu motoru. W jego przypadku było to zbawienie. Kolejne okazje do myślenia o Rosjance z pewnością nie wpłynęłyby na niego optymistycznie. A on... on musiał wiedzieć, znać odpowiedź na swoje wątpliwości, chociaż w jakimś stopniu. Nigdy nie był orłem z matematyki, ale jego pytanie było niewiadomą. I właśnie teraz dążył do celu, robił skomplikowane działania, by w końcu uzyskać wynik.

Zatrzymał motor przed drewnianym domem. Przez chwilę miał ochotę zawrócić i odjechać. Być może powinien się zapowiedzieć. Odetchnął jednak głęboko i postanowił iść na żywioł. Jeśli teraz tego nie zrobi, jeśli teraz stchórzy, to nigdy więcej nie podejmie rękawicy. A tu nie chodziło tylko o niego i jego uczucia.

Czekanie pod drzwiami dłużyło mu się w nieskończoność. W końcu jednak Pepper mu otworzyła.

- James, nie spodziewałam się ciebie – powiedziała, wpuszczając go do środka – Coś się stało?

Wyglądała na zaskoczoną, zresztą Barnes sam się dziwił. Kobieta ledwo pochowała męża, a on bezczelnie ją nachodził. W latach 40. wielokrotnie słyszał, że jest arogancki. Teraz, po tylu latach, znów musiał wygrzebać z siebie tę dawną bezpośredniość.

- Pepper, wybacz, nie chciałem cię nachodzić – powiedział i wziął głęboki oddech – Mam dość... ważne i delikatne pytanie.

Kobieta poprowadziła go na taras. Usiedli przy niewielkim stole. To było trudniejsze, niż myślał. Ale Bucky nienawidził niewiedzy. Brak informacji przypominał mu te chwile, gdy nie był Zimowym Żołnierzem, robiło mu się chłodno na samą myśl o poczuciu zdezorientowania, które czuł, gdy nie mógł sobie przypomnieć kim tak naprawdę jest.

- O co chciałeś mnie zapytać? – słysząc głos kobiety, Bucky od razu się otrząsnął.

- Jeśli cię urażę, to prze...

- Rozumiem, do meritum, James – Pepper przerwała mu. Wyglądała na zmęczoną i poirytowaną, dlatego mężczyzna nie chciał już więcej przeciągać struny. Nadeszła godzina zero.

Wyścig z czasem - WinterWidow FFWhere stories live. Discover now