Słonecznik

866 47 31
                                    

Biegła przez korytarze szpitala, mając przed sobą jeden cel, salę numer trzy, w której atak przeżywała właśnie Narcyza Malfoy.

Gdy weszła do środka, zobaczyła kobietę która szarpała klamkę okna. Po jej twarzy płynęły łzy, a ona krzyczała, prosząc o śmierć. To była jedna z najgorszych chwil. Przed oczami pacjentki przelatywały wspomnienia minionych lat. Draco przyjmujący mroczny znak, pierwszy Cruciatus rzucony na syna przez ojca, pierwsza kara cielesna od Czarnego Pana, małżonek krzywdzący ją w obecności jedynaka, a wreszcie grupa zwyrodnialców, bijąca ją i rzucająca na nią coraz wymyślniejsze klątwy.

I nagle wszystko znikło. Był tylko on. Jej syn stojący w drzwiach patrzący na nią z przejmującym smutkiem, ze łzami na policzkach. Osunęła się w ramiona magomedyków, którzy ułożyli ją wygodnie w łóżku, sprawdzili jej parametry życiowe. Została sam na sam z jej uzdrowicielką, Hermioną.

- Co stało się bezpośrednio przed atakiem?

Narcyza próbowała przypomnieć sobie cokolwiek, jednak pamiętała tylko grę w szachy z Angeliną Johnson. Widziała rezygnacje na twarzy młodszej kobiety. Pragnęła spotkać się z synem, tak bardzo za nim tęskniła. Poprosiła Granger o zaproszenie syna do sali, jednak gdy ta wyszła z zamiarem spełnienia prośby, mężczyzny już nie było.

***

-Draco, nie możesz znów tego robić- westchnął Zabini.- To cię wykończy.

Kolejny raz obserwował blondyna w takim stanie. Dookoła leżały potargane papiery, rozbite fiolki. On sam chodził w kółko po komnacie, szepcząc przekleństwa. Był zagubiony, nienawidził się, chciał zmienić świat, naprawić go, jednak nie wiedział czy potrafi to zrobić.

- Nie było cię tam, nie widziałeś jej szaleństwa, tego jak na mnie spojrzała. Ona się mnie brzydzi, Blaise. A ja nie mogę się jej dziwić.

Luna dotknęła dłoni Malfoya i podała mu szklankę z wodą, do której wcześniej wlała kilka kropel Eliksiru Słodkiego Snu. Wydawało jej się, że rozmowa z nim niczego nie przyniesie. Musiał odpocząć, uspokoić się. Gdy mężczyzna zasnął, Zabini i Lovegood posprzątali bałagan w sypialni blondyna, po czym udali się w odwiedziny do Pani Malfoy, by sprawdzić, czy nastąpiła jakakolwiek poprawa.

***

- Co masz na myśli Ron, mówiąc, że to był niewinny żart?

Weasley wiedział, że tylko cud może uratować go przed przyjaciółką.

- Żartem dla ciebie jest życie młodego Krukona, który podobno pilnie potrzebował eliksiru?! Masz mnie za głupią? Jak śmiałeś, przepraszam, jak śmieliście wymyślić coś tak podłego?!

Kobieta ciągle krzyczała na rudzielca, choć to wszystko było winą Harry'ego, który teraz siedział na fotelu obok, niezdolny powiedzieć choć słowa.

-Hermiono, proszę, uspokój się. Chcieliśmy dobrze. Ty i Draco...

- Nie Ronaldzie. Nie ma wytłumaczenia na wasze żałosne pomysły. Ani ja, ani Malfoy nie potrzebujemy pomocy- powiedziała zrezygnowana.- Mogliście mi powiedzieć.

- Mogę się założyć, że nigdy nie umówiłabyś się z nim, gdybyśmy cię o to poprosili- wtrącił Harry, przypominając o swojej obecności.

- W porządku. Jeszcze dziś zaproszę go na kolacje- rzekła wściekła.

Mężczyźni spojrzeli na siebie nie wierząc w to, co właśnie usłyszeli i wtedy do drzwi zapukała drobna blondynka. Luna była ich wybawcą. Gdy tylko kobieta zaczęła rozmowę, oni byli już na końcu korytarza, zerkając pospiesznie, czy wściekła czarownica nie biegnie tuż za nimi. 

Biel poranku /ZAKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz