Do dzisiejszego dnia zastanawiam się, dlaczego zostawił mnie tutaj samą. Zostawił mnie, a ja płonęłam. Płonęłam z tęsknoty, płonęłam ze wstydu. Zostawił mnie samą i zranioną.
Ciągle pamiętam ten dzień gdy poraz ostatni się widzieliśmy. Gdy poraz ostatni nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku, jego dłonie spoczywały na mojej tali a wzrokiem przekazywał mi jak bardzo mnie kocha. Przynajmniej mi się tak wydawało. Pamiętam gdy poraz ostatni byłam szczęśliwa. Szczęśliwa z nim. Teraz wiem że kłamał, a ja ślepo w nim zakochana, myślałam, że on też jest zakochany we mnie. Lecz nigdy nie był.
Pamiętam każdą łzę, każdą kroplę krwi która powoli kapała do zlewu, każdy dzień który był torturą. To było dla mnie jak jakaś okrutna egzystencja i czułam, jakby w niczym nie było już żadnej nadzieji. Jakby we mnie nie było nadzieji.
Przyznam, że nadal czuję się zdana tylko na siebie, siedząc w ciemności w moim pokoju, licząc każdą ranę, tą psychiczną którą mi zadał, ale i wszystkie te fizyczne, które ja sobie zadałam.
Kiedyś jego głos był dla mnie tak cholernie znanym dźwiękiem. Uwielbiałam go słuchać. Słuchałam tych wszystkich pięknych kłamstw, w które kiedyś wierzyłam. Które kiedyś wydawały się być prawdą, a teraz, wiem że nic z tego co mi mówił nią nie było. A jedyne czym było, to pustymi słowami, rzucanymi na wiatr.
Teraz jego głos jest dla mnie tak bardzo niebezpieczny.
Mimo to, ciąglę wracałam. Wracałam do niego myślami. Wracałam do tych wszystkich miejsc, w których razem byliśmy i co dzień pytałam się, co ja właściwie nadal tam robiłam? Dlaczego o nim myślałam?
Był dla mnie jak narkotyk, niszczył mnie a ja pragnęłam więcej. Byłam od niego uzależniona, tak bardzo, że nie zauważałam że dla niego to tylko zabawa.
Nigdy też nie ignorowałam jego słów, tak jak on to robił...
Ale do dnia dzisiejszego, w mojej głowie cały czas krążą pytania, które chciałabym mu zadać. Wciąż zastanawiam się, dlaczego nie obchodzi go to wszystko co mi zrobił, bo ja oddałam mu całą siebie. Oddałam mu moją krew, mój czas, moje serce i moje łzy. Dlaczego do cholery go to nie obchodzi?
Zastanawiam się, za kogo on się uważał, próbując rozerwać cały mój świat na strzępy?
Dlaczego robił ze mnie idiotkę? Teraz wiem że nigdy, przenigdy nie powinnam była mu zaufać.
Czy jest z siebie dumny? W końcu osiągnął swój cel. Rozkochał mnie w sobie, a póżniej zostawił załamaną.
Zastanawiam się, czy porozmawiałby ze mną?
Czy to wszystko, to moja wina?
Czy chciał w ogole to naprawić?
Czy kiedykolwiek zatęsknił za mną?
Zastanawiam się, dlaczego nie był tym, kim przyrzekał że będzie?
I wiem, że nigdy nie dostanę odpowiedzi na te pytania.
Nawet już na to nie liczę.
Kochanie go było głupie, było mroczne i zadawało mi ból.
Kochanie go z początku było słoneczne, lecz później zaczęło padać i straciłam znacznie więcej niż tylko zmysły.
Kochanie go wciąż do mnie wraca, we wspomieniach. A to dlatego, że kochanie go miało konsekwencje.
Teraz wiem, że brak powodu aby zostać, to dobry powód aby odejść.