Zlituję się. Dam wam ten jebany rozdział którego mi się nie chce pisać. Proszę. Żółw Roger aka proboszcz parafii wierzących w Zajebistościowego Wszechmocnego Żółwia się zlitował.
~~~
Roger's pov.
Najlepszym wyjściem byłoby ratować Briana. Ale mi się nie chce.
Postanowiłem iść do lodówki, bo z tego co pamiętam, mamy tam wódkę. I przynajmniej będzie okazja by się wymigać od ratowania Loczka.
~~Jakiś czas później (po wypiciu wódki.)~~
Wsyztsko mje woli i guowa nafala. Ftefy pszyhici Frydidie. - Jakieś wiadomości co z Brianem? - zafytsk i dpojszaxl na mje. - I czemu się nie podzieliłeś!? - dodjdnasl akrkesywnru. - Bo *hic* kciałem siem *hic* upiciać. *hic*
- Roger! Wódki nie można szybko pić, w dodatku wszystkiego na raz, inaczej nie będzie się nic w stanie zrobić! - pfsawie tefgo nei uslywsałem bo prxjysypiaalem. I zsjuemem. Nidz nir widziaem. Tuklo ciemeność.Freddie's pov.
Wszedłem do salonu gdzie na kanapie leżał Roger. Nie wyglądał za dobrze, ale trzeba było porozmawiać. - Jakieś wiadomości co Brianem? - spytałem by zacząć rozmowę. Po chwili zauważyłem pustą butelkę po wódce. Matko boska. On to wypił. Całkiem sam. Źle się to skończy... - I czemu się nie podzieliłeś!? - powiedziałem do niego z urazą. - Bo *hic* kciałem siem *hic* upiciać. *hic* - i się rzeczywiście upiłeś. - powiedziałem w myślach. Jakim ten Roger jest idiotą... - Roger! Wódki nie można szybko pić, w dodatku wszystkiego na raz, inaczej nie będzie się nic w stanie zrobić! - odparłem mu z urazą. Oprócz Rogera, jedynym który ma tu prawko jest Brian. Brian którego nie ma. GENIALNIE (jakby ktoś nie wiedział, to był sarkazm). Więc nie uratujemy Loczka...
CZYTASZ
I'm In Love With My Yyy (ZAKOŃCZONE)
FanfictionA więc, żółw Roger, zaproponowała stworzenie Ryyy, a psychiczny Roger wymyśliła tytuł, więc... OTO TA JAKŻE ZAJEBISTA JAK ŻÓŁWIE KSIĄŻECZKA. A dla niekumatych szip ten to Roger x auto o imieniu Yyy (Prawdopodobnie) 9.07: 1# - yyy 9.07: 2# - freddie