06 |find a friends

486 62 15
                                    

 Zimne, irytujące krople deszczu wciąż spadały na twarzy demona.
Zmierzał on w stronę miejsca parkingowego gdzie stał jego Bentley. Pod nosem przeklinał ludzi, którzy co kilka sekund trąbili stojąc w ogromnym korku.
Po drodze zdążył usłyszeć, że jakaś furgonetka zderzyła się z samochodem, co jest powodem problemu w ruchu drogowym. 
 Crowley jednak nie interesował się sprawą. Jedyne czego teraz chciał to usiąść za kierownicą i wjechał w najbliższy rów.
Chociaż tego drugiego by nie zrobił. Za bardzo kochał swoje auto.
Teraz pozostał mu tylko jego Bentley. Jego stary, niezawodny przyjaciel.
Przez jego umysł przebiegło wspomnienie kłótni z aniołem na co natychmiast przyspieszył kroku. Żałował, że w ogóle miał okazję poznać właściciela księgarni.
 Ulewa nie zbliżała się do końca, a Crowley po raz dziesiąty dostał czymś parasolem w głowę.
Ale nagle nadszedł ten moment. Zobaczył swoją piękną maszynę zaparkowaną przy krawężniku. 
 Wsiadł do auta nie martwiąc się o przemoczone siedzenie. Ostatnie dwadzieścia cztery godziny były dla niego o wiele gorsze od ulewnego deszczu.
Nie miał też zamiaru wydawać niepotrzebnie pieniędzy na parasol, który połamie się przy mocniejszym wietrze. Dopiero w tej chwili wpadł na pomysł aby chować się pod parasolami innych. Ale teraz było już za późno. 
 Demon odpalił samochód, a radio dało znak życia. Nadszedł czas na ekscytujące czekanie w korku. Crowley nienawidził zbiorowego spaceru tych wszystkich blaszanych tosterów na drodze.
Korki tylko utrudniały ludziom, jak i stworzeniom pozaziemskim życie.
Z nudów zaczął trąbić na jakiegoś kierowcę przed sobą.
Na nieszczęście okazało się, że jest to człowiek, u którego demon wynajmuje pomieszczenie na kwiaciarnie. 
Crowley szybko schylił tak, by uniknąć spojrzenia mężczyzny i cudem okazało się, że korek właśnie ruszył. 
Demon miał ogromną ochotę krzyczeć, że nadeszło  zbawienie. Jednak ostatecznie oszczędził sobie. 
Raczej nie brzmiałoby to dobrze z ust demona. 
Powoli ruszył w stronę swojej ukochanej, niebieskiej kwiaciarni.
 Jak na złość słońce przypomniało sobie o swoim istnieniu i zaczęło wypalać pozostałości dobrego humoru demona. 
— Szybciej idioci! Chomik mi umiera na tylnym siedzeniu!- krzyknął otwierając okno, po czym natychmiast je zamknął.
 Dawno mu się tak nie nudziło. Choć zawsze mógłby udawać, że sam umiera. Ale chyba mieli już dość karetek przy wypadku.
 Przez następne półtorej godziny zdążył ułożyć wieżę z pudełek po płytach muzyków na siedzeniu obok i zaplanować morderstwo. Wreszcie nadszedł koniec tego cierpienia.
Crowley zatrzasną drzwi samochodu. Zamknął go, a następnie ruszył w stronę drzwi kwiaciarni. 
W pomieszczeniu było cicho. Promienie słońca oświetlały stoliki i padały na kase. Ale nikogo poza demonem tu nie było. 
Zdjął czarne szkła odkładając je po drodze na blat kasy. Następnie usiadł na krześle za kasą i siedział tak w ciszy przez następne minuty.
Co dziwne, nawet nie zwrócił uwagi na zeschnięty liść paproci, czy leżący w doniczce płatek róży. Jego żółte oczy nie patrzyły w żaden konkretny punkt.
 Przechylił głowę i uniósł dłonie roztrzepując suche już włosy na głowie.
Crowley wiedział, że poza aniołem, nie miał wielu przyjaciół. Właściwie teraz w ogóle ich nie miał. Ale znalazł na to rozwiązanie.
Demon wysunął szufladę, a gdzieś pomiędzy leżącymi monetami, nasionami i nożami znalazł czarny marker.
Następnie podszedł do szyby, za którą przechodzili ludzie. 
Zdaniem Crowleya idealnym sposobem aby znalezienie sobie znajomych jest napisanie na szybkie ,,Szukam Przyjaciół".
Jak pomyślał, tak też zrobił. Skoro nie miał planów to stwierdził, że urządzi sobie casting na przyjaciela. 
 Chociaż zdziwienie demona było niemałe gdy nikt nie zjawił się w tej sprawie w ciągu godziny.
— Szatanie, mam komuś zapłacić za bycie moim przyjacielem?- spytał sam siebie chodzą w kółko.
 Prawie podskoczył gdy nagle odezwał się dzwonek nad drzwiami. Starszy mężczyzna rozejrzał się po kwiaciarni, a po zobaczeniu demona o mało nie padł. Crowley w tej chwili przypomniał sobie o braku okularów przeciwsłonecznych.
— A! No tak! Zapomniałbym! Więc, jak ma pan na imię?- ogłosił zakładając ciemne szkła, po czym ponownie spojrzał w stronę mężczyzny. 
Człowiek zmarszczył drzwi, a następnie spojrzał w stronę kwiatów. Otworzył usta z zamiarem zabranie głosu.
Ale wyprzedził go demon, zakładając mu rękę na ramiona.
— Wiesz, tak robią znajomi. Najpierw się sobie przedstawiają. Opowiadają sobie jakieś głupie historie. Tego typu bzdury- wyjaśnił mu z charakterystycznym uśmiechem Crowley.
— To jak masz na imię?- demon zostawił mężczyznę przed kasą, a sam usiadł na krześle.
— Wilfred. Mam na imię Wilfred i przyszedłem kupić doniczkę- powiedział powoli mężczyzna patrząc z lekkim strachem w stronę właściciela kwiaciarni.
  Dobry humor demona ponownie prysł.  Uśmiech zniknął z jego twarzy, a zamiast tego pojawiło się zmęczenie i zawód. Już nawet tego nie kontrolował. Na marne wierzył, że uda mu się znaleźć przyjaciela.
— Jasne. Są tam. Obok bonsaia- powiedział delikatnie zachrypniętym głosem demon, wskazując w stronę skrzynki wypełnionej mniejszymi i większymi doniczkami.
Klient skinął głową ruszając w stronę wskazanego miejsca.
Crowley poprawił zsuwające mu się z nosa okulary. Miał ochotę kogoś uderzyć, ale opanował się.
Policja zajęła by mu tylko czas robiąc przy tym słabą reklamę dla jego sklepu. 
Wilfred zapłacił za dwie pastelowe doniczki i opuścił sklep.
Demon był w pełni pewien, że nikt nie wchodził do sklepu. W związku z czym prawie nie wywalił się z krzesła gdy nagle usłyszał ,,Dzień Dobry" zaraz za kasą.
 Energicznie uniósł głowę, a jego węże oczy natrafiły na człowieka ubranego w zielonkawy płaszcz.
Miał zarost na twarzy i odrosty na włosach. Wydawał się całkiem niewinny. Ale Crowley już prawie spadł przez niego z krzesła.
— Todd Fisher. Jestem w sprawie ogłoszenia na szybie- odwrócił się w stronę czarnego napisu na szkle, po czym ponownie zwrócił się w stronę demona.
 Właściciel kwiaciarni przez kilka sekund patrzył na niego z wyraźnym szokiem na twarzy. Jednak po chwili zrozumiał o co chodzi.
Demon uśmiechnął się zadowolony, że jego sposób na znalezienie przyjaciół jednak działa.
Oczywiście ani przez moment w to nie wątpił.
—Todd! Todd Ryba!- zaśmiał się głośno Crowley wstając ze swojego miejsca.
 Fisher patrzył w jego stronę nieco zagubiony.
— Rozumiesz? Fish ryba. Taki żart- dokończył mając nadzieje, że ten zacznie się śmiać.
To jednak nie miało miejsca. Crowley odetchną. Ponownie usiadł na swoim krześle patrząc w stronę Todda. 
— Okay Ted, co powiesz na wycieczkę na jedzenie? Ludzie chyba lubią jeść- zaproponował Crowley, który akurat wpadł na ten pomysł. 
— Todd- poprawił go mężczyzna.
Demon zmrużył oczy zza szkieł nie mając pojęcia o co chodzi Fisherowi. 
— Mam na imię Todd. Nie Ted- dodał trochę zawstydzony.
Crowley machnął dłonią przechodząc obok człowieka. Podrzucił w dłoni klucze od kwiaciarni i obrócił się w stronę nowego przyjaciela idąc tyłem. 
— Niedaleko jest jakaś cukiernia. Chodź Ted!- ogłosił wychodząc ze sklepu i czekał na niego przed wejściem.
 Fisher przez chwilę stał w miejscu. Jednak już po chwili ruszył w stronę wyjścia. Przed opuszczeniem pomieszczenia powiedział pod nosem ,,Todd".

 Przed opuszczeniem pomieszczenia powiedział pod nosem ,,Todd"

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
𝓓₊ 𝐃𝐈𝐒𝐀𝐏𝐏𝐄𝐀𝐑Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz