𝐜𝐡𝐚𝐩𝐭𝐞𝐫 𝐭𝐰𝐨. 𝐥𝐮𝐧𝐜𝐡 𝐰𝐢𝐭𝐡 𝐚𝐧 𝐚𝐧𝐠𝐞𝐥

1.3K 179 19
                                    

Bentley zatrzymał się przy chodniku. Crowley wysiadł z samochodu i ruszył w kierunku księgarni a gdy był już blisko pstryknął palcami by otworzyć drzwi budynku.
Aziraphale zazwyczaj nie sprzedawał swoich książek dlatego demon nie rozumiał jego zainteresowania nimi mimo, że nie dostawał za posiadanie ich nic szczególnego.
- Aniele!- odezwał się donoście Crowley szukając wzrokiem w zaciemnionym pomieszczeniu znajomej postaci.
Znalazł Aziraphale'a przy biurku. Układał strony książki a obok niego leżała oderwana okładka.
Crowley zmarszczył brwi unosząc okulary znad oczu mając podejrzenia, że ten widok mu się przywdział. Jednak już po chwili zobaczył smutny wyraz twarzy anioła.
- Co ty do diabła robisz?- zapytał zdziwiony podchodząc do brzegu biurka.
Aziraphale dopiero teraz uniósł na niego wzrok a na twarzy właściciela księgarni zawitał uśmiech, który jak nigdy wcześniej wyglądał na przymuszony. Anioł odetchną wracając wzrokiem do poprzedniej pracy.
- Pewien młody człowiek troszkę ją zniszczył- przyznał zmartwiony głaszcząc dłonią żółtą stronę.
- I jeszcze chodzi po ziemi?!- zaśmiał się głośno Crowley.
Widząc minę drugiego uspokoił się uśmiechając ironicznie
- Zostaw to. Jest przecież milion takich samych kopii!- stwierdził wzruszając ramionami.
Anioł skrzywił się słysząc tak niemiłe słowa o jego książce. Była jedyna w swoim rodzaju!
Na pierwszej stronie widniał przecież niedostępny już autograf samego autora!
Poza tym Aziraphale kochał zapach wszystkich książek ale najbardziej uwielbiał te stare, które miały za sobą długą historię.
- To oryginał mój drogi. Nie ma takich więcej- wyjaśnił spokojnie zerkając kątem oka na demona.
Crowley zmrużył żółte oczy, których i tak nikt nie mógł dostrzec przez ciemne szkła po czym skierował się w stronę fotela.
Usiadł rozkładając się leniwie w oczekiwaniu aż anioł zaproponuje przyniesienie jednego ze swoich starych roczników win.
Dziś wyjątkowo nie bawiło go zachowanie Aziraphale'a. Wręcz przeciwnie, nudził go. Właściciel księgarni jednak nie miał zamiaru odezwać się nawet słowem zbyt zajęty naprawieniem swojej książki.
- Otworzyłem kwiaciarnie- powiedział po kilkunastu minutach sfrustrowany Crowley.
Anioł dopiero w tej chwili obdarował go uwagą uśmiechając się o wiele bardziej szczerze. Jakby to co powiedział poprawiło mu humor co aż zniechęciło demona do dalszej rozmowy.
- O naprawdę? To cudownie Crowley! Zawsze wiedziałem, że masz ręke do roślin- powiedział miłym tonem Aziraphale pod koniec gryząc się w język za ostatnie słowa choć osobiście im wierzył.
- Nawet nie próbuj!- oburzony Crowley wskazał ostrzegawczo palcem na anioła.
Mógł się założyć, że anioł zaraz znów wygłosi swój cytat o tym, że Crowley jest przynajmniej trochę dobrą osobą.
- To tylko przeklęty sklep- dokończył opierając się ponownie o oparcie fotela.
Aziraphale z lekkim uśmiechem pokręcił głową wracając do książki. Coraz bardziej irytowało to demona. Nie żeby czuł, że te papierkowe cegły zabierają mu jedynego przyjaciela. Crowley wstał luźnym krokiem idąc do wyjścia mimo, że w środku miał ochotę zmienić to wszystko w proch. Oczywiście nie licząc anioła.
- Kwiaciarnia jest na Great Queen Street! Z zewnątrz wygląda jak błękitne błoto- ogłosił przed wyjściem demon.
Skoro anioł był tak bardzo zachwycony swoim papierowym kumplem to Crowley postanowił, że spędzi ten czas ze swoimi roślinami choć te raczej nie żywiły do niego ogromnej sympatii. Wsiadł do Bentely'a i z piskiem opon ruszył przez ulice Londynu skupiając się myślami na radiu a nie ignorancji anioła. Gdy tylko zatrzymał się pod kwiaciarnią zobaczył ubranego w płaszcz człowieka. Zawzięcie usiłował on odwiązać jego cenną paproć stojącą na wystawie przed sklepem. Zamknął drzwi samochodu zbliżając się do odwróconego tyłem człowieka po czym dotknął palcem jego ramienia. Mężczyzna kątem oka spojrzał w stronę demona i już miał go uderzyć gdy Crowley udaremnił jego plany obracając złodzieja w swoją stronę. Chwycił go za gardło i przygwoździł do szyby a ludzie na chodniku zatrzymali się z przerażeniem obserwując widowisko.
- Jeżeli jeszcze raz choćby zobaczę cię przez to okno to daje ci szatańską obietnice, że wykopie twój nędzny tyłek za bramy tego świata- wysyczał wściekle demon po czym zlustrował mężczyznę oziębłym spojrzeniem zza okularów i rzucił nim o ziemię.
Niedoszły złodziej natychmiast wstał uciekając bez oglądania się do tyłu nawet na moment. Crowley otarł dłonie o rękawy a niemały tłum szeptał patrząc na właściciela kwiaciarni. Uniósł wzrok na ludzi wokół.
- Rozejść się!- krzyknął głośno.
W kilka minut nie było śladu po krótkim zdarzeniu. Crowley otworzył drzwi sklepu słysząc dźwięk dzwonka. Rozejrzał się powoli idąc wokół stołu z roślinami. Jego spojrzenie pozostało na storczyku, którego żółty płatek spadł na stolik. Przez moment nic nie miało odwagi nawet się poruszyć podczas gdy ich właściciel zdjął okulary wpatrując się zabójczo w kwiatka żółtymi oczami. Storczyk zadrżał a Crowley chwycił go za łodygę podnosząc do góry tak by wszystkie inne kwiaty mogły widzieć to co zaraz się stanie.
- Wierz mi. Skrzywdziłeś mnie milion razy bardziej niż ja zaraz skrzywdzę ciebie- okrutny uśmiech pojawił się na twarzy demona.
Huk spowodowany rozbiciem doniczki o płytki rozszedł się wokół a ciemny but zgniótł kwiatka. Wszystkie rośliny zadrżały. Crowley schylił się odrywając liść od łodygi storczyka po czym rzucił nim o podłogę.
- Wasz kolega storczyk był za słaby ale wy macie rosnąć lepiej!!- wrzasnął wściekle patrząc groźnie na swoje rośliny.
Cofną się podchodząc do kasy, za którą usiadł. Teraz zastanawiał się dlaczego tak mało ludzi przychodziło do jego kwiaciarni aż do momentu gdy zdał sobie sprawę, że może wprowadzenie jakiś produktów za darmo pomoże.
W mgnieniu oka zniknął z terenu sklepu. Ruszył do najbliższego marketu gdzie rozważył co powinno zachęcić rasę ludzką do odwiedzenia jego kwiaciarni. Pierwszym wyborem był czosnek. Ostatecznie jednak stwierdził, że wampiry nabawił by się przez niego śmierci dlatego kupił dwie siatki najtańszych jabłek. W pewien sposób przypominały mu o pierwszym spotkaniu z przyjacielem na początku świata w ogrodzie Eden. Po powrocie do błękitnej kwiaciarni, na której radosny kolor aż się skrzywił wrzucił kilkanaście owoców do wody ponieważ kiedyś spostrzegł, że tak właśnie robią ludzie.
Na sam koniec jabłka trafiły do niedużej, drewnianej miski znajdującej się na lądzie tak by klienci biorąc jabłka przypadkiem mogli stracić coś i za to zapłacić. Wziął marker z szuflady bazgrząc na szybie o darmowych jabłkach.
Ku zadowoleniu demona niedługo potem do kwiaciarni wszedł mężczyzna. Decydował się na swój zakup niezwykle długo a w efekcie końcowym podszedł do kasy jedynie z opakowaniem wypełnionym nasionami róż.
- Przepraszam czy nie policzył mi pan może o jednego funta więcej?- zapytał zakłopotany klient.
Crowley spojrzał na niego z obrażoną miną.
- Tak. Za darmowe jabłko- wyjaśnił patrząc na człowieka, który widocznie dalej nie rozumiał.
Demon odetchną okazując swoje niezadowolenie i dezaprobatę.
- W porównaniu z ceną jaką zapłaciłem za ten sklep to darmowe jabłko! A teraz życze złego dnia!- powiedział posyłając człowiekowi ironiczny uśmiech i pomachał na pożegnanie.
Gdy tylko klient opuścił kwiaciarnie uśmiech zniką z twarzy demona a on sam nadmiernie zainteresował się skrzynką, w której trzymał zarobione przez siebie pieniądze. Nie miał zamiaru inwestować w kasę sklepową jakby otwierał co najmniej supermarket. Wziął jeden ze swoich ,,darmowych" owoców by spróbować jak smakuje. Dawno jadł jakiekolwiek jabłka.
Po chwili żałował tej decyzji wyrzucając nadgryzione jabłko do śmietnika niczym granat. Znienawidził owoc, który jego zdaniem smakował rybą. Nagle usłyszał huk dochodzący z przed jego lady. Crowley wstał spojrzawszy na usiłującego podnieść się z ziemi anioła. Wokół niego leżały owoce i kilka konewek.
- Aniele czy marzy ci się odkupienie mi tego?- zapytał znudzony demon opierając się łokciami o blat lady.
Obserwował jak Aziraphale powoli wstał otrzepując swój strój z niewidzialnego kurzu.
- Ojej przepraszam Cię mój drogi! Potknąłem się o róg stołu- wyjaśnił natychmiast przejęty Aziraphale.
W sekundę wszystko wróciło na swoje miejsce jakby zupełnie nienaruszone. Crowley zdjął okulary by uważnie przyjrzeć się drewnianej misce w poszukiwaniu choć drobnego pęknięcia, którego szczęśliwie dla anioła nie znalazł.
- To doprawdy cudowne miejsce! Jak w naprawde ładnej bajce!- stwierdził z uśmiechem i radością w głosie Aziraphale.
- Chyba horrorze- mruknął do siebie demon.
Anioł nie zamierzał jednak zawracać sobie tym głowy a zamiast tego podziwiał piękno roślin otaczających go. Crowley spojrzał żółtymi oczyma w kierunku przyjaciela głaszczącego liście lub wąchającego kwiaty co wydawało mu się nieco dziwne mimo, że widział jak wiele osób mających kwiaty robi podobnie.
- Co tu się stało?- usłyszał zaniepokojony głos przyjaciela. Natychmiast przypominając sobie o nieposprzątanej karze storczyka.
Crowley rozchylił usta przez chwile przeciągając pierwszą litere.
- Są słabi! Słabi giną- odpowiedział zirytowany demon.
Aziraphale zmartwiony losem biednego storczyka wziął go w ręce a gdy ponownie je otworzył zamiast martwego kwiatu pojawiły się w nich nasiona. Crowley udawała brak zainteresowania. Jego uwagę zamiast tego uzyskało kilka roślin, które zaraz po cudzie anioła rozkwitły.
- Dasz się skusić na lunch?- spytał demon po dłuższej chwili ciszy.
Rzecz jasna Aziraphale nie odmówił. Crowley zamkną kwiaciarnie idąc za aniołem w stronie niedawno odkrytej przez niego jak to ujął ,,Uroczej cukierni".
Choć Crowley skrzywił się na te słowa postanowił po prostu usiąść przy stoliku i czekać aż Aziraphale zamów sobie jedzenie. Kto normalny chodzi na lunch do cukierni?
Ku zdziwieniu demona nagle przed nim znalazł się szklany kubek z czymś co przypominało bardzo, bardzo gęstą mgłę.
Crowley spojrzał przez okulary przeciwsłoneczne w stronę anioła siedzącego naprzeciwko niego przy kremowym, okrągłym stoliku. Najpierw po prostu siedział i czekał aż Aziraphale sam zabierze dla siebie szklany kubek ale gdy tak się nie stało domyślił się, że widocznie ktoś pomylił zamówienia.
- Dlaczego nie pijesz Crowley?- spytał z naturalną łagodnością w głosie anioł biorąc na łyżeczkę bitą śmietanę z truskawkowego napoju.
- Co? A! Chodzi ci o tą breję?- zapytał choć dobrze wiedział, że o to właśnie pyta anioł.
Aziraphale poprawił kołnierz. Pomyślał, że skoro Crowley otworzył nowy interes to na pewno nie miał czasu jeszcze nic zjeść a szejk z jego doświadczenia potrafił zniwelować głód. Nawet jeśli oboje nie musieli jeść.
- To waniliowy szejk. Przyjemny w smaku- stwierdził z uśmiechem anioł.
Crowley ostrożnie zrobił łyk po czym odstawił kubek. Wystawił język na znak wstrętu i skrzywił się wiercąc na krześle. Tak naprawdę ten ludzi napój nie był zły w smaku ale bawiło go denerwowanie przyjaciela. Zdecydowanie wolał towarzystwo tego właśnie anioła niż tysięcy głupkowatych demonów w piekle.

 Zdecydowanie wolał towarzystwo tego właśnie anioła niż tysięcy głupkowatych demonów w piekle

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
𝓓₊ 𝐃𝐈𝐒𝐀𝐏𝐏𝐄𝐀𝐑Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz