Rozdział 10

152 14 8
                                    

– Podczas twojego pobytu w karbonicie zachorowałaś na bardzo rzadką i śmiertelną chorobę – mówiła dalej Morai. – Gdyby nie moja moc, dawno byś już nie żyła. Udało mi się częściowo wyzbyć się jej objawów z twojego organizmu, jednak nie całkowicie. Moja moc nie jest już tak silna jak za życia. Twoje osłabienie jest spowodowane właśnie tą chorobą. Niestety, nie jestem w stanie zatrzymać jej ani się jej pozbyć.

– Czy... czy to znaczy, że ja... mogę umrzeć...? – zdumiała się Ahsoka. Widać było po niej, że nie spodziewała się wieści o śmiertelnej, nieuleczalnej chorobie.

– Wszyscy kiedyś umrzemy, Ahsoko. Ja już umarłam. Jako Jedi powinnaś wiedzieć, że zjednoczysz się z Mocą i nie powinnaś bać się tej chwili.

Tano otrząsnęła się jakby z transu, w którym się znajdowała i zaraz zaczęła się tłumaczyć:

– To nie tak, że się boję. Zawsze jednak myślałam, że zginę w walce, że pokona mnie potężny użytkownik Ciemnej Strony Mocy, a nie... jakaś choroba.

– Żadna choroba nie jest w stanie cię pokonać, Ahsoko. Choć może cię osłabiać, jesteś zbyt silna by pokonała cię zupełnie, tak samo jak zbyt odważna, by wygrał z tobą każdy inny przeciwnik. Moja moc doda ci sił i sprawi, że nie ugniesz się pod niczyim ciężarem. Musisz jednak pokonać resztę drogi swego przeznaczenia sama. Jeśli mam powstrzymać objawy choroby muszę przestać się z tobą kontaktować i całą swą moc wchłonąć w ciebie. Dalszą część tej wędrówki musisz przejść beze mnie. Pamiętaj jednak, że za każdym razem, kiedy wsłuchasz się w głębi siebie, Moc posłuży ci pomocą. Dam ci rzadki dar porozumiewania się z osobami, które już zakończyły swój żywot na tym świecie. O, że starzy mistrzowie zawsze mają w zanadrzu coś, czego mogą nauczyć nawet najbardziej doświadczonego ucznia.

– Skoro widzimy się ostatni raz – spytała poważnie Togrutanka. – Czy poznam teraz imię Syna, twojego brata?

– Nie. Jeszcze nie pora, lecz nie obawiaj się. Wkrótce je poznasz. Na razie weź to – poleciła Władczyni Mocy, wkładając diament wyjęty z lodowego pudełka do dłoni Togrutanki.

– Co to jest? – zapytała Je'daii, z uwagą i zainteresowaniem studiując przedmiot.

– To kryształ Mocy. Podczas gdy moja moc po śmierci przeszła na ciebie, a także pozwoliła mi przebywać w ciele convora, by być twoim duchowym przewodnikiem, moc mojego ojca musiała ulotnić się gdzieś indziej. Spadkobierca Władcy Równowagi jeszcze się nie narodził, więc cała jego wiedza i potęga jest zamknięta w tym oto krysztale. Skrywa w sobie potężną moc, która w niepowołanych rękach może zniszczyć nawet całą Galaktykę, a posiadacz kryształu w chwili jego otrzymania stanie się niepokonany. To najgroźniejsza z broni, jakie Galaktyka kiedykolwiek widziała lub widzieć będzie. To czysta, nieokiełznana i dzika Moc. Strzeż go, Ahsoko. Kryształ nie może dostać się w ręce niepowołanej osoby.

– Skąd będę wiedziała, kto jest ta powołaną osobą? – dopytywała Togrutanka.

– Nie musisz tego wiedzieć. Gdy tylko spadkobierca Ojca pojawi się na świecie, wiedza z całego kryształu sama ulotni się i poszybuje w jego stronę. Lecz pamiętaj! Gdy wiedza z kryształu i Moc ulotnią się z niego, nie stanie się bezwartościowym świecidełkiem! Nadal będzie skrywał w sobie siłę, która może obrócić się przeciw Galaktyce, choć ma ją chronić.

– Rozumiem – odparła była Jedi. Z uwagą przyjrzała się niepozornemu kamieniowi, który w środku siebie skrywał tak niebezpieczną i śmiercionośną broń. Morai tymczasem w milczeniu podeszła i jednym machnięciem ręki oderwała kawałek kryształu i schowała go z powrotem do pudełka, które od razu po tym zamknęło się i na powrót zniknęło w otchłani lodowego podłoża.

– Co zrobiłaś? – zdumiała się Ahsoka.

– Odłamując część kryształu zmniejszyłam jego moc. Dzięki temu gdyby twoja misja dochowania kryształu z jakiejś przyczyny nie powiodła się, złodziej nie będzie posiadał pełnej jego mocy.

– A co ze zgromadzoną w tym odłamie wiedzą?

– Nic jej nie będzie. Choćby kryształ rozpadł się na miliony kawałków wiedza Ojca pozostanie niewzruszona, ale tylko, jeśli rozłamie go silna Mocą, posiadająca odpowiednie kompetencje osoba. W przeciwnym razie mogą pojawić się powikłania, a to byłoby bardzo niebezpieczne dla nas i dla Galaktyki...
A teraz, skup się. Zaraz wniknę w ciebie. Od tej pory w całości stajesz się moją następczynią i spadkobierczynią. Pokonaj Syna. Przywróć równowagę. Jeśli starczy ci czasu, poinstruuj nowego Ojca, by wiedział, jak panować nad równowagą Mocy. Moja cała mądrość będzie od teraz w tobie. Żegnaj, Ahsoko. Do zobaczenia.

Po tych słowach Morai, Córka z Mortis zmieniła się w convora, po czym rozwiewając wokół żółtawą aurę, wleciała wprost w Ahsokę Tano, i rozpływając się w nicości.

~~~

~ * dwie godziny później * ~

– Ahsoka! Sabine! Nic wam nie jest! – wykrzyczał uradowany Lux, który szczerze zaczął niepokoić się o stan obu towarzyszek podróży.

– Jesteśmy całe – uspokoiła go Ahsoka. Ignorując resztę towarzystwa, przynajmniej tymczasowo, poszła w stronę swojej kajuty. Jednocześnie wyjęła ukryty kryształ, co nie uszło uwadze Alishii — doświadczonej łowczyni nagród, której wyćwiczone oko od razu zauważyło błysk wartościowego kamienia.

– Ooo, a cóż to za błyskotka? – zainteresowała się Bonteri i jednym susem znalazła się przy młodszej siostrze. Nim Tano zdążyła zareagować, kryształ już znajdował się w ręku łowczyni, która z uwagą go oglądała.

– Uważaj! – krzyknęła prędko Ahsoka. Zorientowała się, że wszyscy na nią patrzą, więc dla bezpieczeństwa ściszyła głos. – Ten klejnot jest... bardzo niebezpieczny.

– I dlatego zabrałaś go na pokład pełen twoich przyjaciół? – zaśmiał się Lux.

– Muszę dopilnować, by nie wpadł w niepowołane ręce. Nie przejmujcie się nim na razie. Dopóki nikt go odpowiednio nie nakieruje, jesteśmy bezpieczni. Lux, czas się stąd zwijać. Co z Kathleen?

– Obudziła się już. Mamrocze wciąż o jakiejś wizji Mocy, nie mam pojęcia o co jej chodzi. Jest na Łowcy. Była zła, że coś jej poprzestawiałem podczas ostatniego lotu i stawia na nowo cały system. Wywołać ją przez komunikator? – spytał były senator Bonteri.

– Nie trzeba. Musimy się podzielić. Alishio, Lux, polecicie swoim Feniksem. Weźcie na pokład Ezrę, powinien trochę wypocząć. Do Kathleen dołączy Sabine. Nie chcę, by leciała sama. Jest na pewno ciągle osłabiona, nie chcę, by coś jej się stało.

Przerwało jej chrząknięcie.

– Ekhem, a ja? – spytał urażonym tonem Thrawn.

– Lecisz ze mną. Nie obraź się, ale wolę cię mieć na oku. – mruknęła Ahsoka, mierząc Chissa wzrokiem. Prężył się jak struna, a jego twarz wyrażała brak jakiegokolwiek zainteresowania sytuacją. Kobieta wyczuła jednak, że pod maską kryje się kłębowisko różnych silnych emocji, które starannie ukrywał. Nie mogła wedrzeć się do jego umysłu — chyba wyczuł, co Togrutanka chce zrobić, bo postawił mur wewnątrz swojego umysłu. Była to rzadka umiejętność u osób niepanujących nad Mocą, lecz nie zdziwiła ona mistrzyni Je'daii. Po kilku latach spędzonych w towarzystwie Jedi oczywistym było, że nauczył się stawiać bariery. Jednak po co ją postawił? Pierwsze, co przemknęło przez myśl Togrutance to złe, nikczemne plany mające przysłużyć się ideałom Imperium. Szybko jednak skarciła siebie samą za takie rozumowanie. To, że Thrawn był imperialnym oficerem nie znaczyło jeszcze, że musiał coś knuć. Chiss był powściągliwym introwertykiem, a czytanie w myślach było bądź co bądź naruszaniem cudzej prywatności i Wielki Admirał niekoniecznie musiał blokować dostęp do umysłu ze względu na źle plany. Mógł po prostu chcieć zachować swoją prywatność. Ahsoka zrozumiała to i postanowiła nie zaglądać więcej do umysłu imperialnego.

Był to błąd, którego mogła żałować, jednak była zbyt przejęta ostatnimi wydarzeniami, by zauważyć niebezpieczny błysk w oczach Chissa, gdy mówiła o niszczycielskiej sile kryształu. Thrawn bowiem dyskretnie przysłuchiwał się całej rozmowie, a gdy tylko dobiegła końca, miał już gotowy cały plan, którego realizacja miała nastąpić niebawem...

✓Ahsoka III - W nieznane |WT|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz