Rozdział 16

122 14 14
                                    

Wreszcie padł sygnał. Duch skoczył w nadprzestrzeń, a po półgodzinnym odstępie czasowym miała dołączyć do nich noworepublikańska flota. Załoga była zwarta i gotowa, czekała tylko na wyjście z nadprzestrzeni. Choć lot trwał wyjątkowo krótko, dla wszystkich przedłużał się w nieskończoność. Zeb niecierpliwie wiercił się na siedzeniu. Sabine wpatrywała się z namysłem i zarazem niecierpliwością w Ezrę, natomiast Luke poszedł medytować. Większość obecnych na pokładzie uczestniczyła już w większych potyczkach kilkukrotnie, jednak każdy z nich miał przeczucie, że ta bitwa będzie… inna.

Wkrótce lekkie szarpnięcie oderwało załogę od myśli, spojrzeń i niekontrolowanych ruchów. Wszyscy wiedzieli, co on oznacza. Wszyscy znali go bardzo dobrze. Jednak gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości, Hera Syndulla zachrypłym i głosem wydusiła:

– Wyszliśmy… wyszliśmy z nadprzestrzeni.

Obecni zaniepokoili się brzmieniem jej głosu, więc poszli za przykładem twi'lekanki i spojrzeli za iluminator odsłaniający przestrzeń przed nimi. Zaparło im dech w piersiach. Ale nie z zachwytu, lecz ze strachu.

Sam wynalazek nie wyglądał w gruncie rzeczy jak przerażająca superbroń. Bardziej jak kawałek metalowego drąga zakończonego szpikulcem, na który z nudów ponawlekano śrubki. Trudno się jednak dziwić: potęga Imperium malała a ich fundusze kurczyły się z każdym dniem. Naturalne jest więc, że ponad wygląd postawili funkcjonalność.

A skuteczność tej broni była przerażająca.
Wszyscy wiedzieli to i czuli, a widząc rozmiar wątpliwej urody kloca osadzonego w kosmosie, zaniemówili. Pierwszy otrząsnął się Luke, który bądź co bądź rozsadził już jedną Gwiazdę Śmierci, a obie zwiedził dość szczegółowo od środka. Corran również widział na oczy potężną broń Imperatora, więc powrócił do siebie po względnie krótkim czasie. Hera także była aktywnym świadkiem bitwy o Endor, a jednak i ją przeszły ciarki, gdy ujrzała wojenną machinę otoczoną przez chyba wszystkie Gwiezdne Niszczyciele jakie tylko zostały Imperium. Na samym przodzie dumnie dryfował zmodyfikowany Niszczyciel z wymalowaną od dołu legendarną Chimerą.

Na tym właśnie kosmicznym flagowcu był ich cel: Wielki Admirał Thrawn. I jego kryształ. Kryształ Mocy.

Admirał w zamyśleniu przypatrywał się trójwymiarowej mapie przedstawiającej rozmieszczenie ich floty względem działa. Naturalnie wiedział, że Republika nie zostanie bierna w działaniach i rzuci jak największą ilość swoich statków do boju, by tylko jak najprędzej zlikwidować zagrożenie. Dlatego mimo starannych i dogłębnych analiz poszczególnych wypadków zdziwił się, że wysłano jeden, średniej wielkości frachtowiec naznaczony głębokim zębem czasu. Prawdopodobieństwo dywersji było nadzwyczaj małe. By dopuścić się takiego czynu przywódczyni Reb… Nowej Republiki musiała być albo szalona, albo mieć jakiegoś asa w zanadrzu. Bo głupia nie była. Co to, to nie. Admirał Thrawn mimo przymusowego wygnania podczas bitwy o Lothal doskonale pamiętał wiele z rebelianckich kartotek. Miał świetną pamięć. A na Mon Mothmę można było nadziać gdziekolwiek się było. Jej rysopis i charakter, który wywnioskował własną dedukcją i roztropnym rozmyślaniem wyraźnie wrył mu się w pamięć. Wiedział więc, że opcje są tylko dwie. A jeśli wierzyć HoloNetowi i innym mediom, Republika zyskiwała z każdym dniem nowych popleczników. Skoro wpływy im się rozrastały to i armia. Skoro mieli wojsko, wysłanie pojedynczego kosmicznego statku nie było aktem desperacji i szaleństwa spowodowanego zrezygnowaniem. Nie, Rebelianci mieli jakiś plan.

Tkwiąc w tych rozmyślaniach nawet nie usłyszał, gdy ktoś po cichu zakradł się do drzwi i ocknął się dopiero, gdy automatyczne płachty wydały z siebie charakterystyczny syk, wpuszczając tym samym osobnika do środka.

– Tukh, mówiłem, żeby mi nie przeszkadzać – przypomniał sucho admirał lodowato obojętnym tonem.

Noghri nic sobie jednak nie robił z surowej postawy Admirała.

✓Ahsoka III - W nieznane |WT|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz