Rozdział 3

287 21 6
                                    

Alishia zaklęła głośno, gdy kolejny jej strzał chybił.

– Ahsoka! Pomóż trochę! – krzyknęła.

– Albo naprawiam statek, albo pomagam ci z robotami!

– Młoda, zamierzasz użyć tego świecącego kijka teraz, czy dopiero gdy zginiemy?! – zganiła tym razem Tholotiankę.

Tamta warknęła coś w odpowiedzi, ale schowała blaster i rzeczywiście sięgnęła po laserową broń. Ahsoka tymczasem leżała pod statkiem i starała się uważać, by snopy iskier nie poparzyły jej twarzy.

– Pośpiesz się, proszę! – krzyknęła Kathleen.

– Robię co mogę… gotowe! – wykrzyknęła Tano.

– W takim razie do statku, ale migiem! – zarządziła Alishia, rzucając się jednocześnie w stronę promu.

Kathleen i Lux również pobiegli w tamtym kierunku. Ahsoka Tano wygrzebała się spod machiny i chwyciła skrzynkę z narzędziami. Ruszyła żwawym tempem, by nie zostać trafiona żadnym strzałem ani nie wysypać żadnej z przydatnych rzeczy. Niestety, za późno przeczuła, że jeden z nasłanych na nich droidów-zabójców zawrócił i w ostatniej chwili oddał strzał. Wchodzącą już po trapie Togrutanka wrzasnęła z bólu i upadła na podłogę. Jej starsza siostra jednym susem do niej dopadła i pomogła wstać i się podciągnąć. Widocznie Lux bądź Kathleen pilotowali, gdyż statek zaczął już unosić się nad ziemię. Gdy Je'daii dokuśtykała do środka, usiadła prędko na kanapie, by łowczyni mogła obejrzeć jej ranę.

– Pokaż nogę – rozkazała Bonteri.

Ahsoka wykonała polecenie.

– Nie jest dobrze… – mruknęła starsza. – Ta wiązka prawie przedziurawiła ci nogę. Zrośnie się, ale z dwa tygodnie to potrwa. Miałaś dużo szczęścia.

– Za bardzo się rozkojarzyłam. Nie powinnam zostawiać mieczy. – stwierdziła załamana Ahsoka.

– Nie twoja wina. Kto mógł się spodziewać, że w trakcie lotu na Lothal będziemy mieć usterkę, a na planecie na której awaryjnie wylądujemy zaatakują nas droidy-zabójcy?

– Powinnam zachować czujność.

– Prawie dostałaś wstrząsu mózgu! Po takim szoku i utracie przytomności spowodowanej lądowaniem mogłaś zapomnieć wziąć broni, skoro szłaś tylko naprawić uszkodzenie. To nasza wina. Powinniśmy cię osłaniać do końca. Przepraszam, Ahsoko.

– Nie ma za co.

– Hej, weź to – mówiąc to Alishia rzuciła w stronę siostry zagięty z jednej strony krótki pręt. – To rozsuwana laska, pomoże ci chodzić.

– Nikt teraz nie chodzi z laskami, to będzie wyglądać głupio.

– Nie gadaj, albo bierzesz laskę, albo zostajesz – zarządziła starsza Tano. – I nie zapomnij o płaszczu, nie chcemy sensacji "Wielka Ahsoka Tano wraca do żywych by po tygodniu znów rozpłynąć się w powietrzu!" Lepiej, żeby wychwalali cię po odnalezieniu Bridgera.

– Dobrze. Ale tylko ten jeden raz. – burknęła Tano.

– Oczywiście, Ahsoko Biała.

Alishia Bonteri wybuchnęła śmiechem. Ahsoka zgromiła ją wzrokiem, jednak nic to nie dało.

~~~

– Masz pięć minut, pospiesz się Ahsoko – ostrzegł Lux Bonteri.

Tano kiwnęła w odpowiedzi głową i wcisnęła guzik otwierający trap.

Stanęła na progu jaskini. Od wejścia wpadało światło oświetlające malowidło znajdujące się na ścianie. Była to załoga Ducha w otoczeniu dwóch Wilków Lothalskich — białego po lewej i czarnego po prawej. Kanan Jarrus obejmował jedną ręką Herę Syndullę. Twi'lekanka lekko się uśmiechała. W dłoni trzymała jakąś szarą rzecz, jednak Ahsoka była za daleko i nie mogła dojrzeć, co to. Chopper stał z przodu, lekko przesunięty na lewą stronę obrazu. Pod nogami bohaterów chodziły Loth-Koty. Z tyłu stał Garazeb Orellius. Wyglądał na dumnego, że znajduje się w tej drużynie. Ahsoka posmutniała. Też mogła do niej należeć. Odmówiła. Teraz widziała, jak wielki błąd popełniła.

Zeb opierał swą rękę na namalowanej Sabine… No właśnie. Sabine.

Młoda Wren stała, dotykając lekko opuszkami palców postaci w samym centrum malowidła — Ezry Bridgera. Na jego ramieniu siedział biały lothalski kot.

Kobieta chyba usłyszała Togrutankę, gdyż opuściła rękę i odwróciła się.

Ahsoka posłała jej wymowne, pełne powagi spojrzenie mówiące "już czas". Mandalorianka lekko się uśmiechnęła. Założyła trzymany wcześniej w drugiej ręce hełm i podeszła w stronę Tano. Nie odezwała się ani słowem. Raz tylko odwróciła się, by po raz ostatni rzucić tęskne spojrzenie na młodego Bridgera.

Statek wzniósł się nad ziemię. Sabine raz jeszcze zerknęła na malującą się w dole jaskinię. Westchnęła.

– Już niedługo, Ezra. Znajdę cię. Obiecuję.

~~~

Chiss w milczeniu popijał niebieskie mleko, z uwagą przypatrując się swojemu kompanowi. Młody człowiek jadł jakąś konserwę, również nie spuszczając towarzysza z oka. Widać było, że sobie nie ufają. Po kilkunastu minutach ciszy Chiss zdecydował się rozpocząć rozmowę.

– Dlaczego jeszcze mnie nie zabiłeś? – wyszeptał.

Mężczyzna jednak usłyszał.

– Jedi nie zabijają, chyba że muszą.

– A nie musisz? – odpowiedział pytaniem na pytanie niebieskoskóry. – Pomyśl. Gdy tylko się uwolnię, wrócę do Imperium. Rozniosę w pył całą twoją Rebelię, o ile Imperator już tego nie zrobił. Jeśli twoi przyjaciele coś dla ciebie zna-

– Imperium nie ma – orzekł w najwyższym spokoju Jedi, jak gdyby rozmawiali o pogodzie.

– Co powiedziałeś? – wysyczał przez zęby Chiss, zdumiony orzeczeniem kompana.

– Wyczułem to, Thrawn. Imperium jest obalone. A moi przyjaciele są już w drodze. Niedługo mnie znajdą i wrócę do domu.

– Moc – stwierdził z obrzydzeniem Wielki Admirał. – Jedyna rzecz, której nie jestem w stanie pojąć. To nielogiczne!

– Moc jest logiczna.

– A co do twoich przyjaciół… Wątpię, żeby tu dotarli. Musieliby to być wyjątkowo zdolni wojownicy… czyli na pewno nie członkowie twojej żałosnej załogi.

– Ahsoka Tano, mówi ci to coś? – spytał Bridger, bo tak się nazywał owy Jedi.

Chiss pobladł. Jego pusty kubek z brzękiem upadł na stół. Chwilę mu zajęło, nim się uspokoił.

– Ona nie żyje – stwierdził ze stoickim spokojem. – Darth Vader zabił ją przeszło dwanaście lat temu.

– Ona żyje – zaprotestował głośno Jedi. – I ma się świetnie. Nie minie miesiąc, a uda jej się nas znaleźć. Zobaczysz.

Ezra Bridger posłał Thrawnowi lodowate spojrzenie. Tamten ponownie mocno się zaniepokoił. A jeśli ona naprawdę żyje? Nie miał sposobu, którym mógłby potwierdzić wiadomości usłyszane od Bridgera. Mógł zmyślać.

A jednak, jeśli to prawda…?

Przez dłuższą chwilę Chiss intensywnie myślał. W końcu, po upływie około godziny, jego twarz rozświetlił złowrogi uśmiech. Ma plan.

– Świetnie. Więc niech przylatuje. Byle szybko. Zapasy nam się kończą – mruknął, po czym znowu przebiegle się uśmiechnął.

Ezra rzucił mu podejrzliwe spojrzenie. Co on znowu knuje…?

✓Ahsoka III - W nieznane |WT|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz