three.

261 32 2
                                    

Luke nie znosił, gdy ludzie, z którymi pracował się spoźniali i od pewnych wydarzeń w jego życiu nigdy nie robił wyjątków, dlatego też nie rozumiał, dlaczego pozostaje taki spokojny, gdy Charlie powinna być w jego apartamencie już półtora godziny temu, a nawet się nie odezwała. Siedział w fotelu, bezczynnie wpatrując się w sufit, ze słuchawkami na uszach z jakąś poleconą przez dziewczynę piosenką, której w sumie nawet nie słuchał. Nie znosił czekania, bo te chwile wypełnione wolnym czasem, z którym nie wiedział, co zrobić, powodowały wyścig myśli w jego glowie, gdzie zawsze był na przegranej pozycji.

- Luke! Przepraszam! - głos na drugim końcu mieszkania wyrwał go z zamyślenia, na co odetchnął głęboko, w głębi duszy dziękując, że nie musi dłużej wytrzymywać sam ze sobą. - Wiem, że się spóźniłam, ale zepsuł mi się budzik i obudziłam się bardzo późno, i cholera jasna, to się więcej nie powtórzy...

- Charlie.

- Wiem, że jesteś pewnie zły i zrozumiem, jak...

- Charlie!

Dziewczyna spojrzała na Luke'a, przerywając na chwilę wypakowywanie swojej torebki i usiadła na pufie, którą w myślach już sobie przywłaszczyla.

- Nie jestem zły. Mogłaś zadzwonić, ale nie jestem zły. - Uśmiechnął się, potwierdzając swoje słowa.

- Ale kiedyś...

- Kiedyś to kiedyś. Wiele się zmieniło, jak już zauważyłaś. - Charlie kiwnęła głową w zrozumieniu i  tym razem ze spokojem odłożyła wszystkie swoje rzeczy na miejsce.

*

Straciłeś kiedyś przyjaciela?

Przecież znasz odpowiedź na to pytanie.

Ale oni nie znają, Luke. Po to to robisz.

Tak, wiem. Z drugiej strony ciężko o tym wszystkim mówić, dlatego wciąż uciekam, gdy tylko mogę. Nawet jeśli tego nie chcę.

Więc... Straciłeś kiedyś przyjaciela?

I to nie jednego, chyba dlatego to tak bardzo boli. Nigdy nie zastanawiałem się, co mogło być tego powodem. Choć nie, skłamałem. Wmawiałem sobie, że to coś z nimi jest nie tak, że nie w taki sposób postępują przecież przyjaciele. Nie widziałem, że to ja i moje zachowanie jesteśmy tego powodem. Po jakimś czasie zrozumiałem, że oni o mnie walczyli, ale to ja zbyt wiele razy ich odepchnąłem i nie dopuściłem do siebie. Potem było już za późno.

Żałujesz?

Bardzo, ale jak już mowiłem, czasu nie można cofnąć czy zmienić. A niektóre straty bywają bezpowrotne.

I nie ma dla nich nadziei?

Nadzieja umiera... razem z nimi.

*

- Luke? Luke... Luke! - Charlie podniosła głos, bo choć blondyn miał otwarte oczy, nie odzywał się od dobrych pięciu minut, a ona nie wiedziała co się dzieje.

- Nie krzycz, żyję. Po prostu się zamyśliłem - odparł, zakrywając twarz dłońmi i zagryzając dolną wargę z taką siłą, aż poczuł charakterystyczny posmak krwi. Bolało, ale tak zapominał o innym bólu, który od czasu do czasu składał wizytę w jego i tak nie za bardzo poukładanym życiu.

- Coś się stało?

Blondyn zajął swoje ulubione miejsce przy szklanej ścianie, spoglądając gdzieś w dal Londynu, po czym oparł czoło o zimną taflę szkła.

- Nie, po prostu... Czasami przypominam sobie, jak bardzo za nią tęsknię.

honest || hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz