Rozdział pierfszy

1.1K 79 168
                                    

Siemka. Mam na imię i nazwisko Luna Solis (po łacińsku słońce). Nazywają mnie Słoneczkiem. Jestem Puchonką z krwi i ości. Mam na barkach piętnaście jesieni. Mam proste bląd do ramion włosy i niebieskie niczym woda z akwarium z glonami oczy. Mam mały nosek i trochę piegów oraz czereśniowe usta, które każdy chciałby całować. Jestem cicha i spokojna, nie lubię imprez (no chyba że się dobrze na nich bawię), lubię kolor miodowy. Jestem animagiem i zmieniam się w karpia, ale niech was to nie zmyli! Potrafię również latać, gdy jestem pod postacią ryby, bo moja mama zmieniała się w przepiórkę i odziedziczyłam po niej tę umiejętność. Mój tata zmarł przy porodzie, ale mama dała radę i przeżyła, więc mieszkam tylko z nią w małym domku na obrzeżach Londynu. Jesteśmy dość biedne, ale mama wzięła dodatkowe zmiany w Mungu i teraz tyra całymi dniami i nocami aby spełniać moje zachcianki. Na piątym roku dowiedziałam się, że życie jest pełne niespodziewanych niespodzianek, ale o tym później. Gotowi na moją przygodę? Heheh po co pytam, wiadomo że tak, bo inaczej byście tego nie czytali!

Wstałam rano i się ubrałam. (Macie poniżej zdjęcie, bo mi się nie chce tego opisywać)

 (Macie poniżej zdjęcie, bo mi się nie chce tego opisywać)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zrobiłam se lekki makijaż i byłam już gotowa:

Moja mameła zawiozła mnie moim zielonym Lamborżini na peron

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Moja mameła zawiozła mnie moim zielonym Lamborżini na peron. Nawet nie zdążyłam zjeść,  więc jadłam w drodze. Z kufrem w dłoni i tłustym naleśnikiem dotarłam na peron. Mama powiedziała, że jedzie do swojego kolegi (haha kolegi - wyczujcie ten sarkazm), pewnie będę musiała go nazywać wujkiem (kolejny). Biedna ja, siłaczka wbiegłam w ścianę. Byłam prawie spóźniona. I nagle... Znalazłam się na peronie 9 i 3 czwarte (jak tu się robi ułamki? - dopisek poety).

Okazało się, że się wywróciłam. Ale o dziwo nie na podłogę, a na jakiegoś mężczyznę. Miał miodowe włosy, miodowe oczy, miodową cerę i ogólnie był taki, że tylko brać. Ale oczywiście ja - niezdarna puchonka, bo tylko puchoni są niezdarni, ze szoku wyplułam na niego tłustego, żółtego, upieczonego przez moją mamkę naleśnika. Żółte ciasto znalazło się na jego miodowej twarzy.

- O jezu, sorry bardzo. Zabrakło mi tchu przez na twój widok - rzekłam nieśmiało i oblałam się rumieńcami. Ah, ta moja puchońska nieśmiałość.

Mężczyzna zgarnął jednym ruchem tłustego naleśnika i uśmiechnął się.

- Nic się nie stało. Jak masz na imię, nieznajomo?

Zarzuciłam swoimi blond prostymi do ramion włosami i wykrztusiłam:

- Nie mogę ci tego zdradzić. Ale mów mi Słoneczko.

- Słoneczko? - powtórzył, jakby nie dowierzając.

Nie odpowiedziałam mu. Wstałam w sekund 5, wzięłam kufer w jedną łapę, a w drugą resztki mojego żółtego naleśnika (nie może się zmarnować).

Weszedłam do pociągu i podałam Mcmaggonagal mój kufer, bo się zmęczyłam. Staruszka ukłoniła się nisko i zabrała go gdzieś w pizdu daleko, ale to nie było już moje zmartwienie.

Znalazłam przedział z innymi puchonami, bo jestem tak nieśmiała, że nie zadaje się z ludźmi z innego domu.

Moi ziomale przywitali mnie nieśmiałymi uśmiechami. Do końca drogi się do siebie nie odzywaliśmy i czytaliśmy książki, bo jak wiecie - my puchoni nie robimy nic innego.

Będziesz wył w nocy jak wilk do księżyca ~ Remus Lupin [Parodia]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz