W sobotę Charles w pełni wyzdrowiał.
Raven jednak nie czuła się najlepiej. Zostawiła u Charlesa kilka scenariuszy, potępiając go za zarażenie jej (i ona sama oczywiście nie była niczemu winna. W ogóle). Jej rodzice zamknęli ją w domu, ale nadal próbowała nadzorować wszystko poprzez SMS-y i Skype'a.
- Gdzie, kurwa, jest Erik? - zapytała groźnie.
- Powiedział, że ma obowiązki związane z rodziną - odpowiedział Charles.
- A. Okej. - Raven zaakceptowała to z dziwnym spokojem.
- Czy to naprawdę okej? Mam do niego zadzwonić?
- Nie, wszystko w porządku. Erik pomaga swojemu dziadkowi w sklepie.
- Hmmm?
- Właśnie. Zabierz mnie do Seana. Muszę zobaczyć, jak mu idzie.
Raven wyglądała blado i nieciekawie, miała ciemne kręgi pod oczami. Jej głos był zachrypnięty od kaszlu i ciągłego krzyku. Poczucie winy ciągle dręczyło Charlesa, ale nie wiedział, co mógłby dla niej zrobić. W przeciwieństwie do siebie, Raven miała rodzinę, która się nią opiekowała. Potrzebowała odpoczynku bardziej niż jego towarzystwa, chociaż i tak rozmawiał z nią przez cały ranek. Naprawdę nic więcej nie mógł zrobić.
A potem przejechał obok małej kwiaciarni.
Baner był wyblakły i prawie zasłonięty przez wielkie drzewo, rosnące na środku chodnika obok. Wystawa była ozdobiona roślinami doniczkowymi i skrzynkami pełnymi lilii.
Ładny bukiet poprawiłby humor Raven.
Charles zaparkował przed sklepem, po czym do niego wszedł. Ciepłe słońce wyszło zza chmur, oświetlając pudła kwiatów na jednej półce i szklany wazon z aranżacją na drugiej. Nikt nie stał za ladą, ale drzwi na zaplecze były otwarte.
Charles przyjrzał się wcześniej przygotowanym bukietom, ale były one pełne zwykłych czerwonych i białych róż oraz kremowych lilii.
Raven lubiła głęboką purpurę i błękit, ale żaden kwiat nie miał takiego koloru.
Zadzwonił dzwonkiem i zaczął przeglądać książeczkę z kwiatami i ich cenami, gdy czekał.
- Dzień dobry - powiedział znajomy mu głos. - Jak mogę pomóc? Charles?!
Charles oderwał wzrok od broszury, by zobaczyć, jak Erik wyszedł zza zaplecza. Lehnsherr miał zielony fartuch zawiązany na koszulce i smugę brudu po ziemi na policzku.
- Erik? Co ty tutaj robisz?
- Pracuję tu.
- To sklep twojego dziadka? Tak? Jest uroczy!
Erik natychmiast zesztywniał, wpatrując się w niego.
- Wiem, że praca jest dla ciebie obcą koncepcją, więc jeśli przyszedłeś tutaj, by być protekcjonalnym dupkiem, to tam są drzwi.
Charles skrzywił się. Podczas wielu kłótni uciekał się do rozmaitych sztuczek, by zareagować na drwiny Erika np. protekcjonalność, która jest jego ulubioną, głównie dlatego, że gwarantowała natychmiastową furię, a Charles desperacko chciał odzyskać przewagę.
Dla dziecka, które zawsze było chwalone za dojrzałość, Charles był w tamtym momencie absurdalnie dziecinny.
- Mówiłem szczerze - zapewnił. - Przepraszam, jeśli to źle zabrzmiało.
Przez chwilę Erik wpatrywał się w niego, prawdopodobnie szukając ukrytego motywu lub śladu nieszczerości.
- Dziękuję - powiedział w końcu, trochę sztywno. - Co tutaj robisz?
- Chciałem kupić Raven kilka kwiatów, ponieważ "zaatakowałem ją zarazkami."
- Masz na myśli zarażanie, tak? - zapytał Erik z uśmieszkiem.
- To były jej słowa. Nie zrozumiała tego, choć wyjaśniłem to.
- To może dlatego, że brzmisz jak dupek za każdym razem, gdy kogoś poprawiasz.
Charles uśmiechnął się.
- Jestem taki, jaki musiałem być w moim środowisku.
Erik prychnął.
- Jesteś pewien? W porządku, zgaduję, że już spojrzałeś na możliwe warianty kwiatów.
- Tak. Są piękne - oznajmił pospiesznie Charles. - Ale chodziło mi o coś bardziej przepraszającego, a one są zwyczajne.
- Tak, są zwyczajne. Raven potrzebuje czegoś wyjątkowego. - Erik otworzył broszurę i zatrzymał się na stronie z ciemnopomarańczowymi liliami. - Mogę połączyć niektóre kwiaty. - Przerzucił kilka stron. - Fioletowe gladiolusy. Dodam trochę tęczówek i lilii dziennych. - Podniósł wzrok na Charlesa. - Cena nie jest problemem?
- Nie - mruknął Charles, czując się dziwnie zakłopotany.
- Dobrze. Nie zajmie mi dużo czasu, żeby to przesadzić, więc jak chcesz możesz czekać.
- To dobrze. - powiedział Charles. - Dziękuję bardzo.
Erik machnął ręką w stronę Charlesa i poszedł na zaplecze. Przez szeroko otwarte drzwi Charles widział wiadra świeżych kwiatów i półkę pełną wazonów. Patrzył, jak Erik ostrożnie ogląda wazony przed wyjęciem solidnego, szerokiego wazonu z niebieskim wzorem na szkle. Podniósł i położył na stole, a potem zaczął ostrożnie przesadzać kwiaty z wiader.
Charles obserwował go z zainteresowaniem. Ręce Erika były równie tępe i zrogowaciałe, jak jego postawa, ale radził sobie z kwiatami zręczną ręką i był delikatny. Kwiaty były wybierane z pomyślunkuem, tylko najjaśniejsze i nieuszkodzone kwiaty wykładał do wazonu. Jego twarz, zwykle zmarszczona w jakimś grymasis (przynajmniej przy Charlesie), rozluźniła się w spokojnym skupieniu. Starannie i precyzyjnie układał aranżację, która była przepiękna.
Po około dziesięciu minutach Erik podał mu wazon z irysami i liliami, ujęty w długie łodygi gladiolasów.
- To jest piękne, Erik! - Charles sapnął. - Jesteś bardzo utalentowany!
- Och, zamknij się - mruknął Erik, a czubki jego uszu były czerwone. - To nie czarna magia. Musisz tylko umieć dobierać kolory.
- Cóż, myślę, że to genialne.
- ...dzięki.
Erik podał mu terminal, a Charles przyłożył do niego swoją kartę.
- Powiedz Raven, że jest dobrze, odkąd odeszła i niech nie wracać” - powiedział Charlesowi.
Kilka miesięcy temu Charles byłby zbulwersowany pozornie szczerym brakiem współczucia Erika. Ale po tym, jak zobaczył, jak układał bukiet Raven z taką troskliwością, Charles zdał sobie teraz sprawę, że Erik musiał się drażnić, mimo doskonałej śmiertelnej postawy.
- Mam nadzieję, że będzie spała, kiedy tam dojadę. Była absolutnie koszmarna przez telefon.
***
Raven obdarzyła Charlesa zmęczonym uśmiechem, gdy ten położył wazon na nocnym stoliku.
- Co to jest? - szepnęła.
- To przeprosiny. Poświęciłeś wiele, aby się mną zaopiekować, a ja ci opłaciłem chorobą.
Raven przewróciła oczami.
- Szczerze mówiąc, prawdopodobnie był to skutek stresu. Ale dziękuję. Są piękne.
- Właściwie to Erik załatwił sprawę.
- Poszedł do sklepu jego dziadka? Skąd w ogóle wiedziałeś gdzie on jest? - Oczy Raven były komiczne wytrzeszczone.
- Nie zrobiłem tego celowo. Poszedłem kupić ci kwiaty, a Erik stał za ladą. Zaufaj mi, to było szokujące.
Raven uniosła jeden kącik ust.
- Erik jest pełen niespodzianek, prawda?
- On jest... jest lepszy, niż myślałem - przyznał Charles.
Właściwie te tajemne strony Erika zaczynały wywoływać palącą fascynację u Charlesa, ale nie śmiał wyznać tego Raven.
CZYTASZ
Pozory bywają mylące | Cherik
FanfictionWrogość Charlesa i Erika jest wszystkim doskonale znana, ale po czterech latach dyrektorka ma tego dość. Po ostatniej kłótni w klubie dyskusyjnym MacTaggert daje Erikowi i Charlesowi ultimatum: muszą pomóc Raven przy sztuce teatralnej, a kolejna kłó...