|8| Obserwowana

71 8 8
                                    

          Dwie dziewczyny zmierzały w głąb dżungli. Jedna w płaszczu z kapturem, druga w lnianej koszuli, z włosami związanymi z tyłu głowy. Ta pierwsza ciągnęła za sobą wiklinowy kosz, śmiało poruszając się w gąszczu roślin, ta druga zaś miała spore trudności, aby dotrzymać jej kroku.

          — Iris, proszę, zwolnij. Wciąż bolą mnie nogi po wczorajszym treningu i wycieczce z Jamesem...

          Dziewczyna o ciemniejszej cerze tylko zmięła jakieś przykre słowa w ustach.

          — Już zaraz będziemy — rzuciła siląc się na przyjazny ton głosu.

          I miała rację. Już po chwili zatrzymały się przy kilku wysokich drzewach, których korony splątane były parę metrów od ziemi.

          — To papaja — wyjaśniła Iris. — Zbierz leżące tu owoce, a ja pójdę kawałek dalej, po abricot. Może mi zejść trochę więcej czasu niż tobie, więc jak będziesz się nudzić, możesz potrząsnąć drzewem, żeby spadło ich jeszcze trochę.

          Dziewczyna klepnęła dłonią drzewo, które drgnęło lekko pod wpływem nacisku. Mab kiwnęła tylko głową na znak, że rozumie polecenie i kiedy tylko Iris zniknęła za krzewem o olbrzymich liściach, przycupnęła na ziemi. Uprzednio upewniając się, że nie ma tam mrówek. Wyciągnęła przed siebie nogi i leniwie zmrużyła oczy, wpatrując się w nikłe promienie słońca przebijającego się przez gęste korony drzew. Kilka miesięcy temu nawet nie wyobrażała sobie, że mogłaby spędzać czas w tak ciepłym miejscu. Klimat tutejszych lasów zdecydowanie nie należał do ulubionych Mab, ale w obecnej chwili nawet nie drażnił jej tak bardzo. Pozostające w bezruchu nogi nie bolały i to było teraz najważniejsze.

          Po chwili słodkiego odpoczynku postanowiła zabrać się do pracy. W końcu mogła się na coś przydać! Z misją w sercu, ostrożnie zbierała owoce pokryte żółtą, chropowatą skórką i gromadziła je w jednym miejscu. Trafiło się kilka nadpękniętych papai, które stały się źródłem słodkiego pożywienia dla okolicznych owadów. Zniesmaczona dziewczyna wyrzucała takie egzemplarze daleko w krzewy, żeby nie trafić na nie ponownie. Na szczęście większość owoców była w dobrym stanie i szybko zebrała się ich całkiem spora kupka.

          Po zakończonej pracy, Mab postanowiła dać nogom kolejny moment wytchnienia. Tym razem myślami wróciła do swojego domu. Była niesamowicie ciekawa, co teraz porabia jej rodzina. Ojciec pewnie pracował, zaś matka przygotowywała obiad z ryb, które wczoraj złowił... ale czy bez Mab obok faktycznie ich dzień wyglądał jak każdy inny? Mimo usilnych starań, dziewczyna nie potrafiła wyobrazić sobie, w jaki sposób jej nieobecność mogła wpłynąć na zmianę ich codziennych działań. Z pewnością tęsknili, lecz to czucie nosili w sercu, nie rękach.

          Skoro mowa o rękach. Panna Jones podniosła się i postanowiła odbyć drugą rundę z papają, skoro Iris wciąż nie wracała. Mab oparła obie dłonie o pień drzewa próbując je poruszyć, lecz wbrew pozorom, jakie sprawiał jego cienki obwód, nie było to takie łatwe. Po chwili jednak wypracowała odpowiednie ruchy, dzięki czemu dwa, bądź trzy owoce upadły na miękką ściółkę. Zadowolona dziewczyna postanowiła kontynuować zbieranie, nasłuchując, czy Iris się już nie zbliża. Na to się jednak nie zapowiadało.

          Tymczasem w kryjówce Bractwa panowało poruszenie, jakiego nie było tam, odkąd zaatakowani zostali przez Templariuszy kilkanaście tygodni temu. Część Asasynów szykowało broń i inne niezbędne rzeczy do podróż. Niektórzy zgromadzeni byli przy dużym stole, gdzie omawiano wszelkie plany oraz strategie. Reszta prowadziła żywe dyskusje w mniejszych grupach, bądź udała się na plac treningowy, aby z jeszcze większym zapałem ćwiczyć swoje umiejętności.

Mariaż z córką rybakaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz