- Eli, Eli! - Rose biegła w moją stronę z wielkim uśmiechem dwulatka. Mała nie chciała nazywać mnie Beth. Upodobała sobie to zdrobnienie, kiedy pewnego dnia wpadł tutaj Syriusz. A najgorsze było to, że rodzicom spodobała się moja nowa ksywka.
Rose ominęła mnie ze śmiechem i pobiegła do najniższej półki. Jak na dwulatkę była za bardzo ruchliwa. Wszędzie było jej pełno, a w małej powierzchni sklepu, to uciążliwie.
Dwie malutkie, rude kitki podskakiwały za każdym razem, gdy się poruszyła. Wielki uśmiech ukazywał trzy ząbki. Na twarzy nie miała ani jednego piega, co mnie lekko zasmuciło.
- Bawa! Bawa! - Rose stanęła przede mną z wyciągniętymi rękami. "Bawa" po Rose'owemu oznaczało zabawę. Podniosłam ją, a ona wszczepiła się we mnie, jak małpka.
- Nie chcesz iść do swojego kącika w "gabinecie" taty? - spytałam i połaskotałam brzdąca. Po całym miesiącu z Rose, wstyd się przyznać, ale miałam jej trochę dosyć. Cieszyłam się, że widzę ją tylko przez wakacje i przerwy w szkole.
- Ne! - Rose zrobiła minę szczeniaczka. - Eli!
Westchnęłam. Naprawdę chciałam poczytać książkę... A poza tym na kogoś czekałam...
- Chodź... zobaczysz, że będzie fajnie w kąciku...
Zaniosłam ją do "gabinetu". Już nie leżały wszędzie porozrzucane pergaminy z zapiskami ojca. Teraz po podłodze walały się dziecięce zabawki. Położyłam Rose na poduszce i wręczyłam jej białego pluszowego misia, którego nie chwaląc się, sama jej kupiłam.
Na widok Po, jak go nazwała, obdarzyła mnie słodkim uśmiechem.
Odpowiedziałam tym samym i najpierw upewniwszy się, że nic nie zagraża dziecku, opuściłam kantorek i wróciłam do kasy.
Rose zajęta zabawą, więc mogę w spokoju poczytać. Zanurkowałam pod ladę i wyciągnęłam książkę. Ułożyłam się w wygodnej pozycji i zaczęłam czytać.
Po kilkudziesięciu minutach przerwał mi dzwonek przy drzwiach, oznajmiając, że ktoś wstąpił do naszego sklepu.
Podniosłam szybko wzrok znad książki i tak jak się spodziewałam na środku sklepu stał Barry.
Po tym jak pomagał mi w zeszłym roku, zaprzyjaźniliśmy się. Sowy latały do naszych domów, jak oszalałe z nowymi listami. Barry opowiedział mi, jak razem z ojcem udał się do Paryża, aby opisać Kongres Czarodziei. Niedawno wrócił i obiecał, że wpadnie do mojego sklepu, ponieważ dobrze wiedział, że spędzam tu każde wakacje.
Barry wydoroślał. Teraz jego niebieskie oczy wysyłały mądre iskierki, zamiast figlarnych. Gęste blond włosy miał gustownie uczesane.
- Hej - przywitałam się i odstawiłam książkę pod ladę.
- Cześć.- Nagle z "gabinetu" ojca wybiegła Rose. Podeszła chwiejnie do chłopaka i zaczęła mu się przypatrywać. Później uśmiechnęła się, jakby stwierdziła, że Barry jest w porządku. - To twoja siostra? - chłopak uklęknął, tak, że znalazł się na wysokości piwnych oczu dziewczynki. - Jak masz na imię? - zapytał najsłodszym głosem.
- Rose - odpowiedziałam, ponieważ siostra jeszcze nie potrafiła go wymówić.
- Miło mi cię poznać. - Barry wystawił rękę, którą z wahaniem uścisnęła. Po czym zawstydziła się i schowała za mną. Wyszłam zza lady, a dziecko nie odstępowało mnie na krok.
- Chyba jej nie przestraszyłem, co? - zmartwił się chłopak.
Szybko pokręciłam głową, a policzki zaczęły mnie piec.
VOCÊ ESTÁ LENDO
Chemia Nienawiści
FanficHogwart skrywa w swoich murach niezliczone pokłady tajemnic. Młoda czarownica Elisabeth Salem właśnie przybyła do tej wyśnionej przez nią szkoły. Chce tutaj przeżyć swoje niezwykłe przygody, lecz na jej drodze staje niezwykle narcystyczny Syriusz Bl...