VII

668 70 13
                                    

Najciszej jak potrafię, wchodzę powoli na korytarz. Wzrokiem odnajduję pokój, w którym kiedyś spędziłam noc z Camilą. Drzwi są lekko niedomknięte, więc trącam je delikatnie pistoletem. Mam nadzieję, że Dinah dalej ubezpiecza moje tyły, bo nadal nie wiemy, gdzie jest morderca. 

Wchodzę wolno do pomieszczenia, wyciągając broń przed siebie. Czarna zakapturzona postać pochyla się właśnie nad dziewczyną, która jest przywiązana do kaloryfera. 

- Stój, nie ruszaj się - syczę cicho, a mężczyzna wyraźnie zastyga zaskoczony, że w ogóle ktoś go nakrył. - Zawsze jesteś krok przed nami, SweetPoison, co? Nie tym razem. Podnieś ręce do góry i odwróć się - robi, co każę, spoglądając na mnie uważnie, a jego wzrok wyraża ogromne zdziwienie.

- Jednak mnie znaleźliście? Jakim cudem? - pyta, rozszerzając oczy, kiedy jego spojrzenie ląduje na broni, wycelowanej w niego.

- Jesteś mało przewidywalny - prycham, kręcąc lekko głową. - Nie ruszaj się - mamroczę, gdy stawia nieznacznie krok do przodu. 

- Zniszczę cię, Jauregui - warczy, ruszając prosto na mnie. Odskakuję w bok, strzelając go w nogę i podbiegam do dziewczyny. Szybko pozbywam się knebla z jej ust, ujmując delikatnie jej policzek.

- Wszystko w porządku? Nic ci nie zrobił? - pytam, przecinając sznury scyzorykiem. Brunetka wyraźnie oddycha z ulgą, rozcierając obolałe nadgarstki.

- Nie, tylko się przestraszyłam - szepcze. Chowam nożyk do kieszeni, kiedy pada dosyć głośny huk strzału. - Uważaj - dziewczyna ciągnie mnie delikatnie w dół, ale kulka trafia mnie w ramię. Na szczęście do środka wpada Dinah z naszymi i zgarniają go. - Wszystko dobrze? - pyta przestraszona, a ja uśmiecham się lekko.

- Nie z takich obrażeń się wychodziło - sapię, podnosząc się delikatnie. Pomagam dziewczynie wstać, a ta od razu wpada w moje ramiona, szlochając cicho. - Hej, spokojnie, już jesteś bezpieczna - przyciągam ją bliżej siebie, dając czułego buziaka w czoło. - On cię już nie skrzywdzi, właśnie zawieźli go na komisariat.

- Boję się - szepcze, wtulając twarz w moją szyję. Przytulam ją mocno do siebie, kołysząc nami delikatnie i głaszczę ją po plecach w uspokajającym geście. - On... B-był k-kiedyś m-moim p-przyjacielem - jąka, zaciskając palce na mojej bluzie. - Znaliśmy się ze szkoły... Dokuczał mi bardzo później, chyba się mścił, że dałam mu kosza.

- Spokojnie - wsuwam dłoń w jej włosy i z wolna je przeczesuję. - Jesteś już bezpieczna. Nic ci nie grozi.

- Uratuje mnie pani? - unosi głowę w górę, spoglądając mi w oczy. Zagryzam wnętrze policzka, nieco smutniejąc. Nie pamięta mnie...

- Jestem Lauren - uśmiecham się lekko i całuję ją czule w czoło. - Tak, uratuję cię, Camz. Nic ci przy mnie nie grozi, jesteś tu bezpieczna.

- Pani komendant - odwracam się w stronę drzwi, słysząc głos Tommy'ego. - Nie mamy za dobrych wieści. Wczoraj wieczorem nasz podejrzany zaatakował rodziców panny Cabello. Oboje nie żyją - brunetka wybucha głośnym płaczem, wtulając się we mnie mocno, więc przyciągam ją bliżej do siebie, próbując ją jakoś uspokoić.

Sweet poison || Camren FF || ✅ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz